Zabobon "dwojga dzieci"

Co projektuje Sroczka?

Grono młodych chłopów siedziało sobie przy "bimbrze" i rozmawiali o dwu najmodniejszych dziś sprawach: o ślubach i dzieciach.

- Księża wymyślili śluby, żeby sobie kabzę nabijać! - dowodził Potępa.

- Albo mi w kościele ślub brać, albo w stodole, to jedno. Co za różnica! Czym się różni para młodożeńców, co odchodzi od ołtarza, od pary młodożeńców, co odchodzi od urzędnika, który dał im ślub cywilny? Czy jednym co przybyło, czy drugim co ubyło? - mądrował się Piątkowszczak, który Francję zjeździł i wszystkie kąty świata, no i "nabawił się tam pewnego paskudnego choróbska, o którym wstyd mówić.

- Najlepiej, żeby żadnych ślubów nie było! Co to potem. Księdzu płać! Urzędnikowi płać! A potem jeszcze dzieciaki chowaj! - rzucał się Ignacy Sroczka.

- To, Ignaś, chciałbyś żyć z babą bez ślubu i bez dzieci? - zauważył najmłodszy z towarzystwa Mrówka.

- jużci! To byłoby najlepsze. Bo te wszystkie "śluby" to tylko wyłudzanie grosza z chłopa. Chłop nie wystanie wszystkim płacić! Nie wytrzymamy tych ciężarów!

- A powiedz, Ignaś, czy będą chłopy, jak nie będą mieli dzieci? - pytał z głupia frant Mrówka.

Ignacy podrapał się w głowę, a potem zawołał:

- Ta ludzi nigdy nie braknie!

- Ale czy chłopy będą? Czy polskie chłopy będą na świecie, jeżeli nie będą mieli dzieci?

Ignacy milczał, pozostałe towarzystwo - również.

Po chwili Mrówka ciągnął dalej:

- Widzisz, Ignacy, tak jak ty radzisz, byłoby rzeczywiście najłatwiej żyć. Bo nie potrzeba było by dbać o taką babę, co z nią żyło by się na wiarę, i w każdej chwili możnaby takie czupiradło wyrzucić z domu na zbity łeb. Tak samo nie jest żadną sztuką w ten sposób żyć w małżeństwie, żeby nie mieć dzieci. Ale czy ty, Ignac, myślisz, że gdyby istotnie takie pożycie małżeńskie było najlepsze, to cały świat już dawno by tak nie żył? Czy sądzisz, żeś ty dopiero taki mądry? Ale widocznie takie życie, jak projektujesz, do niczego nie prowadzi, bo wszędzie są śluby: jak nie religijne, to psie, ale są. Natomiast tak, jak we chlewie: bez ślubów - nigdzie ogół ludzi na świecie nie żyje, nawet najdziksi. I powiem ci jeszcze jedno: Jeżeli mi ktoś podaje jakiś towar, żebym go kupił, i ceni go bardzo tanio, to ja sobie zaraz myślę, że to albo towar kradziony, albo nic nie wart. Tak samo myślę i o twoim projekcie: żeby żyć w małżeństwie bez ślubu i bez dzieci. Zbyt łatwe to byłoby życie, żeby na prawdę było dobre... Każdy zbyt tani towar jest podejrzany. Znamy się, na przykład, my chłopcy, na wartości dziewcząt, bo obcujemy z nimi na zabawach. Otóż zapytuję was: Co warta jest dziewczyna, która ci się od razu wiesza na szyję? "Łachudra."" - mówisz wtedy na taką i spluwasz z obrzydzenia, choćbyś się nawet z nią zadawał.

- Jużci! - wołali rozbawieni młodzieńcy. - Łachudra! Paskudztwo!

- Do życia "na wiarę" dobre jest takie paskudztwo, ale na żonę?... Od powietrza, głodu, ognia, wojny i takiej żony zachowaj mnie, Panie! - zarzekał się Mrówka, a chłopcy się śmiali, aż grzmiało w chałupie, wołając:

- Prawda! jużci prawda!

- A jednak - prawił swoje Sroczka - wykształceni ludzie mają mało dzieci: jedno, dwoje, najwyżej! Tylko głupi, ciemny chłop ma wiele dzieci. Patrzcie na Anglię, na Amerykę, na Francję, na Czechy, na Szwecję. Wszędzie, gdzie na świecie jest wysoka kultura, ludzie mają mało dzieci. Tylko gdzie ciemnota, tam jest wiele dzieci: w Rumunii, Bułgarii i u naszych głupich chłopów na naszej ciemnej wsi.

- Nie wieś ciemna, ale tyś głupi! Zresztą idzie agronom gminny, inżynier Kocur - zwrócił uwagę Mrówka, - to z nim jeszcze o tym pomówimy.

- A rzeczywiście idzie! - zauważył Potępiak, który stał przy oknie.

- Zobaczysz, że inżynier mnie poprze! Przecież to wykształcony człowiek! - odgrażał się Mrówce zaperzony Sroczka - Zaraz go o zdanie zapytam!

Musimy mieć dużo ludzi zdolnych.

Nasi młodzieńcy przedstawili zaraz sprawę agronomowi, a ten wtedy powiada:

- O dwu rzeczach rozmawialiście: o ślubach i o dzieciach. Czy tak?

- Tak.

- O czym chcecie, żebym do was mówił: czy o dzieciach, czy o ślubach?

- O jednym i o drugim.

- To za dużo na raz. Ale skoro koniecznie - chcecie, to może zaraz powiem trochę o dzieciach, a o ślubach więcej, ale kiedy indziej. Na razie powiem jedno: że jednak jest różnica między tymi nowożeńcami, co odchodzą od ołtarza, a tymi, co odchodzą od urzędnika. Ale nie od razu różnicę tę widać. "Bo nie od razu wszystko widać.

- Rzeczywiście, rzeczywiście! Prosimy więc powiedzieć swe zdanie o ilości dzieci w rodzinie!

- Ale przedtem muszę was zapytać: czy chcecie, żeby istniała Polska?

- A kto by tego nie chciał! - odpowiedzieli zdziwieni gospodarscy synowie.

- A czy chcecie, żeby istniała wieś polska i żeby chłop miał w niej wielkie znaczenie? żeby na chłopie mogła oprzeć się Polska?

- Ależ to jasne jak słońce na niebie - odrzekli żywo.

- Teraz wiem, co wam powiedzieć. Otóż z ludzi wykształconych, gdy chodzi o ich życie małżeńskie, nie bierzcie dziś przykładu, bo ludzi wykształconych jest mało: tak mało, że z nich nie mogło by być narodu. Natomiast z chłopów może być naród, bo jest ich dużo. Ludzie wykształceni długo się uczą, a potem mają mało dzieci i ich rodziny wymierają. Polska złożona z takich rodzin...

- ...szybko by wymarła - dokończyli chłopi.

- Właśnie. Ludzie wykształceni źle robią, że mają mało dzieci. Bo ludzie wykształceni to zazwyczaj ludzie zdolni, a zdolni ludzie rodzą zdolne dzieci; gdyż jaki gatunek rodziców, taki gatunek dzieci. Jeżeli najzdolniejsi Polacy będą mieli najmniej dzieci, to w Polsce będzie coraz mniej ludzi zdolnych. Wprawdzie będziemy się wszyscy uczyli w szkołach, po siedem, dziesięć, dwadzieścia, a nawet po trzydzieści lat, ale zdolnych Polaków będzie coraz mniej. A wykształcenie, zwłaszcza wyższe wykształcenie, wtedy ma sens, gdy głównie ludzie zdolni uczą się na lekarzy, na inżynierów, na nauczycieli, na urzędników, na księży, na wojskowych. Czyż nie wiecie, że każdy lekarz ma jednakowe wykształcenie, a czemu jeden umie pomóc w chorobie, a drugi do grobu wpędzi? A bo ten, co umie pomóc, to człowiek zdolny. Niezdolny lekarz ma tylko naukę w głowie, a zdolny oprócz nauki ma jeszcze specjalny dar do leczenia. Napewno też, moi obywatele, chcecie, żeby kultura w Polsce stała wysoko?

- Oczywiście!

- Otóż kultura tylko wtedy może stać wysoko, gdy wśród ludzi wykształconych jest bardzo dużo zdolnych lekarzy, nauczycieli, zdolnych urzędników, zdolnych księży, wojskowych, zdolnych polityków. Bo widzicie, ten rządzi, kto ma lepszą głowę. Głowa ma największe znaczenie, a nie inna część ciała. Patrzcie! Oto niedawno ludzie wykształceni wymyślili czołgi i aeroplany. Od tego czasu kto miał więcej czołgów i aeroplanów, ten wygrywał wojnę. Ale wkrótce znaleźli się zdolniejsi od tamtych ludzi, wykształceńsi, no i wymyślili bombę atomową. Teraz już można mieć milion czołgów i aeroplanów, lecz wojny się nie wygra, jeżeli się nie ma choćby stu bomb atomowych. O, Polska musi mieć bardzo dużo ludzi zdolnych! A zdolni ludzie są wpierw dziećmi. A zdolne dzieci rodzą się z małżeństw ludzi zdolnych. Dlatego źle robią ludzie wykształceni, że nie mają dużo dzieci, bo pozbawiają Polskę największego skarbu: ludzi zdolnych. Gdy będziemy mieli dużo ludzi zdolnych, wtedy nikomu się nie damy.

- Panie inżynierze! - odezwał się Potępa. - W Polsce jest najwięcej chłopskich dzieci. Na pewno jest wśród nich dużo dzieci zdolnych. Dlatego każdemu chłopskiemu zdolnemu dziecku powinien rząd dawać szkołę za darmo i utrzymanie w mieście przez cały czas nauki dawać darmo. Wtedy Polska będzie miała dosyć łudzi zdolnych nawet bez powiększenia liczby dzieci w rodzinie.

- Częściowo to prawda! - odpowiedział agronom. - Ale co będzie, gdy wszystkie chłopskie zdolne dzieci wykształcimy, a one potem, wszedłszy w związki małżeńskie, nie będą miały dzieci?... W ten sposób gatunek zdolnych łudzi może nam szybko wyginąć...

- Po prostu obowiązkiem wykształconego człowieka powinno być, żeby w swym małżeństwie miał wiele dzieci. Inaczej jest to szkodnik wobec postępu, wobec kultury, wobec Polski - mówił Mrówka.

- Czyż narodowi opłaci się takich ludzi tyle lat kształcić, tyle pieniędzy łożyć dla nich na szkoły, żeby oni sobie potem beztrosko wymierali? Niech narodowi płacą... dziećmi za naukę!

- Panie Mrówka! - odrzekł agronom.

- To, co pan, prosty chłop mówi, to samo twierdzą dziś najwybitniejsi uczeni, znawcy spraw ludnościowych w Anglii, Ameryce, Francji, Szwecji, Czechach. Bo wszędzie tam ludzie się coraz więcej kształcą i coraz więcej się ludzi kształci, ale coraz mniej jest tam łudzi zdolnych, a to dlatego, że małżeństwa ludzi najzdolniejszych miewają tam zamiast najwięcej

- najmniej dzieci. Dlatego rozlega się tam krzyk o ratowanie kultury i postępu za pomocą małżeństw ludzi zdolnych, mających wiele dzieci.

Zdychająca szkapa.

- Panie inżynierze! - odezwał się po chwili Sroczka. - Ależ ja wszędzie dotychczas słyszałem, że tylko ciemni ludzie mają wiele dzieci i że nigdzie nie ma tyle dzieci jak w Polsce?

- Tak mówią tylko ludzie, którzy się zupełnie nie znają na tych sprawach. Ale nauka mówi o tym co innego. W dodatku niech się pan nie dziwi, gdy pan słyszy takie głupie zdania, bo nauka zaczęła badać sprawę dzietności rodzin bardzo niedawno. Dlatego na tych sprawach zna się bardzo mało kto, nawet spośród ludzi wykształconych. Na razie tylko specjaliści, tak zwani z grecka "demografowie", na tym się znają i o tym piszą uczone książki. Wśród polskich najwybitniejszych uczonych posiadamy takich "demografów" dopiero kilku. Gdyby nasza inteligencja znała się na tym, ile mieć dzieci, to nie miewałaby po jednemu dziecku, ani po dwoje. Co do sprawy dzietności rodzin nasza inteligencja jest jeszcze nieuświadomiona.

- Jak to? Dlaczego?! - wołali zdumieni chłopi.

- Spróbujcie spytać pierwszego lepszego inteligenta, czemu ma tylko dwoje dzieci, to on wam zaraz zacznie naiwnie tłumaczyć: "A niech tak każdy ma po dwoje dzieci, to stale w Polsce będzie ta sama liczba ludności. Więcej zaś ludzi Polsce nie potrzebą, niż jest teraz".

- Prosimy więc nam wytłumaczyć, co mówi o tych sprawach wiedza - pytał Mrówka.

- Moi panowie! - zaczął inżynier. -Statystyk szwedzki Fahibeck obliczył, że gdyby każde małżeństwo miewało tylko po dwoje dzieci, to po 77-iu latach ludność takiego społeczeństwa zmniejszyłaby się o połowę.

- To nie do wiary! - zawołał Sroczka.

- Chcieliście wiedzieć, co mówi nauka, to wam powiedziałem. Bo, widzicie, nie każde dziecko, co się urodzi, dożyje takiego wieku, żeby mogło założyć rodzinę. I nie każde, co dożyje pełnoletniości, chce się żenić. I nie każde, co się żeni, może mieć dzieci, bo przecież są małżeństwa bezpłodne i to bezpłodne nie z chęci, ale z natury. A iluż ludzi umiera, będąc małżonkami, zanim jeszcze zdążyli wydać na świat dzieci. A ilu, znów, ludzi umiera z powodu epidemii, wojen, wypadków!

- A co mówią jeszcze inni uczeni "demografowie"?

- Taki np. statystyk Burgdorfer podaje w swej książce "Naród bez młodzieży" specjalne tablice, gdzie wykazuje, że gdyby każde małżeństwo miewało tylko podwoje dzieci, to po 60 latach z każdego dziś żyjącego tysiąca ludzi zostałoby tylko 386 ludzi, a po 150 latach... 92 ludzi. Czy rozumiecie? Z każdego dziś żyjącego tysiąca ludzi zostałoby 92 ludzi. Zaledwie.

- To straszne.

- Tak, to przerażające. Narody, gdzie małżeństwa mają po dwoje dzieci, muszą więc z czasem wymrzeć. I jeżeli narody nam współczesne jeszcze nie wymarły, to tylko dlatego, że od niedawna wpadły na ów głupi dowcip, żeby mieć po dwoje dzieci.

- Ale czemu się o tym nie mówi, nie pisze w gazetach, nie woła na ambonach? Jak to: to i nasza Polska ma wymrzeć? Czemu o tym się milczy? - krzyczał Potępa. - Przecież o tym w Polsce nikt nie wie! I nikt tego u nas nie rozumie. Przecież nawet teraz u nas na wsi śmieją się z małżeństwa, co ma dużo dzieci! I tylko na tego, co ma jedno, dwoje, mówi się dziś, że ten właśnie jest kulturalny, nowoczesny, postępowy!

- Tak - wyjaśniał dalej spokojnie inżynier - z każdego tysiąca takich "postępowych" chłop ów, co miewają teraz po dwoje tylko dzieci zostanie po 150 latach zaledwie... 92 ludzi. Jeśliby zaś wszystkie małżeństwa polskie od dziś miewały tylko po dwoje dzieci, to za 150 lat z dzisiejszych 22 milionów zostałoby w Polsce tylko... 2 miliony ludzi ludności polskiej. Dlatego to zapytałem was na początku, czy chcecie, żeby istniała Polska, i czy chcecie, żeby chłop w Polsce miał wielkie znaczenie. Polska bowiem z małżeństwami o dwojgu dzieciach - wymrze wkrótce.

Również chłop o dwojgu dzieciach, to chłop wymierający. Wieś złożona z takich chłopów jest jak zdychająca szkapa. Nie potrzeba na nią Hitlera, bo sama zginie... z braku dzieci.

Rycerz Niepokalanej 3/1946, grafiki do artykułu: Zabobon dwojga dzieci, s. 51
Podchorąży Jan Szostak spędził urlop świąteczny w gronie swej licznej rodziny, osiedlonej na ziemiach odzyskanych we wsi Moszewo powiatu krośnieńskiego n. Odrą. Obok p. Maria Szostakowa, szczęśliwa matka 7 dorosłych synów i 10 córek. Tylko rodziny o licznych dzieciach stworzą Polskę silną i umocnią ją na Zachodzie.