Z listów do "Rycerza Niepokalanej"

Wśród trosk i kłopotów życiowych, jakie ustawicznie człowieka prześladują, daje się niejednokrotnie zauważyć łaskę Matki Niepokalanej, która to łaska, niby cudowne źródło, wytryska nieraz niespodziewanie w szarem życiu człowieka. Niewdzięcznością byłoby ze strony takiego człowieka, który owej łaski doznał, nie podziękować za nią Niepokalanej.

Obrazek tej łaski, a raczej przykład, jaki poniżej przytaczam, miał miejsce i w moim życiu. Czuję się przeto w obowiązku złożyć gorące podziękowanie Matce Niepokalanej i prosić Ją nadal o Jej opiekę. W tym też celu proszę Wiel. Ojców o umieszczenie mego podziękowania w "Rycerzu Niepokalanej", aby mogło służyć innym za przykład dawno już dowiedzionej prawdy, że ten, kto złożył z całym zaufaniem swe troski i kłopoty Matce Niepokalanej, zawsze zostanie wysłuchany. -

"Byłem w wojsku. Służba moja dobiegała końca. Niestety jednak, zamiast się cieszyć z odzyskanej na powrót swobody, ciężki smutek i przygnębienie przygniatały mię z dnia na dzień w miarę zbliżania się ostatniego dnia, w którym miałem opuścić wojsko.

Byłem bowiem sam. Nie miałem dokąd jechać. Nie miałem tak drogiej każdemu sercu strzechy rodzinnej, któraby mię przygarnęła po długiej nieobecności, nieobecności wynikłej ze spełnionego względem Ojczyzny obowiązku. A czasy były ciężkie. Z lękiem myślałem o nieznanem, zbyt bowiem dobrze zdawałem sobie sprawę z położenia, w jakiem niebawem miałem się znaleźć, by podzielać losy tysiącznych w dzisiejszych czasach bezrobotnych, których straszliwe wizje i koszmary ustawicznie po nocach mię prześladowały. Obcując myślą razem z nimi, upodabniałem się do nich. Czułem, że staję się dzikim, węszącym za żarciem zwierzem, którego, gdy mi już w wojsku nie dadzą, muszę go sam jak drapieżnik pazurami grabić.

W takim stanie rzeczy zapomniałem wkrótce o Bogu. Oto po długich dniach rozterki duchowej, przychodzi naraz upamiętanie. Los chciał, że kiedyś w pułkowej świetlicy wśród stosów gazet oraz wszelkiego rodzaju wojskowych pism, jakimi nas hojnie zasypywano, zawieruszył się niepokaźny "Rycerz Niepokalanej".

Wziąłem go zrazu obojętnie do ręki, lecz po chwili, powodowany dziwną intuicją, począłem go czytać uważnie. Z prostych, skromniusich szpalt małego pisemka, płynęło jakieś błogie, kojące mój smutek światło, które stopniowo otworzyło mi oczy i wpłynęło przez nie w głąb duszy mojej.

Przejrzałem! W kilka dni później w cywilnym, spleśniałem przez długie leżenie w wojskowym magazynie, ubraniu wychodziłem z koszar, udając się na dworzec kolejowy. I chociaż byłem już naprawdę bezrobotnym - świadczył o tym wymownie mój wygląd - to jednak z otuchą przyciskałem do piersi książeczkę wojskową, mój jedyny dokument, obok którego spoczywał niebieski "Rycerz Niepokalanej", a który teraz niby puklerz stalowy osłaniał moje półnagie piersi.

Wziąłem go bowiem za swego przewodnika, wybrałem spośród tysiąca innych i... zaufałem.

Poprowadził on mnie szczęśliwie do cichej przystani, której na imię jest praca. I rzecz dziwna, ani razu nie byłem głodny, chociaż wsiadając onegdaj do pociągu, nie wiedziałem gdzie się posilę i gdzie złożę do snu skołataną głowę. Dobrzy ludzie pomogli mi, a zaprowadził mię do nich "Rycerz Niepokalanej".

W krótkim czasie, bo niespełna w półtora miesiąca otrzymałem posadę, z której jestem w zupełności zadowolony. Śpieszę więc na tej drodze złożyć gorące podziękowanie Matuchnie Niepokalanej i Jej niebieskiemu "Rycerzowi", któremu życzę wielkiego i zaszczytnego rozwoju dla dobra naszego i chwały Niepokalanej".

Równe Wołyńskie, w styczniu 1936 r.