Ludzie myślą, że zabawa to nic, a tymczasem zabawa gra dużą rolę w życiu człowieka, a bardzo dużą w życiu młodzieży. Jeżeli dziś młodzież jest taka skłonna do występków, to także dlatego, że dziś w zabawach młodzieży jest dużo występków. A poza tym młodzież dorosła zazwyczaj bawi się wspólnie: chłopcy z dziewczętami a więc w okresie przedmałżeńskim; jeżeli więc chłopcy z dziewczętami w tym okresie życia zabawiają się występnie, to ten sposób zabawy wpływa jak najgorzej na ich przyszłe życie małżeńskie.
Iluż to chłopców patrzy na przykład podczas zabawy, na tę lub ową pannę, jako przyszłą żonę. Ale gdy widzą, czego owa panna podczas zabawy się dopuszcza, to odchodzi im chęć do małżeństwa. Dziewczyna się potem zastanawia, co się stało, czemu o niej zapomniał, tak się przecież wesoło bawił, tak mu się przecież podoba. Bawił i podobała mu się, ale gdy wrócił do domu i pomyślał, że przecież życie małżeńskie wymaga wielkich cnót od żony i matki, to... się rozmyślił. Bo po co ma się wiązać na całe życie z byle kim. Prawda że są i dziś tacy mężczyźni co się nie żenią, bo im tak wygodnie, albo dlatego, że są w biedzie ale jest też wielu, co odkłada małżeństwo na jak najpóźniej bo się za dobrze przyjrzeli pannom... na zabawach.
Ale zabawa, to nie tylko okazja do tego, by się dać poznać, jako kandydatka na żonę czy kandydat na męża. Na zabawie jest zawsze dużo wesołości. Jeżeli podczas tych uciech jest obraza Boga, to ludzie mimo woli nabierają przekonania, że radość musi być połączona z grzechem.
[197]Jest to najfałszywsze przekonanie, jakie może mieć katolik! - Jak to? Więc tam, gdzie jest wesołość, tam musi być obraza Boga? Doprawdy, ale trudno wymyślić większe głupstwo. A jednak tak ludzie się do tego fałszu przyzwyczaili, że jak widzą na jakiejś zabawie występki, to nic prawie na to nie mówią.
A szczególnie coraz mniej sprzeciwiają się ludzie starsi i młodzi na zabawach: pijaństwu, bezwstydowi i bójkom. Toteż pijaństwo rozpusta i bójki, szerzą się coraz bardziej na zabawach naszej młodzieży szczególnie zaś latem i w okresie karnawału.
Ale ta młodzież przecież, co tak się źle bawi, nie jest niczyja. Ma przecież ojców i matki. Lecz ci ojcowie i matki kiwają najczęściej na to tylko głowami i mówią: że tak widoczne "musi być", że "takie czasy nastały, że "na to nikt nie poradzi".
Otóż właśnie, że poradzi, ale poradzi tylko dzielny ojciec i matka.
Młodzi dlatego dziś postępują źle bo wiedzą, że starzy milczą.
Dokąd to przychodzi syn, gdy kogoś porżnął nożem na zabawie? - Do domu, do rodziców. Dokąd wraca syn, gdy jest pijany? - Do domu rodzicielskiego. Dokąd to idzie córeczka, gdy wraca po północy lub nad ranem z zabawy? - A do matki i do ojca. I cóż wtedy rodzice? - Otóż rodzice nic i dlatego coraz to więcej synów wraca z bójek po zabawach, coraz więcej dzieci wraca pijanych bo się "zabawili". Coraz więcej córek coraz później wraca do domu do matki, bo "były na zabawie", lub "na spacerze".
Jeszcze kilkanaście lat temu, takie potworne zabawy młodych ludzi można było tylko zobaczyć po wsiach i miasteczkach ogłupionych przez lewicowe, czyli zżydziałe organizacje i zżydziałe partie polityczne, które podkopały w ludziach wiarę i które młodzież odarły ze wstydu. Tak samo jeszcze kilkanaście lat temu tylko na Kresach Wschodnich i tylko wśród ciemnych chłopów prawosławnych można było zobaczyć w dni świąteczne parobczaków obejmujących dziewczyny, w biały dzień, publicznie na oczach ludzi i wałęsających się tak aż do nocy. Dziś to samo można zobaczyć, gdy się idzie drogą w tej lub innej katolickiej polskiej parafii, co więcej: dziś to i co innego jest "przyjęte" robić w niektórych domach - na oczach matki-katoliczki i ojca-katolika. Wystarczy iść na pierwszą lepszą zabawę na wsi, żeby zobaczyć, że dziewczęta i chłopcy zachowują się tak, jakby nie mieli zupełnie wstydu i że siedzący pod ścianami z małymi dziećmi - rodzice, patrzą na to tak, jakby ich to nic nie obchodziło. Podobnie w bezwstydny sposób zachowuje się nierzadko konkurent do ręki córki i to na oczach rodziców owej córki i to nie gdzieś po nocy, ale w biały dzień w domu.
Otóż mówić, że "takie widoczne czasy nastały" to jest po pogańsku nie po katolicku. Po katolicku to jest zmieniać to co złe na dobre. TO CO DZIŚ JEST NA ZABAWACH I W OBYCZAJACH NARZECZONYCH, TO WCALE NIE "MUSI BYĆ" BO TO LUDZIE WPROWADZILI. A TO CO LUDZIE ZROBILI ŹLE, TO LUDZIE MOGĄ ZROBIĆ DOBRZE. Zabawy i obyczaje ludzi dorosłych i młodzieży nie muszą być takie jakie są: TYLKO TRZEBA JE ZMIENIĆ. A można je zmienić tak, że będzie na nich jeszcze więcej wesołości niż jest i zarazem, będzie na nich obecny Chrystus Pan wraz z naszą polską młodzieżą.
Żeby tak było nie trzeba się gapić na to co jest, lecz tworzyć inne zabawy: zabawy katolickie. Tworzyć lepsze zabawy trzeba mieć dwie zalety: 1) lubić zabawy i 2) być dzielnym i śmiałym człowiekiem, który umie zmieniać życie ludzi na katolickie. Trzeba więc zrobić i to, aby, gdy młody Polak i młoda Polka się bawią, zawsze wraz z nimi był Chrystus Młodzieniec. Tylko takie [198]zabawy dadzą naszej młodzieży radość - tylko takie zabawy nie zatrują przyszłego życia małżeńskiego, młodych ludzi, ale będą wspominane przez całe życie jako najmilsze chwile młodości.
CO MOŻESZ ZROBIĆ, MŁODZIEŃCZE - SAM?
Dwa rodzaje młodych katolików widzimy na zabawach: takich, co postępują zawsze według sumienia czy to gdy tańczą, czy śpiewają, czy gdy obcują z dziewczętami lub chłopcami; - i takich, co radziby postępować wtedy tak, jak im sumienie nakazuje, ale się wszystkich... boją.
Taki, co postępuje zawsze według sumienia nie ogląda się na to co mówią, czy robią inni podczas zabawy, lecz robi tak jak mu sumienie nakazuje; nie jemu kto, ale on innym narzuca sposób postępowania; nie imponuje mu nikt, jeżeli ten postępuje w sposób grzeszny; nie boi się też mówić tego co myśli dobrego, ani robić inaczej niż wszyscy czy to na zabawie, czy gdzie indziej, jeżeli wszyscy źle postępują. - Taki katolik staje się z dnia na dzień coraz bardziej śmiały, coraz bardziej odważny.
Każdy wie, że to jest człowiek z charakterem, który ma swój rozum i siłę ducha, choćby ciało nawet miał mizerne. Wszyscy czują w nim potęgę i charakter. Patrzmy, co może zrobić taki katolik podczas zabawy.
Otóż na zabawie spotyka się komediantów co się popisują. Jedni się popisują jacy to oni są śmiali do rozpusty, więc zaczepiają dziewczęta, wygadują głupstwa, klną obrzydliwie, śpiewają plugawe piosenki, tańczą niemoralnie itp. O co chodzi takim pajacom? - By ich ludzie podziwiali. Czasem nawet taki pajac nie jest tak rozpustny jak wygląda, on chce być... podziwiany, więc "staje na głowie". Jeżeli na takiego kawalera wszyscy roześmiani się gapią, to on się coraz szumniej popisuje swoim bezwstydem. Wystarczy jedna osoba, aby wobec wszystkich głośno zakazała mu źle zachowywać się, a "pajac straci "fason" i prędzej lub później zamknie usta. Im wcześniej się to zrobi, im bardziej stanowczo, lub im bardziej wykpi się przy tej okazji "pajaca", tym lepiej to skutkuje. Ale kto to może zrobić? - Tylko śmiały katolik.
Inni znów młodzieńcy popisują się pijaństwem, chcą pokazać, ile to mogą wypić, żeby się potem chwalić, ile butelek wypili; co chwila więc kogo zapraszają na wódkę itd. Wystarczy atoli jedna osoba, by w stosunku do pijaka zachowała się najzupełniej trzeźwo i bez żadnych dla niego względów - a to go upamięta lub wytrzeźwi.
Gdyby młodzi ludzie nie udawali, to bardzo mało, który upiłby się na zabawach. Ale o to chodzi, że na zabawach jest najwięcej młodzieńców słabszego usposobienia, czyli takich, którzy widząc, że inni piją i oni też, bo się... boją robić inaczej niż inni. Wyglądają czasem tacy młodzieńcy jak lwy, ale boją się postępować po katolicku.
Czemu jeszcze jest tyle pijaństwa na zabawach? - Bo chłopcy co przychodzą na zabawy, są najczęściej w strachu. Tak jakoś czują się nieswojo, boją się do ludzi odezwać, boją się panny pierwsi poprosić do tańca, boją się tańczyć pierwsi, gdy wszyscy na nich patrzą; boją się coś zaśpiewać, więc żeby sobie dodać śmiałości piją. Żeby nie byli tchórzami, to by byli śmiali bez wódki. Można by nawet tak powiedzieć, że im więcej się kto boi, tym więcej pije. Gdy więc jakiś śmiałek chłopiec katolik mą kolegę, o którym wie, że bez wódki jest bojaźliwy, to idzie z nim razem na zabawę; zaczyna sam robić wszystko przy nim pierwszy, więc pierwszy zaczyna rozmawiać w towarzystwie, pierwszy zaczyna tańczyć, wskazuje zarazem koledze, by też tańczył za nim w drugą parę.
[210]W ten sposób kolega od początku ośmieli się i rozbawi bez wódki. Toteż , i dalej wódka mu wcale nie będzie potrzebna do zabawy. Tak można wielu młodzieńców uratować od pijaństwa.
Są też tacy, co się popisują na zabawach walecznością i dopuszczają się nawet z tego powodu zbrodni. Wystarczy, że ktoś takiemu na jednej zabawie ubliży, by już na drugą zabawę "poszkodowany" szykował się z nożem, czy "żelazem" na tamtego, i by namawiał całą paczkę kolegów do "pomocy". Czemu tak robi? - Bo chce "pokazać" jak on jest waleczny, że się... nie boi. Wydaje się takiemu, że cały świat patrzy na to, co on zrobił... A to nie żaden cały świat, ale zaledwie te troszkę ludzi ze wsi czy miasteczka, co go znają.
Bo poza tym nikt nie wie, że w ogóle jest taki... "pajac" waleczny na świecie.
Idzie więc o to, by cała wieś, czy całe miasteczko, by wszyscy co wiedzą, że bójka ma być, nie dopuścili do bójki. Żeby nie opowiadali o nożownikach jak o bohaterach, ale po prostu jak o bandytach. Żeby nikt się nie bał i żeby każdy wykrzyczał takiego zbrodniarza. Żeby się nikt nie bał i nie podawał mu ręki. Żeby się nikt nie bał zbója nie przyjmował go do domu. Najbardziej jednak trzeba, żeby ci młodzieńcy co są śmiali i myślą po katolicku; żeby w oczy takiemu "pajacowi" na każdym kroku mówili, że naśladuje małpę, która chce pokazać, jaka to jest waleczna. Gdyby też każdy taki synalek szykujący się z nożem na swego ziomka miał dzielnego ojca, to ten sam, albo do spółki z sąsiadami wyrżnąłby synalkowi sto batów na pewną część ciała, a nożownictwo oraz wszelkie bójki zniknęłyby raz na zawsze z naszych zabaw. W Polsce jest potrzebny bat - na złodziei, gorszycieli i złe dzieci. Ojcowie, co się boją wziąć bata na złe dzieci, kręcą bat, którym sami kiedyś... dostaną od tych właśnie dzieci.
ORGANIZOWAĆ ZABAWY KATOLICKIE
Ale nie wystarczy zachowywać się samemu na zabawie - po katolicku, trzeba organizować całkiem nowe, inne zabawy, zabawy bez zgorszenia, zabawy katolickie. Na zabawach tych nie może być popisywania się ani pijaństwem, ani rozpustą ani nożownictwem. Najtrudniej jest urządzić zabawę na otwartej przestrzeni, a takich zabaw jest przecież najwięcej latem (nazywają je najczęściej majówkami"). Lecz czegóż nie potrafią ludzie dzielni? Oto jak urządziło taką zabawę w lesie - pewne koło młodzieży.
Ponieważ najgorzej zachowują się ludzie na zabawach wieczorem, więc czas zabawy określono od godz. 15 do 21; żeby się zabawa nie przedłużała, zrobiono tak, że zabawa w pełni się zaczęła od razu o godz. 15. W tym celu zarząd zobowiązał wszystkich członków koła, by już o godz. 15 rozpoczęli tańce.
Istotnie o godz. 15 dwadzieścia kilka par młodzieży zorganizowanej zaczęło tańczyć. A mogło ich tylu od razu tańczyć, bo wszystko do zabawy za wczasu przygotowali. W ten sposób zabawa w pełni zaczęła się nie od wieczora ale od godz. 15.
Żeby nie było tańców nieprzyzwoitych, z góry określono muzyce co ma grać, a jakich melodii nie ma grać. Wódki nie sprzedawano i nie pozwolono pokątnie sprzedawać, każdy też, gdy przychodząc, widział że tyle par tańczy i że nikt nie pije, nie szukał wódki, żeby wypić "na śmiałka" i samemu rozpoczynać zabawę, ale wchodził w tłum rozbawionej młodzieży i bawił się "na całego". Widząc, że zabawa jest tak wcześnie w pełni, nikt też nie czekał wieczoru, by dopiero wtedy zacząć się bawić.
Gdy który z gości odezwał się w sposób nieprzyzwoity i zachował się nieodpowiednio, natychmiast jeden z członków koła szedł i na początek zwrócił mu [211]uwagę po cichu, ale stanowczo. Urozmaicenia (gry, śpiewy widowiska itp.) następowały tuż po tańcach, tak że ustawicznie zabawa wrzała w pełni. Niczego też kierownicy zabawy nie zostawiali przypadkowi i niczego nie zostawiali do bawienia się na później, na wieczór. Chodziło o to, by tak publiczność zająć, by tak ją żywiołowo w ciągu 6 godzin zabawy - ubawić, by nikt nie był skłonny, bawić się jeszcze po dziewiątej wieczór.
Na krótko przed dziewiątą, złożono na wozy bufet i to niemal niespostrzeżenie; po dziewiątej zaś, znów te same dwadzieścia kilka par, co zaczęły zabawę, ustawiły się na sygnał w szeregu. Orkiestra natychmiast odegrała pobudkę. Ktoś z rzędu stanął na podwyższeniu i przemówił wesoło, zaznaczając, że zabawa się kończy, i podziękował serdecznie gościom. Zaraz te same dwadzieścia kilka par zaśpiewały "Wszystkie nasze dzienne sprawy". Tłum pochwycił pieśń, wszyscy śpiewali. Tuż potem zorganizowana młodzież ruszyła do marszu - muzyką na czele.
Oczywiście, teraz za grającą muzyką i maszerującą młodzieżą - musieli iść wszyscy z zabawy. Zaraz za publicznością ruszyły wozy z urządzeniami zabawy, by nikt nie miał powodu do tego, aby dłużej w lesie zostać. W ten sposób zaczęto i skończono zabawę za dnia, unikając tego zła, jakie zazwyczaj towarzyszy nocnym zabawom. Zorganizowana, dzielna i apostolska, grupa dwudziestu i kilku par młodzieży - narzuciła całemu tłumowi gości z dwóch parafii (tego dnia był odpust) - katolicki sposób bawienia się.
Czyż w podobny sposób nie można wszystkich zabaw w Polsce zamienić na katolickie? I zabaw na powietrzu i w lokalach zamkniętych?[1]
ZABAWY RODZINNE
Dotąd mówiliśmy o zabawach ogólnych. Zabawy te jednak trudno przeprowadzić bez zgorszenia, ponieważ za dużo na takich zabawach jest różnych ludzi. Co więc zrobić, bo młodzież zabawić się musi? - Otóż należy zmniejszyć jak najbardziej liczbę zabaw masowych - ogólnych. W tym celu wskazanym jest wprowadzać zabawy w domach rodzinnych dla własnych dorosłych dzieci i grona ich najbliższych znajomych. Im więcej będzie takich zabaw rodzinnych, tym mniej będzie dzikich zabaw masowych. A na takich zabawach rodzinnych nikt przecież nie potrzebuje się upijać ani udawać rozpustnika, ani się z nikim bić, zabawić się zaś może wspaniale.
By owe zabawy rodzinne mogły się rozwinąć, należy postarać się o to, by w każdej rodzinie był ktoś muzykalny, żeby mógł zagrać, sekundować do śpiewu itd. Trzeba też doprowadzić do tego, by wszyscy w rodzinie śpiewali - ojciec, matka, dzieci. W rodzinie nie może być ponuro. Dziecko nie może widzieć tylko wesołości poza domem. To byłoby nieszczęściem. Rodziny katolickie muszą się umuzykalnić i rozśpiewać. Przecież gdybyśmy się umieli zabawiać wspólnym śpiewem i wspólną muzyką, to i na zabawach ogólnych nie byłoby tak okropnie.
Ale gdy idzie o moralność zabaw w domu rodzinnym, to tu najwięcej będą mieli do zrobienia rodzice. Tu rodzice nie mogą pozwolę na żadne rozpustne [212]zachowanie się młodzieży, na żadne poufałości grzeszne chłopców z dziewczętami, tak samo - na żadną niemoralność w śpiewach, tańcach, rozmowach itp. Gdy ojciec lub matka raz zwróci komuś uwagę i drugi, to ten ktoś się przyzwyczai, że w tym domu tak robić nie wolno. Ale w tym celu rodzice muszą być śmiali nie mogą się bać zwracać uwagę. Im rodzice sami będą bardziej weseli, tym chętniej młodzież te uwagi przyjmie.
W Polsce musi rozwinąć się typ zabawy rodzinnej, typ wieczoru w rodzinie muzykalno-śpiewaczego i to także w najbiedniejszych rodzinach.
Ileż to w rodzinie okazji ku temu: imieniny ojca, matki, przyjazd krewnego, zamężnej córki, syna, pobyt konkurenta do ręki córki niezamężnej, rocznice ślubu itd. Radość, śpiew, muzyka, muszą wejść z powrotem do rodzin wraz z życiem rodziców i dzieci według zasad Chrystusa.
Tylko Rodzice Szanowni, gdy dzieci wasze poproszą kogoś do domu, by się wspólnie ucieszyć, nie róbcie zaraz przyjęć, nie wysadzajcie się na koszty: róbcie tylko to, na co was stać, bo wydatki nad siły - zniszczyłyby was i zabawy rodzinne.
Musi nam być najweselej w domu rodzinnym. W domu swoim musimy się najbardziej cieszyć i bawić: dzieci - ze swoim drogim ojcem i kochaną matką, oraz ojcowie i matki - z dziećmi.
Kto z rodziców usuwa z domu rodzinnego zabawę i radość, ten sprawia, że dzieci uciekają stamtąd, gdzie tylko mogą, do obcych ludzi, na masowe zabawy, na podejrzanej wartości rozrywki i znajdują tam coraz częściej radość... szatańską.
Śpiewów ogólnych i muzyki wspólnej nie zastąpi żadne radio, bo śpiew i muzyka muszą być wyrazem uczuć i potrzeb danej grupy rodzinnej w danej chwili; radio zaś jest martwą maszyną, obojętną na to, co aktualnie dana rodzina przeżywa.
[1] Jeden z czytelników Rycerza, p. Wł. D. z Warszawy w swym liście do redakcji m. inn. pisze:
"...Czy poprzestaniemy może tylko na ubolewaniu w gronie znajomych, że dzieją się publiczne zgorszenia i na luźnych artykułach w prasie a nie pomyślimy o tym, że czas wreszcie na zgorszenia publiczne - publicznie zaprotestować, że czas od słów przejść do czynów!? Niech zatem na najbliższych zebraniach wszystkich katolickich stowarzyszeń zabiorą głos czciciele Maryi i powiedzą:
Chcemy, aby Polska była naprawdę Królestwem Maryi!
Chcemy wyrugować z kraju naszego obyczaje, które ujmę przynoszą Królestwu Maryi!
Chcemy wprowadzić u nas takie obyczaje, jakie być powinny w Królestwie Maryi, chcemy innych budować, a nie gorszyć, chcemy by Maria mogła ukazać Polskę innym narodom za wzór!
My chcemy Boga w naszym kraju, wśród starodawnych polskich strzech: W polskim języku i zwyczaju niech Boga wielbi chrobry Lech!"