Stanowisko papiestwa wśród narodów

Ch. Guignebert, profesor Sorbony, historyk antykatolicki, pisał w 1922 r., że Kościół katolicki w polityce wykończył się, a znaczenie papiestwa już dobiega swego zmierzchu i kresu. Tymczasem pontyfikat samego Piusa XI dał Kościołowi 11 konkordatów i 3 modus vivendi z czternastoma państwami. I to właśnie między 3 listopada 1922 a 1933 r., tuż po zapewnieniu pana Guigneberta, że "era konkordatów już jest poza nami".

Takich panów Guignebertów jest więcej na świecie.

Wystarczy tymczasem zestawić po prostu skład korpusu dyplomatycznego przy Watykanie, by się przekonać o znaczeniu i zasięgu myśli i wpływów na świat polityczny, które z takiego ośrodka muszą się rozchodzić i udzielać na całą ziemię. Bierzmy skład korpusu dyplomatycznego z 1935 r.: Argentyna, Belgia, Brazylia, Chile, Francja, Hiszpania, Kolumbia, Niemcy, Peru, Polska, Włochy posiadają ambasady przy Watykanie; Austria, Bawaria, Boliwia, Costa Rica, Czechosłowacja, Estonia, Haiti, Holandia, Honduras, Islandia, Jugosławia, Liberia, Litwa, Monaco, Nikaragua, Panama, Portugalia, Rumunia, San Domingo, San Marino, Salvador, Stany Zjednoczone, Wenezuela, Wielka Brytania posiadają poselstwa; Ekwador, Grecja, Luksemburg, Paragwaj, Urugwaj, przez pewien czas nawet Rosja, posiadają swe przedstawicielstwa.

Kto choć trochę orientuje się w stosunkach dyplomatycznych, ten znowu wie, że mocne pozycje w takim środowisku, to wielki sukces, który ma swoje niezawodne reperkusje w świecie politycznym w ogóle. Zerwanie zaś stosunków z takim ośrodkiem nigdy jeszcze żadnemu państwu nie wyszło na dobre.

"Jest rzeczą zupełnie jasną, że tam, gdzie chodzi o rozwiązanie kwestii porządku moralnego zgromadzenie międzynarodowe nie może zaniedbywać środków, jakimi papież rozporządza". (Ageorges).

Stanowisko szczególne tego władcy bez broni i żelaza, który utrzymuje stosunki prawie ze wszystkimi państwami świata, zadziwia po prostu. Tym więcej, że stosownie do art. 24 paktu laterańskiego zrzeka się "wszelkiego pośredniczenia w" kompetencjach politycznych i doczesnych między państwami" i nie zamierza brać udziału w konferencjach w tym celu zwoływanych, chyba że strony zaapelują do niego, jako do ośrodka pokoju, zachowując zaś sobie całkowite i w każdym wypadku władztwo moralne i duchowe. Te wszelako rozgraniczenia pozwalają mu współpracować ze wszystkimi państwami i z wszelkim ich związkiem i nad rozwiązaniem każdego problemu, który w jakikolwiek sposób się styka z dziedziną moralną, duchową, społeczną czy charytatywną. Nieznajomość tego prawnie zastrzeżonego stanowiska Papieża, sugerowała już niejedno fałszywe żądanie pod jego adresem. Bezpośrednia zaś styczność i obcowanie z korpusem dyplomatycznym przy Watykanie, przywodzi żywo na pamięć wiecznie nowe słowa wielkiego historyka angielskiego, wypowiedziane pod adresem Kościoła, którego papiestwo jest rdzeniem: "Kościół ten patrzył na początki wszystkich rządów i wszystkich kościołów, jakie obecnie istnieją na całym świecie, a nie chcielibyśmy wcale zapewniać, że się nie doczeka końca ich wszystkich. Kościół ten był wielki i poważny, zanim Sasi stanęli na ziemi angielskiej, zanim Francuzi przekroczyli Ren, kiedy w Antiochii kwitnęła jeszcze wymowa grecka i w świątyni Mekki kłaniano się bałwanom. I Kościół ten w niezmożonej sile prawdopodobnie trwać będzie jeszcze wtedy, gdy w przyszłości jakiś podróżnik z Nowej Zelandii wśród niezmierzonego pustkowia stanie sobie na resztkach filaru londyńskiego mostu, żeby zdjąć szkic ruin kościoła św. Pawła"!

W ramach takiej perspektywy trzeba patrzeć się także na poziom, zasięg, doświadczenie, wagę i znaczenie stanowiska dyplomatycznego Papieża i papiestwa we wszechświecie, w takich ramach widzieć siebie, swój kraj i swoje stosunki do Stolicy Apostolskiej i w takich je regulować, coraz to mocniej zawiązywać a nie lekkomyślnie zaprzeczać.