Parafia Gomółki ciągnęła się wąsko a długo tak, ze niejedne wsie miały po pięć, sześć, a nawet siedem kilometrów do kościoła. W dodatku drogi były fatalne. Źle się działo: połowa ludzi z parafii na Mszę św. w niedzielę nie chodziła, a jak było kogo zapytać, czemu nie chodzi, to młody i stary miał wykręt, że - "za daleko".
- Nic, jeno trzeba nową parafię zakładać! - wołano.
- "Zakładać", ale skąd na to brać, trzeba przecież nowy kościół budować. A plebania, a ziemia da księdza. Do pustego przyjedzie?
- Tak nikt jeszcze nie zbankrutował, że dał na parafię. Widzieliście gdzie takiego, co gospodarkę zmarnował przez kościół?
- Nie widziałem, ale zawsze trudno. Mało to nas kosztowało dać dom i kupić ziemię dla tego, co to dopiero ma być, proboszcza?
- Ja byłem w Niemczech, to tam gdzie byłem, prawie w każdej wsi jest kościół parafialny.
- Jak to, przecież Niemcy są lutry?
- Więcej jest lutrów, ale prawie - pół katolików - jak w których stronach. Ale gdzie Niemcy są katolicy, tam dbają o swoją parafię. Do kościoła mają bliziutko; małe, duże - idzie w niedzielę na Mszę Św., a do Komunii Św[iętej] to przystępuje co niedziela tylu, jak u nas w czasie odpustu.
- Ano, bo jak mała parafia, to proboszcz może dobrze każdej rodziny dopatrzeć i każdej duszy dopilnować.
- Jakbyście tam byli: tam ksiądz o każdym człowieku wie, każdą rodzinę co miesiąc odwiedzi, wypyta o wszystko, doradzi.
- I przy tej okazji pewnie skórę z ludzi zdziera? To już wolę, że u nas chodzi raz na rok.
- Nie, skóry wcale nie zdziera, bo w Niemczech księża biorą do dziś dnia pensję od rządu.
- Ale ile kosztuje wybudowanie kościoła w każdej takiej wsi?
- Niewiele. Kościoły są tam malutkie, bo malutkie są tam parafie.
- Kiedy w naszej Polsce tak będzie?
Tak oto rozmawiali sobie gospodarze zebrani w domu Wojciecha Grali, który właśnie lada chwila miał nadjechać z podróży. Wieś bowiem wysłała [264]na czele delegacji do księdza biskupa, by ten pozwolił - na założenie nowej parafii dla wsi Woli i okolicznych kolonii.
- Nie ma co na delegatów czekać: chodźmy do domu! - wołał, zbierając się, Michał Pacześ, mądrala na całą wieś. Grunt, że dom na plebanię już mamy, że kupiliśmy ziemię dla księdza i że kościółek jaki taki sami zbudujemy: to najważniejsze. Bo która wieś chciałaby w dzisiejszych czasach takie ciężary ponosić?
- Tak, tak! - wołano. - Co by miał biskup nie dać nam księdza: księży nigdy nie braknie. Komu dziś jest lepiej, jak nie księdzu?
W SEMINARIACH DUCHOWNYCH ROBIĄ SIĘ... PUSTKI
Ale ani tego, ani następnego dnia nie wracała delegacja. Wreszcie w sobotę rano, jak grom z jasnego nieba, gruchnęło po wsi: Biskup odmówił, bo brak księży...
Nie chciano wierzyć. Zaczęto posądzać nawet swojego zacnego proboszcza o intrygę. Wreszcie rzecz się wyjaśniła, gdy w niedzielę po południu nieomal cała wieś się zeszła do domu Wojciecha.
- Powiedźcie no, Grala, czy to prawda, co ludzie plotą, że księży brak. Słychaneż to rzeczy? Kto to tę bujdę puścił w świat? - zaczął dyskurs Pacześ.
- Nie "bujda" to, ale szczera prawda. Pyskują ludzie w Polsce ile chcą na księży, złorzeczą im, nawet ich wyszydzają, toteż doszło do tego, że coraz mniej młodych chłopców wstępuje do seminariów duchownych. Nikt przecież nie będzie się kształcił i męczył do blisko trzydziestu lat, żeby go później lada smark palcem wytykał. Wolą się więc dziś młodzieńcy uczyć na urzędników, oficerów, profesorów, inżynierów, lekarzy, aniżeli - na księży. Co za honor dziś w oczach ludzi - być księdzem? Przecież dziś każde byle co, lada wycierus - uderza w księdza, prześledzą go, przezywa, krytykuje? Tak ludzie robią w rozmowie, tak w książkach, tak w zżydziałych gazetach. Kto dziś księdza broni?
- Ano tak, ano tak! - kiwano głowami - Jużci prawda!
- Im ludzie będą gorsi dla księży, tym mniej ludzi będzie chciało iść na księży. Przecież na księdza idzie młody chłopiec. Jak widzi on dookoła, że ludzie sobie z księży nic nie robią, albo że za dużo od księży wymagają, to boi się iść na księdza i kształci się w innym kierunku. Czy wiecie, że aż w jedenastu diecezjach w Polsce w tym roku nie było ani jednego kleryka na ostatnim, czyli szóstym kursie seminarium? Czy wiecie, że w takiej diecezji pińskiej w zeszłym [1938] roku nikt nie wstąpił do seminarium, czyli że za pięć lat nikogo tam nie wyświęcą na księdza? W takiej znów diecezji podlaskiej wstąpiło w roku zeszłym [1938] tylko siedmiu chłopców, a w łódzkiej - sześciu, w łuckiej zaś - pięciu...
- Jak tak dalej będzie, to wkrótce my Polacy, naród katolicki, będziemy bez... księży.
- Wiecie, że to wstyd dla rodziców w Polsce, że nie mają dość dzieci zdatnych na księży!
- To hańba dla nas Polaków. Złodziei to u nas coraz więcej, a księży to coraz mniej!
- Dajcie spokój, to chyba tak jest teraz na całym świecie, nie tylko u nas.
- Właśnie, że nie. W Polsce jest tak źle, że gorzej jest tylko w krajach Ameryki Południowej w bolszewickiej Rosji. Nawet w Chinach jest lepiej, bo wypada tam jeden ksiądz chiński na 1.590 Chińczyków - katolików, w Polsce zaś jest jeden ksiądz rzymskokatolicki na 1.939 rzymskokatolików, a na jednego kleryka w seminariach wypada teraz w Polsce aż 10.828 katolików...
- A ciekawość, jak jest w Niemczech?
- U nich wypada 838 katolików na jednego księdza, czyli ,jest w Niemczech z górą dwa razy więcej księży, niż w Polsce.
[265]- Czyż w Niemczech tak jest? To chyba nieprawda? Skąd to wiecie?
- Jak to nieprawda? Zajrzyjcie do statystyk księży, a wszędzie to wyczytacie. Na przykład w takiej Holandii wypada 1 ksiądz na 548 wiernych, w Kanadzie - 1 ksiądz na 567 wiernych, w Belgii - 1 ksiądz na 616 wiernych, w Ameryce (USA) - 1 ksiądz na 657 wiernych, we Włoszech - 1 ksiądz na 657, w Australii - 1 ksiądz na 782[1]. Obliczono też, że do tego, żeby choć jako tako mogli u nas księża obsłużyć każdą duszę, potrzeba w Polsce aż 16.000 świeckich księży, jest zaś u nas wszystkich księży razem z zakonnymi tylko 11.394..[2]. A wiecie, co to znaczy? - że jak na księży będzie szło stale dwa razy tyle młodzieńców co teraz, to będzie Polska miała dopiero za 20 lat tylu księży, ilu ich jest dziś potrzeba...
- Dla Boga! Ale czemu o tym wszystkim nikt nic nie mówi?
Przecież naród nic o tym nie wie! O najrozmaitszych meczach i przez to radio ciągle opowiadają, a czemu o tym nic nie mówią? Ksiądz, to przecież dla katolika osoba najważniejsza. Co mi po życiu - bez księdza? Co? mamy żyć jak bydło i umierać jak bydło?
- Do mnie teraz, jak kto będzie co wygadywał na księży, to mu zaraz powiem: dałeś, pyskaczu, choć jednego syna na księdza? Jak nie dałeś, to stul buzię! Bo domywać gębą każdy potrafi, ale wychować dziecko tak, żeby chciało potem być dobrym księdzem - to takich specjalistów mało jest.
Rozmowa długo jeszcze się toczyła, bo ludziom i w głowie się nawet nie mogło pomieścić, żeby to księży mogło kiedy braknąć, aż wreszcie Grala rzekł:
- Z takiej jak dziś mowy nic nie będzie. Trzeba obecnie zacząć radzić poważnie w każdej parafii, co robić, żeby Polska miała tylu księży i to świętych księży, aby przez ich pracę ludzie żyli w Polsce jak prawdziwi chrześcijanie, żeby żyli tak, aby po śmierci każdy Polak mógł być w niebie.
- A co my na to poradzimy? - żachnął się Michał Pacześ. - Co chłop może zrobić? Chłopa nikt nie usłucha!
- Poradzimy i my, chłopy, na to, nie bójcie się! Już czas skończyć z tym, że za wieś ma zawsze ktoś inny myśleć. Proszę przyjść do nas na drugą niedzielę, to coś obmyślimy. I wy, Pacześ, jak czujecie rozum w głowie, też przyjdźcie!
- Ale wieś, to mało: muszą i miasta nad tym radzić! Tam mają pod nosem gimnazja i licea, tam mają seminaria.
- Ale my na wsi mamy najwięcej ludzi, a gdzie najwięcej ludzi, tam i powołań kapłańskich najwięcej.
- Wszyscy muszą radzić!
- To sprawa najważniejsza!
KAŻDA PARAFIA POWINNA DAWAĆ DWÓCH KSIĘŻY
Na drugą niedzielę u Wojciechostwa Gralów było gwarno jak w ulu. Grala powagę miał ogromną, choć posiadał tylko sześć morgów ziemi. W roku 1920 sam jeden z całej gminy poszedł na ochotnika i wrócił z krzyżem virtuti militari. Nigdy nie kłamał i nigdy nikomu nie schlebiał, ale za to każdy mu wierzył i każdy go się trochę bał. Chłop był i miękki, bo każdemu pomógł, a już do porady był jedyny, ale też był i twardy jak żelazo, bo się nie ugiął przed żadnym łobuzem, choćby ów łobuz nawet nie wiem czym był. Strasznie wierzył w głowę. "Żeby każdy chłop w Polsce choć godzinę co dzień myślał, jakie robi głupstwa - mawiał - to by za dziesięć lat wszyscy chłopi mieli dwa razy lepiej; żeby zaś każdy dwie godziny co dzień myślał, to na wsi byłoby trzy razy lepiej". Gdy z kim nie mógł dojść do końca, to mawiał: "Ja wierzę w Boga i w głowę, a wy - w co? Pracować, myśleć i modlić się - to były zasady jego życia.
[266]Moi drodzy, w głowie są sposoby na wszystko, więc i na to, żeby Polska miała więcej księży i to świętych księży. Radźmy nad tym, ale by Bóg nasze głowy lepiej oświecił - zmówmy wpierw na głos "Zdrowaś Maryja".
Zmówiono i zaczęto radzie.
- W Polsce pozbywają się coraz więcej dzieci. Kto wie, czy między tymi dziećmi nie ma takich, co mieliby być właśnie kapłanami. Zwróćmy uwagę na to, że dokąd nie unikano dzieci, było dosvć kandydatów na księży. Myślę, że za usuwanie dzieci Bóg ludzi w ten sposób karze, że z tych właśnie dzieci byliby najpożyteczniejsi ludzie, a więc: księża święci, tacy wynalazcy, jakich Polsce trzeba; wielcy uczeni; sprawiedliwi rządcy dla kraju itd. Jeżeli więc ludzie pozwolą każdemu dziecku - przyjść na świat, to będziemy mieli wszystkich ludzi, a między nimi z pewnością będzie tyle powołań duchownych, ile trzeba, bo na pewno Pan Bóg każdemu narodowi daje tylu i takich ludzi, jakich mu potrzeba, by naród dobrze się rządził i by każdy w nim człowiek był zbawiony.
- T o może być prawda, coście powiedzieli, bo na przykład nigdzie nie jest tak łatwo mieć maturę licealną, bez której nie przyjmują do seminarium, jak w mieście, szczególnie w dużym mieście, ale cóż z tego, kiedy w naszych dużych miastach małżeństwa unikają dzieci. Poza tym tacy rodzice, co mają wszystkiego jednego syna albo co na dwoje dzieci - mają tylko jednego syna - nie chcą zazwyczaj tego jednego syna dać na księdza.
- A ja myślę, że nie wystarczy sama duża liczba dzieci w rodzinie: muszą te dzieci jeszcze być wychowane po Bożemu. Taka tylko rodzina może wypielęgnować powołania kapłańskie.
- Wiecie co? Trzeba w naszei parafii szukać chłooców pobożnych i zdolnych, co pragną być księżmi. Tym chłopcom trzeba z jednej strony pomagać do tego, by się nie popsuli, a z drugiei - trzeba pomagać im pieniędzmi do tego, by się mogli kształcić w miastach. Żeby się tacy chłopcy wśród nas nie psuli, to trzeba usuwać z parafii zgorszenie i przy tym się starać, żebyśmy my wszyscy w naszej parafii coraz lepiej żyli. A żeby się tacy chłopcy mogli kształcić, to najlepiej byłoby składać się i wprost te pieniądze przekazywać do dyrekcji tego gimnazium, gdzie się chłopak uczy. Najlepiej też skierować chłopaka od razu do specjalnego gimnazjum biskupiego, gdzie się tylko tacy pobożni wybrani chłopcy od małlego kształcą. Jest tam podobno i bardzo tanio i opieka prawdziwa, że się przynajmniej taki chłopak w mieście nie popsuje.
- Ja znam takiego chłopca w naszej parafii: Józef Chmara.
- I ja znam jednego, też z naszej parafii: Jacek Kubików. Ale tam wielka u nich bieda.
Uradowano się z wiadomości o tych chłopcach i zaraz zaczęto opowiadać o nich, czy się nadawaliby, czy nie i gdzie, co i jak im można by pomóc. Grala miał iść i o tym porozmawiać z ich rodzicami, a gdyby się zgodzili - miał iść i całą rzecz przedstawić księdzu proboszczowi, a potem rozpocząć składkę na chłopaków.
- Dawniej zbierało się tylko na kościół - mówił - a teraz będę zbierał i na chłopców, co chcą być księżmi, bo bez księdza nie ma kościoła.
- Niech każda parafia w Polsce wychowa sobie spośród swych ziomków dwóch kapłanów, to będziemy ich mieli dostateczną liczbę. A mając dość świętych księży, miło nam będzie żyć i słodko umierać - mówiła Gralina.
- To wielki honor dla nas, że myślimy sami o swej sile moralnej, jak ją wzmóc, żeby była ona jak największa. Wieś i ksiądz w niej święty - to potęga.
- Ja myślę, że jaki ksiądz, taka przyszłość Polski.
[1] Liczby z r. 1929, por. "Szkoła Chrystusowa", zeszyt V-VI z r. 1939, str. 309.
[2] Liczby z r. 1937, por. "Rocznik St. Kościoła Kat. w Polsce", r. 1938, str. 28.