Cierpienie w życiu katolika

W niniejszym numerze kończymy omawiać przyczyny powstających w nas cierpień. Przyczyny powyższe, jak możemy zauważyć, dadzą się podzielić na wewnętrzne i zewnętrzne, niezależne od naszej woli i takie, których zaistnienie zależało od nas samych.

Zagadnienie cierpienia w życiu katolika właśnie z tej strony rozpoczęliśmy omawiać, by zwrócić naszą uwagę na dręczące ludzkość pytanie: - dlaczego cierpimy? W jasnej odpowiedzi uzyskamy spokój ducha, nerwowo z bólu wykrzywione usta, z których płynie narzekanie na Boga, zamilkną. Poznamy, że nie tylko Ojciec Niebieski jest przyczyna naszych cierpień; może my sami jesteśmy winni, a może przewrotna wola ludzka, której Bóg nie krępuje fizycznie, ale tylko moralnie, wzniosłością Swoich przykazań i grozą kar w obecnym lub przyszłym życiu.

Cierpię z winy moich przodków

Na cierpienia człowieka wywierają wpływ nie tylko wypadki zachodzące w jego życiu, ale i te, których szukać należałoby w przeszłości - w życiu jego rodziców, dziadków, pradziadków... Nauka wykazała, że pewne cechy, jak np. temperament, stopień zdolności umysłowych, siła usposobienia uczuciowego w pewnym względzie itp., bywają dziedzicznie przekazywane.

Dlatego też pewien autor słusznie zwraca uwagę osobom myślącym o małżeństwie: "Nikt nie jest obowiązany zakładać ognisko rodzinne, ale jeżeli się na to decyduje, musi wiedzieć, że swemu potomstwu przekazać będzie mógł tylko to, co sam ma. Niech się więc zastanowi czy to co ma, warto przykazywać innym".

Niech się zastanowi - dodam - każdy zainteresowany, by mógł uniknąć strasznych cierpień, wywołanych smutnymi następstwami, objawiającymi się w potomstwie:

Niech się każdy zastanowi - by, nie mogąc przekazać dzieciom nic innego, jak tylko cechy ujemne, nie słał się przyczyną ich nieszczęśliwego życia.

Ostrzegającym w tym względzie jest wypadek, z jakim w swej praktyce lekarskiej zetknął się dr A. Combe: ...Leczyłem w szpitalu młodą kobietę, która pod wpływem połogu zapadła na chorobę umysłową. Pochodziła ona od ojca nerwowego i od matki tak nerwowej, że ulegali często nerwowym atakom, była już w młodocianych latach niezwykle nerwowa, bracia jej i siostry były również nerwowe. Mając lat dwadzieścia, znała dwu młodych ludzi, starających się o jej rękę; jeden z nich był ubogi, ale posiadał doskonałe zdrowie, drugi był bogaty, ale bardzo nerwowy, zapalczywy i nierzadko nadużywał alkoholu. Zbytecznym jest dodawać, że oddała rękę bogatemu... Mimochodem wspomnę, że ów ubogi, żyje teraz w zupełnym dostatku i jest ojcem urodziwej i zdrowej rodziny. Małżeństwo to miało troje dzieci. Jedno, ośmioletnie, jest typem dziecka nerwowego, nadwrażliwego, jest inteligentnym, nad wyraz zuchwałym, wielomównym, zawsze niespokojnym, tańczącym, wchodzącym na krzesła i stoły, z rękoma w bezustannym ruchu.

Drugie, dziesięcioletnie, cierpi "na taniec św. Wita" od kilku tygodni, było ono bardzo nerwowym od urodzenia. Trzecia, piękna o czystych rysach dziewczyna, ale z wygasłym wzrokiem, jest od urodzenia zupełną idiotką, nie umiejącą ani jeść, ani poruszać się samodzielnie.

rodowód

"Oto obraz - przestrzega tenże doktor - który pragnąłem przedstawić i wryć niejako w serca tym rodzicom, którzy, gdy chodzi o małżeństwo ich dzieci, ważą przede wszystkim majątek, nazwisko, stanowisko społeczne, jak gdyby te korzyści zastąpić mogły wartość moralną i umysłową, zdrowie fizyczne, a przede wszystkim równowagę układu nerwowego, tak ważną na tym naszym przełomie wiekowym. Jakże nie godzi się poświęcać zdrowia i szczęścia wnuków dla złudzeń nazwiska i fortuny"!

W takich warunkach trudno obwiniać Boga i uważać Go za sprawcę cierpień. Wina leży wyłącznie po stronie rodziców. Za winy ojców cierpią ich dzieci.

Otoczenie mnie unieszczęśliwiło

Dowiedzionym jest, że nikt nie rodzi się człowiekiem występnym, zbrodniarzem. "Zbrodniarza, jak słusznie zauważył Fryderyk Shoff, prez. sądu dla nieletnich, stwarza społeczeństwo. "Wczesne lata, mówi on, są niewinne, podatne na każdy wpływ dodatni i ujemny. Współczucie, miłość i zrozumienie potrzeb dziecka potrafią skierować praktycznie jego duszę zarówno ku dobru jak i ku złu. Przyczyną niedomagań i przestępczości dzieci jest nieumiejętne, nienaukowe i szkodliwe ich traktowanie, nieodpowiednie odżywianie, nieprzyjazne warunki domowe, brak opieki. We wszystkich niemal wypadkach kryminalnych dziecko jest ofiarą otoczenia.

W nieodpowiednich warunkach społecznych normalne wady dziecka rozrastają się ponad miarę i opanowują jego wolę. A cóż dopiero mówić o dzieciach, o nienormalnym usposobieniu, które, by mogły wychować się na dobrych ludzi, potrzebują specjalnej opieki społeczeństwa?

Cierpię z woli Boga

Zbyt materialistyczny byłby nasz pogląd na to ziemskie życie, gdybyśmy przyczyny cierpień uzależnili od Boga. Bóg bowiem opiekuje się światem, a w szczególności człowiekiem. Włos z głowy nam nie spadnie bez Jego Woli - mówi Pismo św.

Zagadnienie to musimy jasno postawić:

Otóż wszelkie zło natury moralnej nie pochodzi wprost od Boga, lecz najwyżej jest tylko dopuszczone przez Niego, dla niezbadanych przez nas, przynajmniej na razie, racji.

Cierpienia natury fizycznej (choroba, śmierć, różne klęski) i duchowej (smutki, obawy, skrupuły) mogą być albo dopuszczone przez Boga, albo nawet wprost przez Niego zamierzone dla osiągnięcia, ma się rozumieć, większego jeszcze dobra. Np. o ile ktoś dobrowolnie naraża się na okazje do złego, i w tym wypadku popełnia grzech i nabawia się choroby, to oczywistym jest, że Pan Bóg w swej Opatrzności grzech najwyżej tylko dopuścił, ale nigdy wprost nie zamierzył, natomiast cierpienie wynikłe z narażenia się na okazję mógł Pan Bóg albo tylko dopuścić, albo nawet wprost zamierzyć.

Należy nam pamiętać, że Bóg jest naszym Ojcem. Zatem cierpienia, które nam bezpośrednio z własnej woli zsyła, łagodzi swą ojcowską miłością. Cierpienia też przez Boga nam zsyłane są przeważnie o wiele mniejsze i mniej ich jest, niż te, których sami jesteśmy sprawcami. Bardzo dobrze ilustruje To następująca legenda:

Pewien człowiek pielgrzymował dźwigając na ramionach swych przeróżne krzyże. I skarżył się przed Bogiem na swój los:

- O, Boże mój, uczyliśmy się, żeś nas stworzył na to, abyśmy Cię znali, kochali i tobie służyli. Mnie się jednak zdaje, że ja zostałem stworzony tylko na to, aby dźwigać krzyże. Tylu i tak przeróżnymi ciężkimi krzyżami mnie obarczyłeś.

A Pan Bóg odezwał się do pielgrzyma:

- Zbliż się tutaj, synu mój, i złóż swoje krzyże na ziemię. Przyjrzyjmy się im. Oto ten krzyż największy, spojrzyj co na nim jest napisane. Pielgrzym spogląda na krzyż i czyta: "Zmysłowość".

- Widzisz - rzekł Bóg - Tego krzyża ja ci nie włożyłem na ramiona. Tyś go sam dla siebie ociosał.

Rozmowa pomiędzy Bogiem a pielgrzymem trwała dłuższą chwilę. Pielgrzym oglądał wszystkie swoje krzyże i na wszystkich oprócz jednego najmniejszego widział wypisane nazwy różnych namiętności. Na końcu kazał Bóg przeczytać pielgrzymowi napis umieszczony na najmniejszym krzyżu. Pielgrzym bierze go do ręki i woła w uniesieniu: Ach jakże maleńki jest ten krzyżyk. Jakże mało waży. Zaciekawiony spogląda na napis i czyta: "krzyż przeznaczony od Boga".

Pielgrzym wzruszony do głębi wzniósł oczy swe ku Bogu i zawołał: O! jak dobry jesteś Panie, i ucałował ze czcią maleńki krzyżyk.

- Widzisz synu mój, ten mały krzyżyk ja ci dałem, ale ci go dałem z miłością Ojca, ponieważ chcę, byś przez cierpliwość zdobył sobie zasługę, dałem ci go, abyś mógł się stać do mnie podobnym.