Zbawienie społeczne

Często słyszymy takie zdanie: zbawienie wieczne to prywatna sprawa każdego człowieka. Są środowiska, w których zdanie to stało się obowiązującym poglądem. Jest to jednak zbytnim uproszczeniem najważniejszego zagadnienia ludzkiego. Rzeczywistość przedstawia się zupełnie inaczej. Kto ją odkryje i zrozumie, ten pogłębi własne wnętrze, uchwyci prawdziwy sens życia.

Zbawienie własne, to oczywiście sprawa w pierwszym rzędzie moja, ale nie tylko moja, to sprawa również innych. Osobiste zbawienie nie sam zdobywam, zdobywają je wraz ze mną i dla mnie liczne znane i nieznane dusze naznaczone piętnem chrztu świętego, zdobywa je Kościół - społeczność wiernych, zdobywa je sam Chrystus. I ja również, o ile przez łaskę tkwię w Chrystusie, pracuję dla zbawienia innych, wtedy nawet, gdy o tym nie myślę.

Zbawienie z istoty swej jest dziełem społecznym. Osiągnięcie go przez jednostkę jest ukoronowaniem wysiłku powszechnego; gdy ktoś się zbawia,- triumf odnosi cały Kościół. I przeciwnie, potępienie jednej duszy jest przegraną całej społeczności wiernych, przegraną każdego z nas. Klęska to poniesiona, zdawałoby się, na małej pozycji, bo cóż znaczy jednostka martwa wobec milionów żywych, a jednak strata to wielka, daleko większa niż owe trzydzieści cztery miliony po ległych w ostatniej wojnie, większa niż całe materialne zniszczenie współczesnej Europy... Zniszczenie miast i fabryk to strata w dziedzinie materii, ubytek milionów ludzi stratą jest doczesną - Gdy dusza przepada, strata powstaje tak wielka, że w żaden sposób nie można jej zmierzyć wartością materii i czasu. Mnóżmy je w nieskończoność, nie znajdziemy miary. Duch bowiem ma własne wymiary Ale czy tylko sprawa wiernych jest mi zlecona? Myślę o tych milionach pogan i niewierzących. Czyż za nich Chrystus nie umarł?... Wolą Bożą jest, by i oni dostąpili zbawienia... Cóż mnie z nimi łączy? Najpierw wspólność przeznaczenia. Ale prócz tego coś więcej... Łączy mnie z nimi żywotny interes mistycznego Ciała Chrystusowego. Jeżeli oni nie zostaną wszczepieni w Chrystusa, to krew zbawcza na Kalwarii dla nich daremnie płynęła, Chrystus straci tereny ich dusz które z prawa do Niego należą.

Każdy Polak ponosi w pewnej mierze odpowiedzialność za przyszłe losy Ojczyzny i Narodu. Łatwo to zrozumieć. Suma bowiem wysiłków jednostek tworzy dobro powszechne. O ile większą odpowiedzialność ponosi każdy chrześcijanka za losy zarówno całej ekonomii zbawienia w duszach wszystkich, jak i za losy każdej poszczególnej komórki w tym powszechnym dziele.

W dziedzinie przyrodzonej działalność moja dociera do niewielkiej może liczby osobników. W dziedzinie zbawczej każdy najmniejszy wysiłek, poprzez mistyczne związki w Chrystusie, dochodzi do wszystkich ludzi zarówno współczesnych jak i tych, którzy po nas przyjdą. Co więcej, bez przesady można powiedzieć, że i przeszłe pokolenia zeń korzystały, bo Bóg również na mocy przyszłych zasług świętych zwykł zlewać łaski na ludzi.

W dziedzinie przyrodzonej związek Z drugimi jest zewnętrzny i nie tak ścisły jak w dziedzinie łaski; normuje go wspólnota pochodzenia, ziemi i dziejów.

Łaska natomiast sprawia, że to samo pojedyncze i niezróżnicowane życie Boże tętni we mnie, w otoczeniu moim i w milionach wiernych.

Dlatego też odpowiedzialność społeczna w organizmie nadprzyrodzonym jest ogromna. Zabicie bowiem w sobie życia łaski przez grzech śmiertelny jest zahamowaniem tego strumienia, jaki przepływa przeze mnie i rozlewa się na innych, członków tego samego Ciała; przyćmienie zaś nadprzyrodzonej piękności duszy przez grzech powszedni lub świadoma niewierność jest pochłonięciem niektórych promieni łaski, co inne dusze oświecić miały i ogrzać. Stąd każdy mój czyn dobry czy zły natychmiastowy wywołuje skutek w całości organizmu ciała Chrystusowego. A ponieważ Chrystus mistyczny nie umiera, zatem i piętno mego uczynku nie ginie, ale trwa na wieki i przynosi owoc bądź życia bądź śmierci. Ciała świętych, choć dawno już rozsypały się w proch, przecież dzieła ich trwają ustawicznie i zbawiają dusze, a dzieło Chrystusowe dzięki nim szersze zatacza kręgi.

W chwilach cierpienia i zwątpień, gdy krzyż nader przygniecie me barki, może na usta moje cisnąć się będzie owo dręczące pytanie: Dlaczego ja tak cierpię? Czy Bóg niezbyt surowy karząc mnie za chwile słabości tak bardzo i tak długo?...

Pomyślę sobie wtedy, że cierpieniem moim buduję Ciało Chrystusowe, zbawiam dusze mych biednych braci i sióstr, zbieram wartości niezniszczalne dla siebie i dla innych na wieczność całą. - Wtedy bunt nie powstanie w sercu, słowo bluźniercze zamrze na ustach... Chyba, że mam duszę karlą.

Mam ochotę uchylić się od twardego obowiązku, pójść drogą łatwą.

- Pomyślę: może przez to jedna dusza nie dostąpi łaski zbawienia; innej braknie sił do pokonania ciężkiej pokusy i ukrzyżuje Syna Bożego w sercu. Dlaczego? Bo w Ciele mistycznym nie stanie ostatniego ogniwa, które nawiązać ma do łaski skutecznej potrzebnej dla tej duszy. Ogniwo to w moim ręku. Czyż je porzucę?...

Zdobywajmy zatem zbawienie społecznie!