Wspomnienia z ostatnich chwil życia O. Maksymiliana Marii Kolbe
Ojciec Maksymilian Kolbe

Z Freimannu otrzymaliśmy plik papierów o życiu i śmierci O. Maksymiliana. Towarzysze niedoli oświęcimskiej roznieśli po świecie jego sławę jako bohatera, który ofiarował swe życie za ojca rodziny[1] i zginął śmiercią głodową 14 sierpnia 1941 r. w Oświęcimiu. W Jerozolimie ukazał się w 1944 r. krótki życiorys fundatora "Milicji Niepokalanej" z modlitwą o uczczenie przez Boga wiernego Jego sługi, zatwierdzone przez J. E. Ks. J. Gawlinę, Biskupa polowego. W ośrodku polskim w Freimannie księża i świeccy wyrażają się z podziwem o tej szlachetnej postaci. Ks. Konrad Szweda z Rybnika napisał w Dachau wspomnienia z ostatnich chwil życia O. Maksymiliana, które zamieszczamy w tym numerze i w następnym.

Przybycie do obozu

Wieczorem, 28 maja 1941 r. przybywa do obozu oświęcimskiego transport więźniów politycznych z Warszawy w liczbie około 400. Wśród 15-tu księży, szczególnie Ojców i Braci Pallotynów, znajduje się franciszkanin O. Maksymilian Kolbe. Pod silną eskortą konwojujących esesmanów wychodzą z bydlęcych wagonów, szczuci psami i bici kolbami, maszerują na plac apelowy oświęcimskiej kaźni, Przy wywoływaniu nazwisk musiano biec wzdłuż szpaleru utworzonego przez esesmanów, z których każdy batogiem lub rzemieniem okutym w ołów bił po głowie i twarzy. Nie obeszło się również bez kopniaków, szturchańców, brzydkich wyzwisk i szyderstw.

Na noc zamknięto wszystkich w małej łaźni, gdzie z braku powietrza kilku

omdlewa. Następnego dnia po przebraniu każdego w łachmany ludzką krwią zmoczone, kazano księżom i żydom z szeregu wystąpić, żydów zbito i zmasakrowano do nieprzytomności i wcielono do karnej kompanii (blok śmierci), księży natomiast przeznaczono do ciężkiej, pracy.

O. Maksymilian Kolbe przy pracy

W pierwszych dniach O. Kolbe pracuje przy zwózce żwiru i kamieni na budowę parkanu obok krematorium, Nie tylko z próżnym, ale i naładowanym ciężkim wozem, zaprzęgnięci więźniowie musieli biec, by nie narazić się na bicie stojących co kilkadziesiąt metrów przodowników pracy, których sumienia obarczone były krwią pomordowanych ofiar.

Na trzeci dzień, dowódca obozu Fritsch, przychodzi na blok nowoprzybyłych więźniów (17 a) i daje rozkaz: "Klechy wystąpić" (Pfaffen raus). Za mną marsz! Bladość wystąpiła na twarze i przerażenie ogarnęło wszystkich. Prowadzi ich przed kuchnię, gdzie w obłoconych i potarganych łachmanach stoją wychudzeni o zapadłych twarzach więźniowie. To komando pracy "Babice", Kapo[2] tego komanda, budzący postrach wśród więźniów oświęcimskich, krwawy Krott, kryminalista, który w wykańczaniu ludzi w Oświęcimiu bije rekord. Jemu oddaje dowódca obozu księży, dodając na odchodnym: "Masz tu tych darmozjadów i pasożytów społeczeństwa. Naucz ich pracować jak należy!" - Krwawy Kapo uśmiechnął się szyderczo na widok nowych ofiar i rzekł lakonicznie: "Już ja sobie z nimi dam radę", Następuje wymarsz do pracy około 4 km drogi.

Wśród tej grupy księży jest O. M. Kolbe. Praca polegała na wyrąbywaniu i noszeniu gałęzi i słupków, potrzebnych do grodzenia faszynami moczarnych, wilgotnych łąk. Prace wykonywano biegiem. Co kilkanaście kroków stali uzbrojeni w długie styliska przodownicy pracy, popędzali i bili pracujących więźniów, a szczególnie księży.

Tu prawdziwa droga krzyżowa O. M. Kolbe, trwała dwa tygodnie. Ładowano mu na plecy dwa, nawet trzy razy więcej gałęzi od innych, które po wyboiskach i wertepach musiał ciągnąć. Kiedy chciał odpocząć, okładano go kijami. Często koledzy księża widząc O. Kolbe pokrwawionego, słaniającego się pod ciężarem, chcieli mu dopomóc. O. Kolbe odpowiadał spokojnie z uśmiechem: "Nie narażajcie się, bo i wy dostaniecie cięgi. Niepokalana mi dopomaga. Dam sobie radę".

Jeden dzień był dla niego szczególnie ciężki. Krwawy Kapo upatrzył sobie na ofiarę dnia i pastwił się nad nim jak jastrząb nad bezbronną ofiarą. Sam ładuje mu na plecy osobno wybierane ciężkie gałęzie, następnie każe mu biec. Kiedy O. Kolbe upada na ziemię, kopie go niemiłosiernie w brzuch i twarz i okłada ciężkimi razami, "Robić ci się nie chce trutniu! Ja ci pokażę, co znaczy praca"! Podczas przerwy obiadowej, wśród drwin i bluźnierstw każe położyć się O. Kolbemu przez kłodę drzewa. Spośród swoich towarzyszy wywołuje najsilniejszego i każe wymierzyć niewinnej ofierze 50 razów. O. Kolbe nie może się ruszać, Wrzuca go do błota i przykrywa stertą gałęzi. Po takich przejściach i całodziennej pracy - forsowny marsz do obozu. O, Kolbe opadł z sił do tego stopnia, że musiano go przynieść. Następnego dnia nie rusza do pracy. Zaniesiono go do ambulansu, szpitala obozowego i przyjęto na oddział wewnętrzny, stawiając diagnozę, zapalenie płuc z ogólnym wycieńczeniem. c.d.n.


UWAGA! Byłych jeńców z Pawiaka i Oświęcimia, którzy w czasie niedoli zetknęli się osobiście z O. Maksymilianem M. Kolbe, a zwłaszcza uwolnionego ojca rodziny, prosimy bardzo o nadesłanie do redakcji "Rycerza Niepokalanej" szczegółów o O. Maksymilianie wraz z dokładnym podaniem swego adresu.


[1] W numerze lipcowym "Rycerza Niepokalanej informacja o uratowaniu 16-letniego młodzieńca przez O. Maksymiliana okazała się mylna, bo to był ojciec rodziny.

[2] Kapo - dowódca grupy (komanda)