Wzięłam do czytania "Rycerza Niepokalanej" i tak mnie pismo to rozrzewniło, że postanowiłam sobie podać w nim kilka chwil z mojego życia.
Otóż wychowana byłam przy matce, która jak mogła, tak się starała, ażeby dzieci szły drogą zbożną i szlachetną.
Gdy miałam lat dwanaście, matka moja zmuszona była oddać mnie między obcych ludzi. Wybrała osobę religijną i dobrą, która troskliwie opiekowała się moją osobą przez dwa łata.
Po tych dwóch latach Pan Bóg zabrał moją matkę do siebie. Wtedy uczułam wolność, swobodę; zdawało mi się, żem jest ptaszkiem wypuszczonym z klatki. Co prawda wspominałam ustawicznie na przestrogi matki, ale równocześnie podobał mi się zepsuty świat i poczęłam już w nim grząść.
Żyłam tak dwa lata po światowemu wesoło, zapomniałam prawie zupełnie o Bogu; jeźli chodziłam do kościoła, to tylko z przyzwyczajenia, a i to wolałam bawić się lub próżnować, niżli pójść na Mszę św. A pacierz? Nikt nie widzi, matka już nie pilnuje, więc po co tam go klepać!
Jedno mi pozostało z wychowania matki: obrazek Niepokalanej Dziewicy, który zawsze trzymałam na ścianie i odmawiałam przed nim litanję do Matki Bożej.
Tak żyłam aż do siedemnastego roku życia, póki nie poznałam osoby religijnej, o której nie przypuszczałam nawet, że jest tak religijną. Chociaż bowiem rozmawiałam z nią często, nie słyszałam nigdy z ust jej płynących słów nabożnych: nie prawiła mi srogich morałów, nie groziła piekłem. A za to życie jej było tak dziwnie szlachetne i pociągające, żem czuła się do niej przykutą. Szczególnie podobała mi się jej szczerość i prostota serca.
Pewnego razu, spotkawszy ją na ulicy, spytałam, gdzie idzie. Ona na to: "Chodź ze mną, a sama zobaczysz gdzie idę".
I odtąd przez parę niedziel kolejno chodziłam z nią regularnie do kościoła OO. Franciszkanów, gdzie słyszałam bardzo ładne kazania, a w nich znajdowałam dla siebie naukę i zaczęłam poznawać, jak właściwie ma wyglądać dobre życie. Zrozumiałam, że postępowanie moje dotychczasowe było jak Marii Magdaleny przed nawróceniem - postanowiłam zatem naśladować Magdalenę odtąd w pokucie i cnocie.
I teraz rozumiem, że osoby ukryte, cnotliwym życiem zdolne są najlepiej prowadzić apostolstwo wśród ludu. Sama zaś przyjęłam sznur pokuty Świętego Franciszka i postanowiłam żyć w ukryciu. A wszystkich, którzy to czytać będą, pokornie proszę o modlitwę, aby Bóg raczył przyjąć kiedyś mnie nędzną do szczęśliwej wieczności.
Warszawa.