Dzień był skwarny.
Z rozżarzonej aż do czerwoności tarczy słonecznej biło gorąco z początku mile, roszkoszne, potem coraz to więcej przykre, nudne, aż wreście dokuczliwe. Już go wszędzie było dosyć.
Cała przyroda rozkoszowała się nim aż do zapamiętania. Już osłabły rośliny, kwiaty, powiędły liście na niektórych z drzew. Ptactwo, zwierzęta poukrywały się w cieniu, a człowiek poci się i chłodzi jak może.
W nurtach spokojnej, jasnobłękitnej Jasiołki, rzeki płynącej koło Jasła, w Małopolsce, w diecezji przemyskiej, kąpie się właśnie bardzo dużo ludzi. Szczególniej dzieci i młodzież. Chłopcy dokazują przytem po swojemu. Skaczą z wysokich brzegów w głębie wody, to na ncgi, to na głowę. Dają nurka w zewody, kto dłużej... Popisują się w pływaniu zwykłym, kto szybciej, kto wytrwalej... i w innych sposobach pływania, jak na plecach, na boku, z poruszaniem rąk, nóg lub bez... itp. Krzyku przytem, śmiechu, radości bez granic.
Woda mieni się, łamie grą kryształów, faluje w przyspieszonym tempie, słońce zapala na niej rubinowe ogniki i błyski tęczowe.
Naraz słychać... Woła ktoś przeraźliwym głosem. - Rany Boskie! Znamirowski się topi!
I urwała się zabaw a. Ucichło wszystko. Każdy wystraszony szuka oczyma tonącego, a jego już woda uniosła dobry kawałek. Lecz, widać, żyje jeszcze, bo si ę broni, tylko słabo.
Na ratunek więc! Co rychlej!
I puściło się kilku starszych chłopców wpław za nim. Niestety już za późno. W tej chwili właśnie porwał go prąd i wrzucił nagle popod wierzby, gdzie toń ciemno-zielona.
Znikł z powierzchni wody. Utonął.
Popłoch teraz powstał, panika między kąpiącymi się. Każdy ucieka z wody, ubiera się szybko i albo pędzi do miasta, do domu, by się podzielić z drugimi tą straszną nowiną, że Znamirowski utonął, albo krąży rozgorączkowany po brzegu i rozprawia głośno na temat wydobycia z rzeki, choć trupa.
Już dano znać gminie o nieszczęśliwym wypadku. Już i rodzina Znamirowskich wie o tym.
Pani Znamirowska szyła właśnie w pokoju, gdy przez otwarte okno usłyszała krzyki na ulicy, że ktoś się utopił. Kto? Serce jej samo dopowiedziało. Taka się czuła jakaś niespokojna, taka zatrwożona... Zerwała się więc natychmiast, stanęła w oknie, a tu że wszystkich stron, niby pociski, godzące w jej serce, lecą k’niej te okropne słowa:
- Proszę pani, proszę pani, syn się pański utopił!"- Tam niedaleko mostu!
- Kąpaliśmy się razem i coś mu się stało, czy zasłabł, czy go kurcz chwycił, porwała go woda i utonął.
Matka zbladła w jednej chwili. Oczy jej zalały łzy. Wargi poczęły drgać. Boleść zawładnęła nią całą. Już nie chce nic wiedzieć, już nie słucha dłużej. Krzykła tylko:
- O moje dziecko kochane! - i jak była przy pracy, puściła się pędem, co tchu, na miejsce katastrofy.
O matko, daremnie się trudzisz! Szkoda twojej męki, twych kroków. - Chłopięcia swego już nie zobaczysz. Porwały go fale i ukryły między sobą!
Matko lepiej w domu zostań. Tam nad rzeką nie znajdziesz pociechy, serca nie utulisz. Chciałabyś, prawda, przynajmniej martwe zwłoki syna dostać i rzucić się nań i ucałować je serdecznie i łzami twymi skropić...
Niestety, zwłok tych jakoś znaleść niemożna.
Wysłała gmina swych ludzi, z łodzią z żerdziami, z sieciami i szukają, ale daremnie.
A była wówczas w Jaśle w kościele Ojców Karmelity cudowna statua Najświętszej Maryi Panny. Była we wielkim ołtarzu i we wielkiej czci i nabożeństwie u wiernych i zdaleka i z za granicy nawet spieszono z prośbami do stóp tej Niebieskiej Pani i wracano stamtąd prawie zawsze z łaską tą, o którą błagano. Toteż nazwano Niepokalaną, Bożą Matkę, w tym wizerunku: "Cudowną Matką łask wielkich".
Otóż pani Znamirowska stojąc tam nad Jasiołką, ledwie żywa i widząc, że tu ludzka pomoc nic nie zdoła, zwraca się w stronę kościoła karmelitańskiego, klęka publicznie wśród ludzi i woła głośno:
- Matko Boża Cudowna, wróć mi syna! - i klęczy dalej... cicho modli się.
I oto w tej chwili, w oddali na rzece wzburzyła się gwałtownie woda i ukazał się na powierzchni jakiś przedmiot. Wszyscy ciekawi patrzą.
- To człowiek, człowiek! Chłopak jakiś!
Lecą ku niemu i już go z daleka poznali.
- To Znamirowski! Matko Boża! Znamirowski. Taż to, cud! Cud! Jak on płynie! Silny! Zdrowy! żyje, żyje! O Boże! Boże!
I matka biegnie.
- To on, on! zawołała i padła na ziemię i płacząc rzewliwie, z radości, Matce Najświętszej dziękowała.
A chłopca, gdy przypłynął do brzegu i wyszedł i wody, ludzie o mało nie rozdarli w kawałki. Każdy się go dotykał, by się przekonać czy to nie złudzenie.
I pytaniom i odpowiedziom nie byłoby końca, tylko on zobaczywszy matkę, modlącą się tam na brzegu, pobiegł ku niej.
A ona ręce doń wyciągnęła.
I rzucił się w jej objęcia... I klęknął i tam pierwsze podziękowanie także i on Cudownej Matce Bożej złożył.
Rycerzu Niepokalanej! Wiesz, że dziś bardzo dużo młodzieży męskiej i żeńskiej, ginie w falach zepsucia. Prąd, ręką masońską sztucznie rozniecany, niedowiarstwa, niemoralności, porywa je i chłonie.
W grzechach toną. Ratunek dla nich w nabożeństwie do Najświętszej Panienki. Stań się więc krzewicielem tego nabożeństwa. Koniecznie!
Zaledwie Matkę Najśw. kto zawezwie, a wnet Ona prośby wysłuchuje i przybywa na pomoc.
Ludwik Blozjusz