Pyt. Jeżeli Bóg jest pełen dobroci i miłosierdzia, to dlaczego tyle cierpimy i niektórzy nawet całe życie znoszą przeróżne choroby i przykrości doznawanych od innych?
Odp. Takie pytanie narzuca się niekiedy wprost natrętnie tym, którzy mają do zniesienia jakiś ból fizyczny czy moralny. Zagadnienie cierpienia jest rozwiązalne tylko w świetle prawd religijnych. Ani filozofia, ani nauka nie są w stanie dać zadawalającej odpowiedzi na problem cierpienia.
Jeżeli Bóg najświętszy, najmędrszy, najsprawiedliwszy zsyła na kogoś cierpienie, to najoczywiściej czyni to dlatego, że cierpienie jest dla człowieka potrzebne. Nie popełnia Bóg w żadnym wypadku niesprawiedliwości.
Przede wszystkim pamiętać trzeba o tym, że dużo cierpień, które spadają na ludzi, to cierpienia zawinione. Człowiek nie zachowuje praw przyrodzonych, nadużywa przyjemności, a przez to sam sprowadza na siebie cierpienie.
Gdy zaś chodzi o cierpienia tzw. niezawinione, to i one nie sprzeciwiają się przymiotom Bożym: miłości, sprawiedliwości, dobroci itd. Cierpienia niezawinione dopuszcza na nas Bóg dla naszego dobra. Nie każdy przecież, kto w oczach ludzi uchodzi za niewinnego, chociażby przed wszystkimi o swej uczciwości i dobroci wiele mówił, jest naprawdę przed Bogiem bez winy. Człowiek jest ułomny, pełen wad i niedoskonałości o których wie Bóg, chociaż ludzie ich nie dostrzegają. Św. Jan Apostoł pisze: "Jeślibyśmy rzekli, że grzechu nie mamy. sami siebie zwodzimy, a prawdy w nas nie masz" (1 J 1,8). Więc na pewno każdy z nas ma coś do odpokutowania. Gdybyśmy popełnili tylko jeden grzech i to tylko lekki, to już nie dzieje się nam krzywda, gdy cierpimy, bo grzech jest obrazą Bożą i trzeba za niego zadośćuczynić, albo tu na ziemi przez cierpienia, nędzę i niedostatek, lub w życiu przyszłym przez pokutę czyśćcową.
A więc cierpienia odgrywają na ziemi ważną rolę oczyszczającą, ekspiacyjną i jako takie są dla nas dobrodziejstwem Bożym.
Jeżeli nawet cierpienie nawiedzi kogoś, rzeczywiście zupełnie niewinnego, to i taki nie ma prawa rozżalać się na Boga z powodu zesłanego cierpienia. Przecież Pan Bóg "których miłuje, strofuje i karze" (Ap 3,19), tj. doświadcza i dostarcza sposobności do zdobycia wyższej chwały w niebie. Cierpliwe znoszenie dolegliwości istotnie ma wartość zasługującą na niebo.
Chrystus utorował nam drogę do nieba poprzez cierpienie i tylko ta jedna jedyna droga prowadzi do Boga.
Nadto ćwiczenie się w cierpliwym znoszeniu dolegliwości ugruntowuje nas i umacnia na trudy i niewygody życia ziemskiego, i uczy nas rozumieć nędzę i cierpienia drugich.
Niejedno cierpienie zesłane człowiekowi od Boga w stosownej chwili nawraca go do Boga, a innych chroni od grzechu.
Pamiętać mamy i o tym, że przez cierpienie ułatwia nam Pan Bóg wypełnienie szczytnego obowiązku apostolstwa. Bóg chce by dusze niewinne współdziałały z Jezusem w dziele zbawienia drugich.
Żyjemy na ziemi tylko po to by sobie zapewnić zbawienie wieczne, a nie po to, by tu uzyskać pełne szczęście doczesne. Życie ziemskie trwa krótko, a życie pozagrobowe - wiecznie. Czyż mieści się w tym jakaś, choćby najmniejsza, niesprawiedliwość, gdy Bóg zsyła nam cierpienia na tym króciutkim odcinku życia ziemskiego, trwającym zaledwie lat kilka lub kilkadziesiąt, po to, byśmy mieli w nieskończoność życie wieczne szczęśliwe, i to tym więcej szczęśliwe, im więcej zasług zdobędziemy sobie na ziemi przez cierpliwe, z poddaniem się Woli Bożej znoszone, cierpienia.
Nie!
Ból i cierpienia w żadnym wypadku nie są bezcelowymi, dla każdego z nas przedstawiają one wartość wieczną.