To ją weź...

W maju 1924 r. wbiegła do kościoła krakowskich Dominikanów matka strapiona. Córeczka jej, piętnastoletnia Alinka, dogorywała, lekarze zadecydowali, że niema nadziei. Szła więc przed obraz Cudownej Matki Boskiej, który w srebrnobiałej sukience, z pod niebieskiego baldachimu, patrzył ciemnemi Swojemi oczyma w głąb dusz, przenikając skrytości smutków. Odmówiła bolesną cząstkę Różańca, matka strapiona, a potem wydobyła ze zbolałego serca kilka gorących westchnień:

"Ty zachowasz, Matko Miłosierdzia, dziecię moje przy życiu!"

"Ty działasz cuda - jak wota świadczą - Ty i nad dzieckiem mojem cud uczynisz!"

A potem jeszcze: "Uśmiechasz się, Królowo Niebios, kiedy serce matki we łzach tonie!

I jedno jeszcze wejrzenie na obraz, jedno westchnienie i poleciała kobieta strapiona, jak chmura wichrem gnana.

Na placu przedkościelnym zabiegły jej drogę wiejskie dzieci i podawały wiązanki niezabudek. Kupiła kilka bukiecików, nie wiedząc po co i na co i szła spiesznie, miotana naprzemian nadzieją i trwogą, co zastanie w domu?

Alinka jej ukochana żyje "i uśmiecha się do niej, albo może już.... umarła!

Wstąpiła jeszcze do kościoła Franciszkanów do "Smętnej Dobrodziejki", jak obraz Bolesnej Matki zwykł od wieków lud krakowski nazywać.

"Ty, coś płakała nad śmiercią syna" - wyszeptała - "Ty nie dopuścisz!... - i składa garść niezapominajek na czarne marmurowe balaski, by one dopowiedziały resztę i mówiły wtedy, kiedy jej nie będzie, modlitwę wypowiadały matki strapionej.


Lotem błyskawicy była w domu przy łóżeczku dziecięcia. Anioł Stróż roztoczył skrzydła nad cierpiącą dzieciną. Żyła jeszcze, uśmiechała się słodko i sen swój opowiada:

"Mamo, jaka śliczna Matka Boska, jak u Dominikanów w kościele, tylko żyje, uśmiecha się i woła mię do Siebie.

"Tyle Aniołów dokoła Niej, w szatach złocistych, w tęczowych skrzydłach...

"Ona idzie po łące pełnej niebieskich kwiatów, idzie i mówi: "Chodź do mnie!" choć do mnie.


I - matka nie wie, o co się ma modlić, czy o przytrzymanie ulatującej z ciała duszy, czy o spełnienie Woli Bożej. Aż odwaga chrześcijańska opanowuje uczucie matki.

"A jeżeli Ją wołasz do Siebie Niebiańska Pani, to ją weź, walki z Tobą prowadzić nie będę; szczęścia, jakie Ty jej dasz, ja jej dać nie mogę..."

W trzy dni potem drobna mogiłka kryła drobniejszą jeszcze trumienkę, na grobie ukochanej córeczki strapiona, ale pocieszona matka zasadziła niezapominajki.