Religia i cierpienie

"Czego chcesz od nas Panie za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?" - tak przed trzystu laty z górą wyśpiewywał nasz poeta Kochanowski wspaniałomyślną Opatrzność Bożą dla całego rodzaju ludzkiego i dla każdego człowieka, pomimo cierpień i krzyżów, których nikomu nie brak w tym życiu ziemskim.

Przejdźmy świat cały od końca do końca, a wszędzie zobaczymy jak też ręka dobroczynna i hojna sieje swoje dary na ludzi, jak błogosławi ziarnko rzucone na rolę, jak je rozmnaża w plon setny, jak karmi już nie tysiące, lecz miliony istot, wedle tego, co mówi Psalmista: Oczy wszystkich nadzieję mają w Tobie, a Ty dajesz pokarm ich czasu słusznego. Otwierasz rękę Twoją i napełniasz wszelkie stworzenie błogosławieństwem (Ps. 144, 15-16). - Gdyby Bóg nie błogosławił z góry prac naszych, gdyby poskąpił kropli deszczu, promieni słonecznych na rolę, gdyby nas wypuścił ze swojej troskliwej opieki, na nic by się nie zdały przemysł, praca i krwawy znój człowieka, znikłyby te wszystkie jego usiłowania, a z nimi i samo jego życie.

"Rzuć okiem po świecie - mówi św. Augustyn - i uważaj, czy znajduje się rzecz jaka, która by ci nie służyła? wszelkie stworzenie do tego tylko dąży, aby ci niosło pożytek, aby zaradzało twoim przyjemnościom i potrzebom. Niebo, ziemia, powietrze i morze służą ku temu celowi, a owa zmiana pór roku, ów wieczny poród natury, który stare odnawia, zniszczone wetuje, nie jestże dla nas zawsze pełnym, niewyczerpanym spichlerzem? Któż to wszystko zarządził, nakazał żywiołom (poszczególnym zwierzętom domowym i innym stworzeniom), aby ci służyły? Dobroczyńca ukryty przed tobą, ale sam rozum cię uczy, że wszystko to jest jego darem".

Przede wszystkim, nieocenione uzdolnienia cielesnego organizmu człowieka od stóp do głów i wewnątrz jego jestestwa, a ponadto najwyższe dary przyrodzone ducha ludzkiego to jest rozum i wola świadczą o hojnych oraz niewyczerpanych bogactwach, którymi wszechmocna ręka Stwórcy obdarza każdego człowieka, a dla niego nieskończoną ilość żyjących istot, nie mających rozumu i woli. (Czyt. Ks. Bączek, Podstawy wiary, część I, poznanie Pana Boga). - Niemniej podziwu godną jest stateczność Boga-Dobroczyńcy, który nie ustaje w darach swoich, nie zrażając się naszą niewdzięcznością.

"Jeśli bowiem wół, powiada św. Jan Złotousty, poznaje właściciela swego, a osioł żłób pana swego; jeśli pies dla odrobiny chleba tak wiernie się przywiązuje do ludzi, jakimże wstydem powinno nas okryć zapomnienie na dobrodziejstwa Boże, kiedy same zwierzęta brzydzą się niewdzięcznością?" (Hexaemer., 1, 6).

Jak rzeki wracają do morza, tak też i dary Boże, przechodząc przez nasze ręce, powinny wracać do Niego pod formą gorącej synowskiej wdzięczności. Wszystkie stworzenia jakby wołają na nas tymi trzema wyrazami: bierz, oddawaj, lękaj się! Bierz dobrodziejstwa, które ci z woli Bożej przynosimy; oddawaj za nie dzięki twemu Stworzycielowi; lękaj się, niewdzięczności, o którą w godzinie rachunku oskarżać cię będziemy (św. Antonin, Sum. Th. 1, 3).

Mimo to, skutkiem ograniczoności natury ludzkiej, skutkiem też złej woli poszczególnych jednostek ludzkich, człowiek wiele cierpieć musi. Cierpienie nieraz tak jest dojmującym, że słabsze jednostki do rozpaczy doprowadza, a myślicieli w pogańskich religiach, a nawet filozofów chrześcijańskich do różnych błędów doprowadza w ich poglądach na świat i życie.

Przedstawiciel pogańskich teorii, Budda, chcą rozwiązać zagadnienie cierpienia i podać ludziom środki, przez które najłatwiej mogliby cierpienia swe zmniejszyć lub ich uniknąć, głosił swoje pomysły o Nirwanie czyli powrocie do nicości i w związku z tym o ascetycznych praktykach, wiodących do Nirwany jako do zupełnego szczęścia, będącego uwolnieniem od wszelkich złudzeń i cierpień. Istnieje Nirwana - tak nauczał Budda - nicość, siedlisko wszelkiego szczęścia i doskonałego spokoju. Bóstwo, tak jak człowiek, podlega zmianom i razem z nim kiedyś do Nirwany powróci; zresztą nie dba ono o ludzi i zbytecznym było by modlić się do niego.

Budda nie miał pretensji do jakichkolwiek cudów i na nie się nigdy nie powoływał. Występował nie jako wysłannik Niebios, lecz jako zwykły śmiertelnik i samodzielny myśliciel. Jego teorię nihilistyczną wznowili w szacie nowożytnej niemieccy pisarze 19 wieku: Schopenhauer i Ed. Hartman, znani przedstawiciele filozoficznego pesymizmu[1] Świat ten, według Schopenhauera, nie ma oznaczonego celu i cały pogrążony jest w cierpieniach. Stąd dochodzi ten pisarz do ateizmu i pesymizmu, a świat obecny uważa za najgorszy ze wszystkich; człowiek, według tej teorii ma wzgardzić życiem aż do całkowitego wyrzeczenia woli tak, iżby nic nie pozostało i wszystko jakby do "nicości" wróciło.

Tym chorobliwym poglądom na cierpienie, zapoznających i rozumny cel człowieka i dobrodziejstwa Stwórcy (o których mówiliśmy wyżej) przeciwstawimy naukę chrześcijańską o tymże przedmiocie:

Biorąc to życie za przejściowy okres kształcenia się - tak jak je rozum i religia brać każe - nie tylko pojmujemy od razu, że śmierć ma sens, ale rozumiemy łatwo, że i cierpienie może mieć rację w tym życiu.

Co stanowi wartość i wysokość moralną człowieka? Nie wrodzona dobra skłonność - która jeszcze charakteru etycznego nie ma; nawet nie pojedyncze czyny nasze, po których łatwo mogą nastąpić niecne; ale wyrobiona moralna cnota, która nakłania go do postępowania stale według etycznego ideału. A co wyrabia cnotę? Jak w ciele ludzkim wysiłek wzmacnia i kształci muskuły, które by bez niego uległy atrofii, czyli wyczerpaniu i zanikowi, tak i w organizmie ducha wytężenie, zwyciężające przeciwności i cierpienia, kształci i potęguje cnotę, i wtedy dopiero cnota jest prawdziwą i wyrobioną, kiedy zdolna jest do takiego zwycięskiego wysiłku. I w tym znaczeniu, rzec można, że cierpienie jest probierzem cnoty.

"Gdyby więc cierpienia nie było na ziemi, boski kwiat cnoty, nie rósłby tak wysoko; dodać trzeba jeszcze, że nie rozgałęziałby się w tak bogatą rozmaitość. Ile to cnót w szczególności byłoby nieznanych na świecie, gdyby cierpienia nie było. Cierpliwość, miłosierdzie, męstwo, które gardzi niebezpieczeństwem i śmiercią, ofiarność, która poświęca się dla wyższej sprawy, prawie wszystkie wspaniałości, które podziwiamy w bohaterach, zwłaszcza chrześcijańskich, uwarunkowane są istnieniem cierpienia. I nawet te skromniejsze cnoty, które z upodobaniem i ze czcią oglądamy naokoło siebie, byłyby w wielkiej części podcięte, gdyby możliwości cierpienia nie było.

Nam by z tym było może wygodniej tutaj; ale jeśli celem tej ziemi nie jest, aby nam dogadzała, lecz aby areną była dla moralnego wyrabiania się ludzkości, w takim razie istnienie cierpienia jest zupełnie uzasadnione". (Wieczory nad Lemanem III).

A jakże często cierpienie jest lekarstwem moralnym! Głos sumienia, zwłaszcza u ludzi występnych, jest za cichy, by być dosłyszany wśród tego galopu piekielnego, jakim pędzą, pod chłostą chciwości lub innych złych chuci. Dopiero gdy choroba położy, gdy cios majątkowy pozbawi środków, człowiek, przymusowo zatrzymany, wchodzi w siebie - i wtedy dopiero zdolny jest usłyszeć swe sumienie i odnaleźć w sobie iskrę religijności, która tlić się nie przestała.

- Zdarza się wprawdzie niekiedy, że cierpienie odwraca kogoś od Boga i w rozpaczy go pogrąża; ale, na jeden taki wypadek, przynajmniej tysiąc razy się zdarzy, że cierpienie od złego odciągnie i zwróci do Boga.

Zresztą to ostatnie zagadnienie jako też inne analogiczne wyjaśnione będą dokładniej w innych rozdziałach czyli artykułach niniejszego cyklu o cierpieniu (Czyt. zwłaszcza św. Liguori’ego "O umiłowaniu Jezusa w życiu codziennym", rozdz. 5 i 14; Spirago, Przykłady; żywoty świętych).

Kończę następną uwagą ks. M. Morawskiego o stosunku cierpienia do grzechu pierworodnego: "Bóg w pierwszym, że tak powiem, rzucie stworzył samo czyste dobro i szczęście. Zamiast stworzyć człowieka podległego cierpieniom i śmierci, naturalnym następstwom jego złożonej istoty, wolał wynieść go od razu na wyższy szczebel; postawił go w warunkach nadprzyrodzonych, w których miał być szczęśliwy w tym życiu próbnym - i przejść bez śmierci do szczęścia wiecznego. Człowiek. własnowolnie się oparł. Chciał, zamiast czystego dobra, zakosztować owocu dobra i zła. Bóg mu to dopuścił: nie dlatego dopuścił, iżby zło było potężniejsze od niego i zniweczyć mogło jego zamiary, ale iż widział w nim tło do jeszcze wspanialszego ziszczenia tych samych miłościwych zamiarów swoich. - "Idź, powiedział człowiekowi, drogą, którąś wybrał. Wiele się w niej nacierpisz za karę. Ale ja celu zbawienia twego, dla którego cię stworzyłem, nie zmieniam; i tą drogą krzywą którą obrałeś, jeszcze wznioślej do tegoż celu cię doprowadzę" - (tamże).

[1] Wybieramy te najbardziej charakterystyczne poglądy na cierpienie; inne teorie o tymże przedmiocie znajdzie ciekawy Czytelnik w podręcznikach Historii filozofii, lub Historii religii, a mianowicie w nauce o szczęściu poszczególnych systematów filozoficzno-religijnych.