Podziękowania
Drukuj

STARA WIEŚ, 7 października 1945 r.

26.VIII.1942 r. zostałem aresztowany i wtrącony do więzienia przez gestapo nowosądeckie. Po ludzku sądząc czekała mnie śmierć, albo co najmniej Oświęcim. Na celi zastałem już dziesięciu towarzyszy niedoli. Charakterystyczną cechą u wszystkich więźniów politycznych było ogromne nabożeństwo do Niepokalanej Dziewicy. Trzy razy dziennie odmawialiśmy na Jej cześć koronkę z dodaniem innych modlitw. Z jednym ze współtowarzyszy młodym podchorążym, który w więzieniu przeszedł swoje nawrócenie, postanowiliśmy odprawić dwie nowenny do Niepokalanej przed świętem M[atki] B[ożej] Różańcowej (7.X.) o uwolnienie z więzienia, dodając pewne na Jej cześć zobowiązania a między innymi i publiczne podziękowanie w "Rycerzu Niepokalanej" - jeśli przed 7.X. 1942 r. zostaniemy uwolnieni - w przeciwnym bowiem wypadku czekało nas wywiezienie do Oświęcimia. Gdy już inni współtowarzysze niedoli położyli się spać - klękaliśmy w dwójkę przy pryczy więziennej i odmawialiśmy koronkę nowennową. Błagaliśmy wtedy Niepokalaną z głęboką wiarą i niezachwianą ufnością. Wierzyliśmy mocno, że Ona nas nie opuści. 26 września 1942 r. skończyliśmy pierwszą nowennę i mieliśmy po dwóch dniach rozpocząć drugą.

Była sobota. Po południu zwykle nie było przesłuchań. Tymczasem wbrew zwyczajowi wzywają mnie na przesłuchanie i zwalniają do domu. Gdy moi towarzysze sądzili, że poszedłem pierwszy na rozstrzelanie, w tym bowiem dniu były egzekucje w więzieniu, ja byłem już na wolności i gorąco dziękowałem Niepokalanej za otrzymaną łaskę. Tobie bowiem tylko Niepokalana Matko zawdzięczam tę łaskę i powierzam Ci nadal siebie i swe prace, prosząc o dalszą nade mną opiekę.

Ks. Edward Czermiński T. J.

TARNÓW, 23 sierpnia 1945 r.

W marcu 1941 r. gestapo umieściło mnie w więzieniu w Tarnowie. Miałem tak duże obciążenia za działalność w organizacji podziemnej, że idąc na przesłuchanie zdawałem sobie dokładnie sprawę, że jeżeli wrócę jeszcze na swoją celę, to będzie cud, modlitwa moja, jaką zasyłałem do Niepokalanej została wysłuchana. Postawiono mi do oczu człowieka, który złamał przysięgę i wydał mię. Po trzech godzinnym maltretowaniu wydusili na mnie podpis, że przyjmowałem od tego słabego człowieka ulotki.

Jakie miałem jednak szczęście, gdy gestapowcy robiąc u mnie przy aresztowaniu rewizję, nie znaleźli tego, czego szukali. Splądrowali wszystkie książki w bibliotece, przewrócili wszystko niemal do góry nogami, a stosu ulotek, które przykryte były zaledwie jedną książką na biurku nie ujrzeli, jak również nie zaglądnęli do walizki, która dopiero co zostawiona została u mnie przez szwagra, a wypełniona probówkami wybuchowymi. Drżałem nie tyle o siebie, ile o żonę, o dalszą rodzinę. Poszedłem z gestapowcami, a ulotki i probówki zostały. Kiedy ułożyłem głowę na pryczy więziennej, nie mogłem, długo zasnąć, mając ciągle w głowie ta ulotki i walizkę.

Niepokalana jednak pokierowała mną szczęśliwie. Ulotki te i walizkę żona oddała szwagrowi i nic nie wyszło po aresztowaniu.

W 1942 roku, gdy głód strasznie nam dokuczał w obozie koncentracyjnym, zjadłem rano na pusty żołądek dwie główki surowej sałaty. Dostałem skurczu żołądkowego, - wiłem się po zagonach, nie zważając, czy widzą to esesmani. Niestety! dopatrzył mnie jeden z najgroźniejszych blokowych Klisch. Strasznie mię pobił, kopiąc powalonego to po głowie, to po żołądku. Każde następne uderzenie mogło mi przynieść śmierć. Leżałem w kałuży krwi, modląc się do Niepokalanej i prosząc Ją o wzięcie mnie w opiekę. I doznałem wyraźnej Jej łaski. Kiedy ten łotr gonił mnie na posta aby mię zastrzelić, gdyż byłem cały zbroczony krwią, wtedy zjawia się kierów, kamieniołomów Ketterer i w tym momencie, gdy post ma już użyć karabinu, odwołuje mego oprawcę. Ostatkami sił zawlokłem się do swego komanda. Rozpoznał mię tu Klisch. i ponownie gonił na posta, bijąc mię i kopiąc, jak nie człowieka. I znowu udaremnia mu w tym ten sam kierownik kamieniołomów. Odwołuje go tym razem na przeszło godzinę. Ja zaś wzięty w opiekę kolegów, szybko zmywam krew, przybieram kapotę kolegi i w godzinę później, gdy ten drab przyszedł za mną, nie mógł mię rozpoznać wśród 300 innych towarzyszy, którzy też nie lepiej wyglądali ode mnie.

Nie wierzyłem nigdy w taką moc Niepokalanej, mimo, że byłem katolikiem, ale po tym co przeżyłem w ciągu 4 lat w tak ciężkim obozie koncentracyjnym i po tym co sam doznałem od Niepokalanej, stwierdzić muszę, że życie swoje wyniosłem z obozu tylko przy pomocy Niepokalanej. Jej dziś gorąco dziękuję za doznane łaski, za uratowanie mi życia.

a. sz.