Podziękowania

WARSZAWA, dnia 27 maja 1934 r. (192-34)

Chcąc uczynić zadość poczynionym ślubom, proszę o umieszczenie mojego podziękowania w "Rycerzu Niepokalanej" za doznane łaski.

Rok czasu temu, jak złożyłem prośbę do odpowiednich władz przełożonych w celu uzyskania zezwolenia na jedną z bardzo dla mnie ważnych spraw życiowych. Mimo jednak usilnych starań i poparcia ze strony osób trzecich - prośbę moją załatwiono odmownie.

Ponieważ sprawa ta była dla mnie bardzo ważna, prośbę złożyłem po raz drugi. W międzyczasie dostaje mi się do rąk "Rycerz Niepokalanej", a w nim umieszczone podziękowania. Przyszło mi wtedy na myśl, że może i mnie Matka Najświętsza dopomoże. Uczyniłem ślub i zacząłem zaraz tego samego dnia gorąco się modlić. Już na drugi dzień sprawy tak zaczęły się układać, że widziałem wyraźne działanie Opatrzności. W kilka tygodni później prośba moja została załatwiona przychylnie i twierdzę bezwzględnie, że jedynie za wyłączną pomocą Niepokalanej. Wdzięczność moja ku Matce Najświętszej nie ma granic.

Niechaj te kilka słów będzie potwierdzeniem modlitwy św. Bernarda "że od wieków nie słyszano, aby ktokolwiek, uciekając się do Ciebie i Twej pomocy wzywając, był przez Ciebie opuszczony".

S. Zdz., porucznik

HAJDUKI WIELKIE, dnia 26 sierpnia 1934 r. (193-34)

Nie będzie kryzysu, nie będzie bezrobocia, jeżeli wszyscy utrapieni i wszyscy uciśnieni zwrócą się z całą ufnością i z silną wiarą o pomoc do Najśw. Marii Niepokalanej. Po zdaniu egzaminów było mi bardzo ciężko, szukałam wszędzie pracy, gdzie tylko się dało - lecz na próżno. Nie pomogły i wysiłki wpływowych osób. Czytając i słysząc tyle o łaskach i pomocy, jakiej dostępują ci, którzy Maryi Niepokalanej swe troski i bóle powierzają, postanowiłam i ja obrać sobie Najśw. Maryję Niepokalaną za swą Orędowniczkę i prosić Ją szczerze o ulżenie w mej doli. I oto przyszła pomoc, zostałam wysłuchaną, otrzymałam pracę, zupełnie niespodziewanie, posadę bardzo dobrą, o jakiej nawet nie marzyłam, i to tam, gdzie nie miałam w ogóle żadnych widoków. To jest tylko jedna prośba wysłuchana, lecz któż zliczy te wszystkie łaski i pomoce, które mi Matka Najświętsza udziela? Toteż na tym miejscu dziękuję jak najserdeczniej Maryi Niepokalanej za te wszystkie niezliczone łaski, prosząc Ją bardzo o dalszą opiekę nade mną, i o wysłuchanie mych dalszych próśb, a wszystkim wątpiącym, biednym, zrozpaczonym, chorym na ciele i duchu radzę zwrócić się ufnie do Maryi Niepokalanej, a Ta nikogo nie opuści, wszystkich do Siebie przytuli.

Niegodna służebnica Maryi

CZ..., 27 sierpnia 1934 r. (194-34)

Kierując się ogromną wdzięcznością ku swojej niezawodnej, od młodzieńczych lat, Opiekunce Maryi Najświętszej - Niepokalanej - zwracam się z prośbą o umieszczenie tego najskromniejszego podziękowania, na jakie zdobyć się moja dusza moja. Ty, Która w ciągu roku [1933] i obecnego nie tylko, że mnie" przywróciłaś do pełnej Wiary, a tym samem dałaś tak pożądany dla mego ducha, targanego stale wątpliwościami i różnymi przeciwnościami błogi spokój, ale również w roku [1934], niewytłumaczonym dla mnie sposobem, uratowałaś mi życie.

Ponieważ rubryka dziękczynień Matce Bożej w "Rycerzu Niepokalanej" moją uwagę zwróciła ku Niej i całkowicie Jej oddała opiece, więc i to dziękczynienie umieszczone w pięknym Jej pisemku niech również posłuży dla dobra dusz zbłąkanych na ziemi, które Ona z wysokości Swego majestatu wypatruje i wyławia dla Siebie i przywraca zarówno nieśmiertelnemu Kościołowi katolickiemu, jak i zdrowo myślącemu odłamowi społeczeństwa polskiego.

Doktor Ł., z białostockiego

POZNAŃ, we wrześniu 1934 r. (195-34)

Miałam zamiar wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia i zdawało mi się, że w ciągu kilku miesięcy zamiar mój będę mogła urzeczywistnić. Tymczasem wynikły trudności nie do pokonania. I tak trwało całe dwa miesiące i mogłoby trwać dłużej, lecz Opatrzność zrządziła inaczej. Otrzymałam w lipcu tegoż roku żywot O. Wenantego z Niepokalanowa i po przeczytaniu powzięłam myśl, by rozpocząć nowennę do Maryi Niepokalanej przez przyczynę O. Wenantego. A że nie bardzo lubiłam odmawiać różaniec, do czego ze wstydem przyznać się muszę, postanowiłam odmawiać go przez dziewięć dni z rzędu. Zaznaczyłam jednak, że o ile O. Wenanty wyprosi mi w miesiącu sierpniu załatwienie mojej sprawy, wtedy uważać będę to za szczególną łaskę. I nie omyliłam się w swej ufności. Już w pierwszej połowie sierpnia zniknęły wszystkie przeszkody, rozchodziło się tylko o poważną kwotę pieniężną i załatwienie dwóch ważnych spraw. Z początkiem września mogłam już ku memu ogromnemu szczęściu rozpocząć postulat, za co nie przestanę dziękować Maryi Niepokalanej i Ojcu Wenantemu, prosząc, by i nadal raczyli mnie darzyć swoją opieką.

Niegodna sługa Maryi, postulantka Zgrom. Sióstr Miłosierdzia

SIETERZ, dnia 3 września 1934 r. (196-34)

Dnia 10 sierpnia [1934] r. udaliśmy się z pielgrzymką do Kalwarii Pacławskiej. Szczęśliwie doszliśmy do upragnionego celu. Dnia 12 sierpnia obchodziliśmy Drogę Krzyżową. Tegoż dnia zachorowała moja córka: noga tak zdrętwiała, że nią mogła jej zginać. Silne kłucia towarzyszyły tej chorobie. Stan chorej nogi się pogarszał. W gorącej prośbie błagaliśmy Matkę Najśw. o uzdrowienie córki, poddając się w zupełności Woli Bożej. Zastosowano pewne środki lekarskie, lecz te nie pomagały wcale. Przypadkowo otrzymałam wodę z Lourdes. Dnia 14 sierpnia córka potarła chore miejsce cudowną wodą, poczuła się znacznie lepiej i wkrótce zasnęła. Po czterech godzinach obudziła się zupełnie zdrowa. Zaraz poszła do kościoła, wysłuchała kilku Mszy św. i wzięła udział w Drodze Krzyżowej. Po uroczystościach wróciła do domu, idąc 5 mil pieszo, nie odczuwała jednak żadnych dolegliwości. Choroba więc znikła bezpowrotnie. Za tę tak wielką łaskę składam Niepokalanej Dziewicy gorące podziękowanie, prosząc, by nadal raczyła zwracać na nas Swe miłosierne oczy.

Wiktoria Ślęk

Prawdziwość zdarzenia potwierdzają naoczni świadkowie: Jan Wolano, Jan Zięba, Andrzej Wiglusz i Jan Kamycki

K..., dnia 3 września 1934 r. (197-34)

Wywiązując się z obietnicy składam Niepokalanej i św. Józefowi publiczne podziękowanie za błogosławieństwo w pracy zawodowej i w egzaminie uniwersyteckim, oraz za uratowanie z pewnego niebezpieczeństwa, na które się własnym postępowaniem naraziłem. Błagam Cię, Matko, miej mnie nadal w Swej opiece.

Niegodny sługa Maryi H., student U. J.

P..., dnia 6 września 1934 r. (198-34)

Wywiązując się z danego przyrzeczenia składam tą drogą Matce Najświętszej z wdzięcznego i wiernego serca gorące podziękowanie za wyratowanie mnie z ciężkiej sytuacji materialnej, jak również za wysłuchanie modlitw w czasie poważnej choroby i wiele innych łask.

Oby tylko ze mną wszyscy wiedzieli i wierzyli w świętą prawdę słów św. Alfonsa Liguorego: "aby otrzymać pomoc Maryi trzeba tylko z ufnością się o nią dopominać". Cześć i chwała Matce Najśw. po wszystkie czasy.

R. B., major W.P. w st. sp.

KLIMOWICE, dnia 6 września 1934 r. (199-34)

Jako narzeczeni złożyliśmy ślub, że jeśli nasze małżeństwo dojdzie do skutku i sprawa posad będzie załatwiona pomyślnie, ogłosimy to publicznie. Pomimo bardzo wielu trudności osiągnęliśmy to, do czego dążyliśmy. A że się tak stało zawdzięczamy to tylko Niepokalanej. Za te łaski i wiele innych składamy Jej z głębi serc przepełnionych czcią i wdzięcznością serdeczne dzięki. Prosimy Ją również o opiekę nad naszą nowozałożoną rodziną i pomoc w pracy nauczycielskiej w nadzwyczaj trudnych warunkach. Wiemy, że jeśli Ona nie przyjdzie nam z pomocą, wszystkich trudności nie pokonamy.

Czciciele Niepokalanej K. A. S.

GNIEZNO, dnia 7 września 1934 r. (200-34)

Będąc w rozpaczliwej sytuacji materialnej, widząc zupełną ruinę całego mienia, rozgoryczona, zniechęcona ciągłymi zawodami i przeciwnościami w zapobieganiu uratowania egzystencji, zaczęłam odmawiać nowennę do Najsłodszego Serca Jezusowego i Matki Bożej Niepokalanie Poczętej. Mało. jednak wierzyłam w pomoc Bożą. Po kilkuwyrazowym odmówieniu tych nowenn, zaczęła kiełkować we mnie nadzieja, że Niepokalana wybawi mnie z tego przykrego położenia. Miesiąc za miesiącem mijał, a warunki życiowe pogarszały się z dniem każdym, tylko wiara moja stawała się silniejszą a z szczególnym upragnieniem wyczekiwałam miesiąca maja, ufając, że w tym miesiącu Matka Boża wspomoże mnie. I nie zawiodłam się. Matka Najświętsza tak pokierowała wszystkim, że nie tylko większą część długów spłaciłam ale uzyskałam pracę, której przedtem w żaden sposób zdobyć nie mogłam. O Najsłodsze Serce Jezusa, niech Imię Twoje będzie uwielbione i błogosławione za te krzyżyki, któremiś mnie nawiedziło, bo przez nie lepiej Cię poznałam. Tobie Matko Boża, składam najpokorniejsze z głębi serca płynące podziękowanie za te cuda miłosierdzia Bożego za Twym pośrednictwem uzyskane, prosząc o dalszą opiekę nad rodziną.

Niegodna Maria Męczyńska

Znając moralną i materialną sytuację p. Męczyńskiej, mogę stwierdzić wybitną opiekę Matki Najświętszej nad jej kłopotami życiowymi. - O. Julian Mirochna, franciszkanin.

JASIENNA, dnia 10 września 1934 r. (201-34)

Cześć i chwała Niepokalanej Panience i Najsłodszemu Sercu P. Jezusa za uzdrowienie mnie z ciężkiej choroby nerwów z powikłaniami. Zapadłam na nie w marcu 1933 r. Poważni lekarze orzekli, że nie ma nadziei ich uleczenia. Z ufnością poleciłam się opiece Najsłodszego Serca P[ana] Jezusa i Matki Bożej. I nie zawiodłam się. Dziś z powrotem pracuję w szkole, a składając z wdzięczności publiczne podziękowanie za tę i wiele innych łask, pragnę gorąco, by wszyscy poznali dobroć Serc Najsłodszych Jezusa i Maryi i tam szukali pomocy we wszystkich trudnościach.

Anna Dankówna, kier. szk.

Na większą chwalę Maryi stwierdzam - ks. J. Bocheński.

WARSZAWA, dnia 10 września 1934 r. (202-34)

Od lat 4 będąc zredukowanym i nie mając żadnej możliwości pomimo usilnych zabiegów otrzymania jakiejkolwiek pracy, na skutek próśb mej żony, chociaż nie byłem od 20 z górą lat praktykującym katolikiem, odbyłem spowiedź generalną i udałem się w opiekę do Przenajświętszej Dziewicy. Widocznie jednak prośby moje o poprawę bytu były za wczesne, gdyż nie zostały wysłuchane (w znaczeniu materialnym), w duchownym jednak kierunku wpływ łaski Bożej nie omieszkał się przejawić. Zaczęłam spełniać praktyki religijne i już nie uważałem ich, jak dawniej, za zbędne, wychodząc z założenia, że wystarczy być uczciwym człowiekiem i żyć w zgodzie ze swym sumieniem, a tym samem i bez praktyk być dobrym chrześcijaninem, katolikiem.

Obecnie pomimo posiadanego zawodu inżyniera, który mi chleba nie mógł dać ani zapewnić, przeniosłem się do innej dziedziny pracy - do handlu, dla prowadzenia którego należało uzyskać pewne niezbędne uprawnienia władz skarbowych. I tu dopiero ujawniła się ta opieka Przenajświętszej Panienki i wstawiennictwo św. Antoniego. Przed przystąpieniem do tej zmiany mego życia odbyłem spowiedź i przyjąłem Komunię Św[iętą]. I rzeczywiście, wszystkie trudności z którymi się borykałem zostały usunięte. Uprawnienia otrzymałem i to niespodziewanie prędko, bo w przeciągu jednego dnia.

Dlatego też twierdzę, że stało się to jedynie dzięki westchnieniu mojemu w decydującej chwili wypowiedzianemu przeze mnie do Matuchny Przenajśw. i św. Antoniego, oraz obietnicy podania tego w razie pomyślnego wyniku w "Rycerzu Niepokalanej". Niech będzie pochwalone Imię Pańskie i niech będzie najwyższy dank Przenajświętszej i św. Antoniemu, Których przemożnej litości i opiece polecam siebie wraz z żoną.

St. D., inż.

KOPRZYWNICA, dnia 10 września 1934 r. (203-34)

Przed 22 laty mąż mój wyjechał do Ameryki, zostawiając mnie samą z młodym synkiem. Z początku pisywał do mnie i przysyłał pieniądze, później jednak przedstawiono mu fałszywie moje postępowanie, oczerniono mnie, wobec czego nie otrzymałam od niego żadnego listu. W końcu doniesiono mi, że go zabito. W kilka lat potem posłałam znów kilka korespondencji, lecz na próżno. Synek mój skończył szkołę powszechną. Powiedział mi, że pragnie kształcić się na księdza. Przedstawiłam mu warunki materialne, mówiąc, że jedynie tylko pomoc z Nieba może doprowadzić do skutku jego zamiar. Zaczęliśmy oboje z nim modlić się do dusz czyśćcowych z prośbą o wstawiennictwo; syn zaś obiecał, że gdy zostanie kapłanem wynagrodzi im odprawianiem w ich intencji Mszy św. Ufna w Opatrzność Boską oddałam syna do szkoły, polecając, by sam osobiście napisał do swego ojca, prosząc o pieniądze. I rzeczywiście prośba jego odniosła skutek: w niedługim czasie nadeszły pieniądze z Ameryki, ale bez listu. W ostatnich dwóch latach nie otrzymaliśmy od niego żadnej wiadomości.

Razu pewnego znalazłam w kościele nowennę o rychłą beatyfikację O. Wenantego, wraz z jego podobizną. Zaczęłam ją odmawiać w tej intencji, by mąż przysłał pieniądze i list. Gdyby się to stało, byłoby jasnym dowodem wstawiennictwa O. Wenantego, bo mąż już od 18 lat nic nie pisał. Ufając w pomoc Bożą napisałam do niego list. I cóż się stało? Oto w niedługim czasie otrzymuję pieniądze i list, w którym pisze, że on zawsze pozostał dobrym mężem i ojcem, tylko źli ludzie doprowadzili do takiego nieporozumienia. Fakt ten najlepiej świadczy o O. Wenantym. Cześć i chwała Matce Najśw. i Jej wiernemu słudze.

Julia Czechowska

L.S. Zaświadczam uczciwość J. Czechowskiej i wiarogodność, co w tym liście napisała. - Ks. Franciszek Koperski, prob.

CZĘSTOCHOWA, dnia 11 września 1934 r. (204-34)

Spełniając swój ślub, złożony przed Cudownym Obrazem Królowej Polski w Częstochowie - składam publiczne podziękowanie Matce Bożej za Jej błogosławieństwo podczas moich studiów uniwersyteckich i pomoc w ich zakończeniu, prosząc o dalsze orędownictwo w życiu.

H. M., magister praw

LWÓW, dnia 13 września 1934 r. (205-34)

Składam najgorętsze podziękowanie Matce Bożej Niepokalanie Poczętej, oraz O. Wenantemu za otrzymanie wielu łask, a między innymi za pomoc zdziałaną memu bratu przy zdawaniu egzaminu, oraz przy egzaminie kwalifikacyjnym siostry. O. Wenantemu zawdzięczam uzyskanie dobrych i korzystnych lekcji. Nie było w ogóle wypadku, by modlitwa skierowana do O. Wenantego nie została wysłuchaną i to często wbrew ludzkim możliwościom.

A. A. S., absolwentka sem.

HORODYSZCZE, dnia 18 września 1934 r. (206-34)

Od dłuższego czasu chorowałam na nerki. W grudniu 1933 r. zaziębiłam się, przez co choroba się wzmogła. Na polecenie lekarza udałam się do szpitala. Po zbadaniu orzeczono, że jedynie operacja może mnie utrzymać przy życiu, bo prawa nerka jest zepsuta. Zdałam się na Wolę Najwyższego i zgodziłam się na operację, W czasie choroby stale uciekałam się w opiekę Serca Jezusowego, Matki Najświętszej, św. Tereni, odprawiając kilkakrotnie nowenny z prośbą, bym uniknęła operacji. Pa przyjęciu Komunii Św[iętej] założyłam Cudowny Medalik i z wielką wiarą i ufnością natarłam miejsce bolące wodą cudowną, prosząc usilnie o cud, a gdy bym go była niegodną, o szczęśliwą operację. Ta najlepsza i najczulsza Matuchna przytuliła mnie do Swego Serca. Okazało się przy badaniu, które tylko odbyło się na moje życzenie, że nerka pracuje i nie trzeba operacji. Do dzisiaj, chociaż upłynęło kilka miesięcy, czuję się zdrową. Każdy kto cierpi i potrzebuje pomocy niech z dziecięcą ufnością idzie do Najświętszej i Najczulszej Matki, a Ona nikomu nie odmówi, tylko trzeba Ją prosić usilnie. Trzeba mocno wierzyć i bezwzględnie, bez granic ufać. Za odebrane łaski dziękuję gorąco, wołając ze łzami w oczach: O Matko Najświętsza, cześć Tobie i chwała!

Czcicielka niegodna Najśw. Maryi Panny, Stefania Boracowa

L.S. Potwierdzam - ks. Piotr Szafraniec.

WARSZAWA, dnia 19 września 1934 r. (207-34)

Dziękujemy pokornie Matce Najśw. za opiekę, jaką otaczała syna naszego na wyspach dalekiej Północy (polska wyprawa polarna na Spitsbergen 1934 r.). Niepokalanej przypisujemy uratowanie jego życia podczas niebezpiecznego przejścia przez strumień lodowcowy. Ryngraf z wizerunkiem Matki Najświętszej, który miał przez cały czas wyprawy na piersiach, uchronił go i uratował mu życie. Polecamy się nadal wraz z synem opiece Niepokalanej.

Wdzięczni rodzice i syn, Różyccy

SKOLIMÓW, dnia 21 września 1934 r. (208-34)

Ojciec mój od wielu lat należał do sekty badaczy i nie chciał słyszeć o Kościele rzym[sko]-katol[ickim]. Kiedy przed rokiem ciężko zachorował, modliliśmy się o jego zdrowie i o jego nawrócenie, odmawiając nowenny do Matki Najświętszej. W jego też intencji byliśmy w Lourdes. Często przystępowaliśmy do Komunii Św[iętej]. I gdyśmy o tym napisali ojcu, odpisał nam tymi słowy: "proszę ciebie i Marylkę ze łzami w oczach na intencję mojego wyzdrowienia więcej nie przystępować, bo Bóg tej ofiary nie przyjmie i mnie tylko szkodę wyrządzicie..." a dalej "...przysłany do mnie ksiądz nie szczędził wysiłku ani nie zwracał uwagi na mój ciężki stan, ażeby mnie nawrócić na rzymsko-katolicką wiarę; ale jego wysiłki spełzły na niczym..." Lecz my nie przestawaliśmy się modlić. I w kilka miesięcy później już czytamy: "Podczas bezsennych nocy moją jedyną osłodą była ciągła modlitwa nie tylko za mnie, ale i za Was do Matki Najświętszej..." A przecież badacze nie uznają Matki Bożej. Na parę dni przed śmiercią ojciec sam poprosił o księdza, wyspowiadał się i umarł pojednany z Kościołem. Pochowany został na Powązkach. Za tę łaskę nawrócenia składamy najgorętsze podziękowanie Matce Bożej Niepokalanej, błagając o dalszą opiekę.

Eug[eniusz] i Maria Krąkowscy

Niniejszym stwierdzam, że p. Konstanty Franciszek Krąkowski zamieszkały w Warszawie przy ul. Żórawiej nr 28 m. 7, wrócił na łono Kościoła katol. i dnia 26 maja [1934] r. przyjął Sakrament Pokuty (spowiadał się) i wyrażał pragnienie przyjęcia nazajutrz N. Sakramentu Eucharystii. - Warszawa, dnia 30 V 1934 r. - Ks. Jan Zieja, p.o. kapelana Zakładu w Laskach.