Podziękowania

Osoby, które otrzymały jakaś łaskę od Niepokalanej i chcą za nią publicznie podziękować w "Rycerzu", prosimy, by postarały się o potwierdzenie swego podziękowania przez ks. proboszcza, a przy uzdrowieniach przez leczącego ich lekarza. Nadto trzeba podać w liście swoje nazwisko i dokładny adres. Także w wypadkach nawróceń, trzeba podać nazwisko i adres dla wiadomości redakcji - ile możności - z potwierdzeniem kapłana. Redakcja stosuje się do życzenia proszących, by ich nazwiska czy miejscowość zostały w sekrecie. - Przy podziękowaniach nie ogłaszamy ofiar nadesłanych, gdyż pokwitowanie odbioru zwykle administracja wysyła. A Niepokalana dobrze wie, kto o Jej "Rycerzu" pamięta i czynnie popiera Jej sprawę.

Ponieważ podziękowań za łaski nadsyłają nam bardzo wiele, przeto zaledwie drobną cząstkę umieszczamy w pełnym tekście, ogromną zaś większość w skróceniu pod: "Niepokalanej dziękują".

Wszystkie one wymownie świadczą o niewysłowionej dobroci i potędze Niepokalanej. Cześć Jej za to i gorąca podzięka - a w sercach naszych coraz większa w Jej orędownictwo ufność!

KOBYLIN, 17 V 1933. (124-33).

Dnia 24 marca, w dwie godziny po urodzeniu się dziecka, żona moja dostała kurczy, które się co chwila powtarzały. Jeszcze w. nocy zdążyłem przywołać spiesznie lekarza, który, mimo wszelkich starań, stracił nadzieję utrzymania, chorej przy życiu. Ksiądz, który przybył z Wiatykiem, włożył jedynie Oleje święte, gdyż chora była nieprzytomna. Patrząc na straszne męczarnie, zdawało się, że żona moja zamknie oczy na zawsze. Zapaliwszy gromnicę, odmawialiśmy modlitwy za konających. W tej strasznej dla mnie chwili westchnąłem do Matki Niepokalanej, prosząc o zdrowie dla żony i przyrzekłem, że w razie wysłuchania mej prośby, ogłoszę publicznie w "Rycerzu Niepokalanej". Od tej chwili stan zdrowia żony znacznie się polepszył i na trzeci dzień odzyskała przytomność, a dziś czuje się zdrową, zawdzięczając swe życie opiece Matki Najświętszej.

Uznając w tym prawdziwie cudowną pomoc Niepokalanej Dziewicy, składam Jej gorące podziękowanie i proszę o dalszą opiekę, błogosławieństwo - zdrowie dla całej mojej rodziny.

Ignacy Rydzyński

Za zgodność Ks. Zalewski, proboszcz.

POŁOWICZNA, 17 V 1933. (125-33).

W kwietniu [1933] r. zapadłam na zdrowiu na krotok z zębów. Zawezwano lekarza. Przepisane lekarstwa jednak nie pomagały. Po jakimś czasie lekarz odmówił pomocy, twierdząc, że choroba jest nie do wyleczenia. Przywołano księdza, który mnie przygotował na drogę do wieczności. Czułam się coraz gorzej. Wtem przyszła sąsiadka i przyniosła mi "Rycerza Niepokalanej". Pokazała mi podziękowania w "Rycerzu" i zachęciła, abym się postarała o Cudowny Medalik i wodę z Lourdes.

Wszyscy zaczęliśmy odmawiać nowennę do Niepokalanej Dziewicy i Serca Jezusowego. Włożyłam na szyję Cudowny Medalik i napiłam się wody z Lourdes, której dostałam od sąsiadki. Po kilku godzinach krwotok przestał tylko z dwóch: zębów sączyła się krew. Ponownie użyłam wody cudownej i krwotok zupełnie ustał.

Za wysłuchaną prośbę niegodnych sług Niepokalanej Dziewicy i Serca Jezusowego, obiecałam ogłosić publicznie podziękowanie w "Rycerzu" tak dobrej Lekarce, Matce Najświętszej. Najserdeczniej dziękuję Niepokalanej za tę i inne otrzymane łaski i proszę Ją o dalszą opiekę.

Katarzyna Hasiuk

Choroba, na którą cierpiała Katarzyna Hasiuk, należy do rzędu b. ciężkich chorób i procent wyzdrowienia jest w tym wypadku według wiedzy lekarskiej znikomo mały. Zastosowano wszelkie środki i leki, lecz powrót do wyzdrowienia przez dłuższy czas był niewidoczny. Lecz w każdym razie wyzdrowienie, jakie w końcu nastąpiło, należy do rzędu bardzo rzadkich wypadków i bardzo możliwem jest, że to była ta pomoc nadzwyczajna - ostatecznym lekiem. | Dr Jan Sobaszek, lekarz okręgowy w Toporowie.

LUBLIN, 22 V 1933. (126-33).

Z głębi serca śpieszymy zadość uczynić obietnicy przez publiczne najgorętsze podziękowanie Matce Najśw. Niepokalanej za doznaną łaskę w uzdrowieniu nam syna Tadzia z ciężkiej choroby: zapalenia płuc z powikłaniem po odrze. Pomoc lekarska okazała się bezskuteczną. Nie widząc innego źródła ratunku, poleciliśmy go Matce Najśw. i przyrzekliśmy, że jeżeli wyzdrowieje, ogłosimy tę łaskę publicznie. Zamówiliśmy w tej intencji Mszę św. i po krótkiej, a gorącej modlitwie i po podaniu mu do picia parę kropel cudownej wody z Lourdes, Tadzio nasz zaczął przychodzić do zdrowia. Obecnie jest zdrów, za co niech będą Matce Najśw. najserdeczniejsze dzięki, oraz prosimy Ją o dalszą opiekę nad całą naszą rodziną.

Maria i Kazimierz Świderscy

Potwierdzam wiarogodność Ks. Władysław Miegoń, proboszcz wojskowy.

LWÓW, 19 VI 1933. (127-33).

W myśl złożonego przyrzeczenia składam Niepokalanej publiczne podziękowanie za błogosławieństwo w ostatnim roku studiów, w którym, mimo ciężkich warunków materialnych, przy Jej pomocy zdałem egzamin dyplomowy.

Wierzę, że bez modlitwy i przemożnej opieki Maryi, nie zdołałbym pokonać przeciwności, dlatego z głębi serca kreślę te słowa podzięki, by w serca wątpiące , otucha wstą[iła, by ci, którzy Jej pomocy nie szukają oczy rozwarli, bo Matka Najświętsza przemożnym skarbcem łask Chrystusowych śpieszy proszącymi nikomu pomocy nie odmawia.

Inż. C. T. Więckowski, S. Marianus

DRĄŻDŻEWO, 16 VI 1933. (128-33).

W początkach grudnia [1932] roku zostałem oskarżony od żydów o kradzież drzewa. Policja wdrożyła dochodzenia. Zeznania złożyli żydzi. Byłem już zupełnie zdesperowanym, widziałem wszystkie siły fałszu skierowane przeciwko mnie, a nawet moi najbliżsi zaczęli stronić ode mnie jako od złodzieja.

Nie mając żadnego ratunku, otrzymawszy wezwanie na rozprawę sądową, poleciłem się Niepokalanej Matuchnie, przyrzekając myślą, że jeżeli doznam od Niej tej łaski uznania mnie jako niewinnego, ogłoszę to publicznie w "Rycerzu Niepokalanej". Stała się rzecz niespodziewana. Przed sądem oskarżyciel zeznał, że drzewo, o które mnie posądzał, znalazło się, prosząc mnie o darowanie za rzuconą, potwarz. Świadkowie, jakich dobrał przeciwko mnie, byliby zeznali tak, jak im poprzednio polecił. Lecz Matka Najświętsza sprawiła, że nawet niedowiarka serce poruszyło się, dając miejsce prawdzie. Imię Maryi Niepokalanej niech będzie sławione po wszystkich krajach świata po wieczne czasy!

Jan Walendziak

LALIN, 17 VI 1933. (129-33).

Czytając różne ogłoszenia w "Rycerzu" o cudownym uleczaniu chorych, i ja udałem się z tą samą prośbą do Matki naszej, gdy zachorowała mi rok temu beznadziejnie żona, a pół roku później znowu i ja. I jako były niedowiarek stwierdziłem na sobie dwukrotnie cudotwórczość i łaskę Niepokalanej, za co składam Jej tą drogą serdeczne podziękowanie.

Jan Dzikowski, nauczyciel szkoły powsz. | Lalin pow. Sanok.

P..., 20 VI 1933. (130-33).

W maju i czerwcu 1931 r. przebyłem ostre zapalenie osierdzia. A na proponowane mi przez koleżeństwo zaprenumerowanie "Rycerza" i zwrócenie się o pomoc do Najświętszej Maryi Panny, dałem wymijającą odpowiedź. Jednakże po miesiącu poczułem, że ze mną coś się źle dzieje (mianowicie, jak się później dowiedziałem uformował się w przedsionku żołądka, tuż pod sercem, niebezpieczny wrzód). Równocześnie odezwało się powtórnie serce w postaci silnych ataków. Wezwany lekarz oświadczył, że do trzech dni będzie jakiś skutek. I rzeczywiście trzeciego dnia, mimo ciągłych zastrzyków zrozumiałem, iż teraz będzie już koniec. Miałem jeszcze nadzieję w pomoc Najświętszej Matki, gdyż poprzedniego dnia poprosiłem o posłanie ofiary do Niepokalanowa na moją intencję, równocześnie ślubując umieścić podziękowanie w "Rycerzu". Żona, widząc mój stan, a nie mogąc doczekać się przybycia doktora, udała się do prawdziwej Lekarki o pomoc, odmawiając litanię i nowennę. Zaraz też poczułem się lepiej a z przybyłym doktorem mogłem już nawet rozmawiać.

Widząc w tym wszystkim nieomylnie rękę Matki Bożej, poczułem w sobie nowe siły i ufność, że przy Jej pomocy zdołam chorobę zwyciężyć. Wywiązując się z danej obietnicy składam Matce Najświętszej najgorętsze podziękowanie, z prośbą o dalszą opiekę nade mną i moją rodziną.

Niegodny sługa Maryi Z. G.

Potwierdzam wiarogodność Ks. Franciszek Ratyński. Dobrzyniew, 22 VI 1933.

MARKOWICE, 23 VI 1933. (131-33).

W miesiącu listopadzie 1932 r. dziecko moje ciężko zachorowało na chorobę "św. Walentego". Objawy były groźne. Udawałam się do kilkunastu lekarzy, którzy uznawali chorobę za nieuleczalną u niemowlęcia. Dziecko nie przyjmowało żadnego pożywienia i śmiertelnie już wyglądało - a objawy chorobowa powtarzały się 3 razy dziennie, zaś przez 3 dni było zupełnie nieprzytomne. Straciwszy już wszelką nadzieję uleczenia dziecięcia, udałam się z prośbą gorącą do OO. Franciszkanów w Niepokalanowie o modlitwę do Matuchny Niepokalanej o uzdrowienie mego niewiniątka, przyrzekając Jej, iż ogłoszę cud ten w "Rycerzu".

Ojcowie przysłali mi nowennę do Matki Bożej Niepokalanej, cud. wody z Lourdes i Cudowny Medalik Niepokalanej. Po odmówieniu nowenny i użyciu kilku kropel wody oraz po zawieszeniu na szyi dziecięcia Cudownego Medalika - doznałam cudu!... Straszna choroba zaczęła ustępować, a dziecko przychodziło do zdrowia. Po paru tygodniach wyzdrowiało zupełnie. To też dotrzymując przyrzeczenia, składam publiczne podziękowanie Matuchnie Niepokalanej za Jej łaski, polecając się nadal Jej opiece.

Marianna Żabicka

Prawdziwość powyższego stwierdzam. Teolin, 26 VI 1933. Ks. P. Kotlewski, prob.

WARSZAWA, 27 VI 1933. (132-33).

Byłam na IV roku prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Do egzaminów zaledwie było 6 tygodni a ja zachorowałam na oczy. Stan był tak mocno zapalny, że kompletnie patrzeć nie mogłam; oczy zapuchnięte, czerwone, sprawiały mi ból, ani myśleć o nauce. Tymczasem egzamin się zbliżał. Wówczas gorąco prosiłam Najświętszą Matkę Niepokalanie Poczętą o zdrowie oczu i pomoc w nauce. Na tę intencję od 9 maja [1933] r. zaczęłam odmawiać nowennę i już po 5 czy 6 dniach oczy były zupełnie białe i zdrowe. Modliłam się nadal, prosząc o pomyślny wynik egzaminu, jako że uczyłam się w ciężkich warunkach i czułam się bardzo przemęczoną. Tak minął maj i nadszedł dzień 26 czerwca. Egzaminu zdałam, uzyskując magisterium prawa. Oczy mimo intensywnej nauki są zupełnie zdrowe, a przecież już od lat gimnazjalnych, ilekroć więcej czytałam, oczy mię bardzo bolały. To sprawiła Matka Najświętsza.

Tymczasem przekazem przesyłam ofiarę na Mszę św. dziękczynną. Chcę w ten sposób podziękować i nadal polecać się Maryi Niepokalanej, by mi pomogła w uzyskaniu aplikantury lub pracy w sądzie, chciałabym bowiem kontynuować dalej swe studia.

Irena Szymczaków

BURZYN, 8 VII 1933. (133-33).

Trzy i pół lat temu jak syn nasz w nieszczęsnym wypadku został przebił w bok prawy na wylot. Leżał w szpitalu w Tarnowie kilka dni a lekarze nic poradzić nie mogli. Cierpiał bardzo. Po miesiącu dostał zakażenia, groziła gangrena. Lekarz kazał jechać do Krakowa, że bez operacji się nie obejdzie. W tym wielkiem zmartwieniu udaliśmy się o pomoc do Najświętszej Niepokalanej Lekarki. Po wysłuchaniu Mszy św. włożyliśmy Cudowny Medalik na szyję chorego. Czwartego dnia nowenny lekarz zdumiony orzekł, że to nadzwyczajna siła i cud, rana zaczęła się goić a przy końcu nowenny została tylko blizna. Chłopiec czuje się dobrze. Za tak wielką łaskę i wiele innych składamy Niepokalana Maryi tysiąckrotne podziękowanie. Oraz prosimy o dalszą opiekę nad całą naszą rodziną. Niech Jej cześć i chwała będzie na wieki.

Wojciech i Emilia Ropscy

Stwierdza się: Z Urzędu Parafialnego w Tuchowie, 3 VIII 1933. | Ks. Walenty Wcisło, proboszcz i dziekan

ZAKOPANE, 8 VII 1933. (134-33).

Od dłuższego czasu chorowałam na gruźlicę płuc, co mi bardzo utrudniało studia uniwersyteckie. W ostatnim czasie przygotowywałam się do egzaminu magisterskiego, a równocześnie miałam operację migdałów. Modliłam się do Najświętszego Serca Jezusowego za wstawieniem Maryi Niepokalanej, bł. Jana Bosko i św. Ekspedyta o pomyślny wynik jednego i drugiego. Mimo wielkiego osłabienia operacja udała się niespodziewanie dobrze i zaraz w kilka dni potem złożyłam egzamin z wynikiem bardzo dobrym, uzyskując dyplom magistra filozofia w zakresie historii. Obiecałam, że ogłoszę podziękowanie, co też teraz czynię, prosząc Maryję Niepokalaną o dalsze łaski: wytrwanie w dobrem, o zdrowie i posadę dla siebie i bliskich osób.

Marta Liebertówna

K..., 9 VII 1933. (135-33).

Najserdeczniejsze podziękowanie składam po raz drugi Najśw. Sercu Jezusa, potężnej opiekunce Maryi, oraz Jej Czcigodnemu Oblubieńcowi i św. Antoniemu za pomoc i powodzenie w pracy mej zawodowej, jakoteż za pomyślne zdanie trudnego egzaminu na uniwersytecie. Pracy tej nie mogłem dokonać bez szczególnej opieki Maryi, gdyż przez cały rok chorowałem i to dość poważnie.

Jestem głęboko przekonany, że te nadzwyczaj pomyślne wyniki zawdzięczam tylko Niepokalanej. Ufam, że i nadal nie odmówi mi Swej opieki i pomocy.

Niegodny czciciel Maryi, H. J. stud. U.J.

BRATKOWICE, 12 VII 1933. (136-33).

Sercem przepełnionym wdzięcznością, składam publiczne podziękowanie! Najświętszej Pannie i Najsłodszemu Sercu Jezusowemu za otrzymaną łaskę. Mamusia moja była chora na ataki serca. Dnia 19 listopada 1932 r. choroba się powiększyła i matka zaczęła majaczyć w gorączce. Posłano więc po kapłana, żebym ją zaopatrzył Sakramentami św., ale kiedy ksiądz przyjechał z Panem Jezusem mamusia straciła przytomność i nie wyspowiadała się, tylko ksiądz udzielił jej Ostatniego Namaszczenia. Nie mając innej pomocy, strapiona, żeby mamusia nie umarła bez pojednania się z Bogiem, zwróciłam się z wielką wiarą przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przyrzekłam, że jeżeli mamusia wyspowiada się i przyjmie Komunię Św[iętą], to publicznie ogłoszę w "Rycerzu". I Matka Boża mię wysłuchała, bo w ten sam dzień mamusia odzyskała przytomność i prosiła o kapłana, wyspowiadała się, przyjęła Pana Jezusa, po czym znów straciła; przytomność, a na drugi dzień zmarła. - Wszyscy ludzie twierdzą, że Matka Boża cud uczyniła.

Więc składam Matuchnie Niepokalanej serdeczne podziękowanie za wszystkie łaski i polecam się nadal Jej opiece.

Niegodna sługa Maryi, Wiktoria Lachcik

Stwierdzam wiarogodność opisanego faktu Ks. Andrzej Kużniar.

WARSZAWA, 18 VII 1933. (137-33).

Znam od kilku lat żebrzącą pod kościołem staruszkę, która za młodych lat była nauczycielką w gimnazjum warszawskim. Rok temu, gdym się z nią wdała rozmowę, powiedziała mi, że w nic nie wierzy, nie modli się i do spowiedzi nie chodzi. Że śmierci boi się strasznie, a jak usłyszy w kazaniu słowo śmierć to ucieka z kościoła. Radziłam jej by choć tylko jedno "Zdrowaś Maryjo" odmawiała. Za nic w świecie, zawołała, nie mówię wcale "Zdrowaś Maryjo" bo tam jest o śmierci. - Stan duszy tej nad grobem stojącej staruszki był przerażający.

Przyniosłam jej Medalik Cudowny, założyłam jej sama biorąc słowo, że nie zdejmie go nigdy i że choć raz na dzień powie tylko jedno westchnienie: "O Maryjo Niepokalanie poczęta, módl się za mną". Wymawiała się jeszcze, lecz obiecała. Matka Najświętsza, Którą nikogo nie opuszcza, zlitowała się nad tą biedną duszą. Siła jakaś ściągnęła ją, jak mówiła do spowiedzi na tegorocznych rekolekcjach. Spowiednika dostała świętego, bo z wielką gorliwością pracował na tą duszą, którą z pomocą łaski Bożej przerobił zupełnie. Dziś, staruszka ta wyciąga ręce w stronę kościoła mówiąc: Za mało mego życia, by Panu Bogu służyć. Szczęśliwa i pogodzona ze swym życiem codziennie przystępuję do Komunii Św[iętej]. To sprawił Cudowny Medalik i jedno westchnienie do Matki Bożej.

Wzruszona tym do głębi duszy, pragnę publicznie całym sercem złożyć hołd, cześć i gorące podziękowanie Najświętszej Matce naszej, że i mnie niegodną obdarza swą łaską i opieką. Najpokorniej błagam, by mnie i moją rodzinę zawsze miała w Swojej opiece.

Niegodna sługa Maryi, siostra Monika w III Zakonie

MODLIN, 19 VII 1933. (138-33).

1. Mając zaledwie 2 lata, podczas zabawy połknąłem zębate kółko od ściennego zegara. Doktorzy byli bezradni. Zrozpaczona matka moja po krótkiej modlitwie do Matki B. Nieustającej Pomocy, postanowiła zanieść mnie do Częstochowy i ofiarować Matce Bożej Częstochowskiej. Tak też i uczyniła. Na Jasnej Górze przed Cudownym Obrazem była odprawiona Msza św., podczas której matka moja ofiarowała mnie Matce Najświętszej. Po godzinie kółko wyszło, nie pozostawiając żadnych następstw.

2. Podczas wojny wszechświatowej byłem w szeregach armii zaborczej i w ciągu 30 miesięcy przebywałem w pobliżu pierwszej linii okopów, a często brałem udział w boju, jednak żadnych ran nie odniosłem.

3. Przebyłem z żoną i dzieckiem piekło bolszewickie, i pomimo aresztowania szczęśliwie powróciłem z Rosji do Ojczyzny.

4. W szeregach armii polskiej, jako dowódca komp. odbyłem kampanię walk z Niemcami pod Toruniem, Otłoczynem i pod Lwowem, brałem udział w walkach o Zbrucz - również bez żadnego uszczerbku dla zdrowia.

5. Te wszystkie fakty podane uprzednio są tylko słabym podkreśleniem wielkiej opieki Najśw. Maryi Panny, jaką mnie otaczała i obecnie otacza. Od pewnego czasu żona moja na skutek ciężkich warunków życia (byłem wówczas na froncie, piekło bolszewickie itp.) podupadła na zdrowiu - nerwy miała nadszarpane. Pomimo leczenia się u różnych doktorów, stan zdrowia z miesiąca na miesiąc pogarszał się, aż nadszedł tragiczny moment w listopadzie 1931 r., gdzie po kilkudniowych atakach nerwowych, zmuszony byłem żonę" odwieść do Krajowego Zakładu Psychiatrycznego w Kocborowie na Pomorzu. Ogarnęła mnie straszna rozpacz. Zostałem z trojgiem dzieci. Zajmowałem dość wysokie i nader odpowiedzialne stanowisko w W.P. Praca wymagała spokoju, a ja byłem kompletnie złamanym.

Rodzina moja dowiedziawszy się o chorobie żony, jeszcze przed wywiezieniem jej na Pomorze, przysłała mi kilka egzemplarzy "Rycerza Niepokalanej", w którym wyczytałem mnóstwo różnych dowodów łaski Najśw. Maryi Panny.

W czasie choroby żona moja w chwilach przytomnych prosiła by jej czytać "Rycerza Niepokalanej" i zażądała, bym napisał do Niepokalanowa o przysłanie Cudownego Medalika i wody z Lourdes. Napisałem w piątek ekspresem i w czasie rozpaczy zapomniałem o tym. W niedzielę już byłem tak złamany, że zwątpiłem w możliwość ocalenia żony. - Wtem o 10 rano wręczył mi listonosz cudowną wodę i medaliki. Uczułem jak P[an] Bóg i Najświętsza Maryja Panna czuwają nade mną. Zaraz dałem żonie napić się wody i włożyłem na szyję medalik, żona z wielką ufnością i ze łzami w oczach odmówiła krótką modlitewkę i wypiła wodę z Lourdes - na razie tylko niewiele to poskutkowało i zmuszony byłem żonę odwieźć.

W domu siostra moja i ja z dziećmi odprawiliśmy kilka razy nowenny do Najświętszej Maryi Panny i do Najsł[odszego] Serca Jezusowego. Zamówiłem Mszę św. w kościele garnizonowym i w Kodniu przed Cudownym obrazem. Obiecałem sobie po wyzdrowieniu żony pójść pieszo do Częstochowy, a pierwsze kroki żony skierować do klasztoru w Kodniu.

Przeszło parę miesięcy najwyższej męki naszej. Krzepiony wiarą w cud - czekałem. W cztery miesiące od chwili wybuchu choroby, otrzymałem depeszę od żony, bym natychmiast przyjeżdżał. Trudno opisać radość moją i dzieci. Pojechałem do żony z synem i przekonałem się, że nastąpił cud - żona moja zaczęła choć powoli, jednak stale wracać do zdrowia. Wiara zwyciężyła i chociaż doktorzy twierdzili, że choroba może potrwać rok, a może i kilka, za zgodą lekarzy (którzy orzekli, że takich wypadków niewiele mieli w Zakładzie) zabrałem żonę do domu na razie na urlop, a następnie już zupełnie.

Obecnie żona jest zdrowa jak przed chorobą, prowadzi dom i opiekuję się dziećmi. Przyrzeczenia swoje wszystkie dotrzymałem.

Wszystkie powyżej podane fakty mogą stwierdzić jeszcze żyjący dzisiaj świadkowie.

W. Ś. kapitan W.P.

Wiarogodność zdarzenia opisanego pod nr. 5 całkowicie poświadczam, gdyż jako proboszcz miejscowy często odwiedzałem chorą. Ks. Czesław Wojtyniak proboszcz W.P. | Brześć nad Bugiem, 6 VII 1933.

KAMIONKA STRUMIŁŁOWA, 11 VIII 1933. (139-33).

W listopadzie [1932] r. spotkało mnie straszne nieszczęście. Jako niższy funkcjonariusz w jednym z urzędów pocztowych w województwie wołyńskim zostałem, dzięki intrygom złych ludzi, posądzony o kradzież około 4000 zł pieniędzy skarbowych. Sprawa była tak sprytnie zorganizowana, że dużo poszlak przeciw mnie przemawiało. W pierwszej instancji sądu zostałem zasądzony. Zrobiłem odwołanie do sądu apelacyjnego. Przeszedłem cały szereg katuszy fizycznych i moralnych. Groziło mi bowiem shańbienie mego imienia, a hańba złodzieja miała spaść na moje dzieci.

Zwróciłem się więc z ufnością o pomoc do Matki Niepokalanej, by raczyła wziąć mnie w swoją przemożną opiekę. Odprawiłem nowennę, dałem na Mszę św. w mojej intencji i odbyłem pielgrzymkę do cudownego obrazu Pana Jezusa w Milatynie Nowym, gdzie gorąco się modliłem.

Nie zawiodła mnie ufność, jaką w Bogu i Jego Niepokalanej Matce miałem. Bo oto na rozprawie apelacyjnej w dniu 5 lipca [1933] r. sąd wykazał moją niewinność i zostałem uwolniony od winy i kary. Wierzę, że stało się to daleki wstawiennictwu Niepokalanej. Składam Jej za to swe skromne, lecz gorące podziękowanie i proszę Ją nadal o opiekę nade mną i moją rodziną.

Władysław Terlecki, st. Pocztylion

Stwierdzam, Ks. Jan Czyrek, proboszcz | (pieczęć urzędu parafialnego).


"Z HOŁDEM JEZUSOWI EUCHARYSTYCZNEMU NA ZIELONĄ WYSPĘ" | (Garść wrażeń z pielgrzymki do Dublina) | Z powodu braku miejsca ukaże się dopiero w następnym numerze.

Sprostowanie

W numerze wrześniowym na str. 264 omyłkowo został umieszczony niewłaściwy nagłówek wiersza. Nie jest to bowiem wiersz z irlandzkiego modlitewnika, lecz polski.