Nowy Tron Maryi

W zachodniej Małopolsce istnieje starożytne miasto Bochnia, wywodząca swą historię od r. 1251. Ongiś był to ogród zamożny, bo nie tylko kopalnie soli przynosiły znaczne dochody, ale także i handel, który miasto - leżące przy trakcie łączącym Polskę z Węgrami a zarazem przy drodze wiodącej z Krakowa na wschód - prowadziło na szeroką skalę.

Miasto rozwijało się, zwłaszcza za Kazimierza W. i pierwszych Jagiellonów, świadczy też o tym fakt, iż niegdyś posiadała Bochnia siedem kościołów Wśród nich najstarszym był kościół parafialny św. Mikołaja, a kościół 00 Dominikanów pochodził z 1375 r. Jednak ten ostatni, podobnie jak sześć innych uległ kasacie ces. austriackiego Józefa II i został zburzony. Atoli chlubą starożytnej Bochni nie są świetlane dzieje dawnych wieków, lecz cudowny obraz Matki Bożej Różańcowej, umieszczony w osobnej kaplicy w pięknym barokowym ołtarzu z czarnego marmuru.

7 października [1934] r. odbyła się uroczystość koronacji tego obrazu. Uroczystość poprzedziły 6-ciodniowe rekolekcje, prowadzone przez OO. Dominikanów, jako tych co byli ongiś stróżami tej świętości.

Wybrałem się i ja by wziąć udział w uroczystościach koronacyjnych Pani Bocheńskiej.

W sobotę 6 [października] stanąłem na miejscu. Idąc z dworca kolejowego pod górę spostrzegam wszędzie ruch i ożywienie, mimo niepogody. A już koło kościoła przewalają się fale ludzkiej ciżby. Miasto całe pięknie udekorowane i przyozdobione.

Wstępuję w progi kościoła. Mnóstwo elektrycznych lamp rozświetla mroczne wnętrze ogromnej i wspaniałej świątyni. W głównym ołtarzu króluje Matka Najświętsza z cudownego obrazu, umieszczonego w górze na tle błękitnych draperii. A przed ołtarzem piętnaście lampjonów elektrycznych, oznaczających 15 tajemnic różańcowych, płonie trójbarwnem światłem.

Kościół wypełniony ludem, biednym ludem powodzian, który, pozbawiony mienia a często i dachu nad głową przez groźny żywioł, przyszedł użalić się swej niebieskiej Matce i o ratunek błagać.

J.E. ks. bp Lisowski, pasterz diecezji tarnowskiej, wygłasza po różańcu rzewne kazanie. A potem rozlega się szept modlitw i szloch błagalny biednych wygnańców ziemi. Przy konfesjonałach tłok straszny. Wielotysiączne rzesze chcą oczyścić swe sumienie z grzechów, aby śmielej móc podnieść wzrok na oblicze Matki miłosierdzia.

Całą noc z soboty na niedzielę trwa adoracja Najśw. Sakramentu. Tłumy rozklęczane wielbią ukrytego Boga, żebrząc o litość i inne łaski. Doprawdy, co za rzewny i wzruszający to widok: tysiące ludzi przybyłych pieszo z dala, bo często o kilkadziesiąt kilometrów, strudzonych i przemokłych od deszczu, zgłodniałych i zziębniętych, trwa na klęczkach wytrwale przez całą noc, zapełniając na zmianę śpiewem pobożnym i modlitwami długie godziny czuwania adoracyjnego.

Po północy wychodzi z pontyfikalną Mszą św. J.E. ks. bp Gawlina, biskup wojsk polskich. A później jedna Msza po drugiej, aż do rana.

I całą noc pracują kapłani w konfesjonałach, jednając ludzi z Bogiem. A od świtu przez parę godzin kilku kapłanów rozdziela Komunię Św[iętą] koło kościoła.

Rankiem płomienne kazanie wygłasza ks. infułat Momidłowski z Przemyśla. Po czym formuje się procesja na błonia przedmieścia Kolanków, gdzie ma się odbyć uroczystość koronacyjna.

Cudowny obraz spływa z góry na ołtarz, a potem, niesiony pod baldachimem na zmianę przez różne stany, unosi się nad morzem ludzkich głów.

Rozwija się procesja. Furkoczą rozwinięte chorągwie. Długie szeregi różnych bractw idą na przedzie. Potem gromada małych dziewczynek w bieli, sypiących kwiaty przed niebios Królową. W końcu duchowieństwo w dwuszeregach: zakonnicy w różnobarwnych habitach, księża w komżach, dwu infułatów i czterech biskupów. Procesję prowadzi ks. bp Lisowski.

Wyniesiono cudowny obraz. Teraz dopiero mogę go lepiej oglądnąć z bliska. Ogólnie jest on podobny do obrazu jasnogórskiego: twarz Najśw. Panienki smagła, z dwiema rysami na prawym policzku i z Dzieciątkiem błogosławiącem na ręce. Początki jego nieznane. Kto go malował - nie wiadomo. Pewnym jest tylko, że pochodzi z XVI w. z Wieliczki. Tam to mieszczanin Bąkowski miał obraz ten w domu. Po cudownem ocaleniu swego domu w czasie pożaru miasta, zaniósł go do OO. Dominikanów w Bochni, gdzie dnia 28 lipca 1637 r. w obecności licznego duchowieństwa i rzeszy ludu obraz łzami zapłakał a potem ukazał się pot krwawy - co stwierdziła specjalna komisja biskupia w jesieni tegoż samego roku. Odtąd cześć i sława Matki Bożej Cudownej szybko rosły i szerzyły się.

Gdy w roku 1776 zniesiono klasztor dominikański a kościół zburzono, cudowny obraz przeniesiono do kościoła parafialnego, aby tu w specjalnie zbudowanej kaplicy Maryja nadal udzielała posłuchań swemu ludowi.

A teraz lud ten wierny i kochający wyprowadza swą Matkę, aby w obliczu dziesiątek tysięcy Jej czcicieli ukoronować Ją przez ręce swego Pasterza i ogłosić Królową.

Idziemy pięknie udekorowanymi ulicami. Cała Bochnia dziś odświętnie przybrana. Wychodzimy za miasto. Plac koronacyjny odległy o trzy kilometry od kościoła, toteż nadepczemy się dość miękkiego błocka. Środkiem maszerują karne szeregi młodzieży szkolnej, stowarzyszeń katolickich i wojsko, które nadto kieruje ruchem. Porządek istotnie wzorowy.

Wśród pieśni wkraczamy na błonie. Wdali wznosi się ołtarz koronacyjny tonący w zieleni girland.

Zbliża się procesja. Po bokach szerokiego przejścia las sztandarów i chorągwi. Morze ludzkich głów rozlało się po ogromnym polu. Na tle wzgórza i budynków miasta kołysze się majestatycznie płynący ponad głowami obraz Pani Bocheńskiej.

Już umieszczono go w gotyckim ołtarzu. Ks. prałat Kuc, proboszcz miejscowy, czyta breve zezwalające na koronację. Wnet zaczyna się pontyfikalna suma, którą celebruje ks. bp Lisowski. Po Ewangelii kazanie wygłasza ks. bp Gawlina. Szkoda, że megafony były popsute i dlatego olbrzymia rzesza ludu nie mogła, słyszeć ani kazania ani Mszy św. Po sumie Ekscelencja wstępuje na wysokie stopnie. Dwaj mali chłopcy, w barwy papieskie przystrojeni, zbliżają się do ołtarza z poduszkami, na których leżą dwie złote, ślicznej roboty, watykańskie korony.

Arcypasterz wieńczy główkę Dzieciątka a petem Matki - koronami... Rozlegają się fanfary wojskowe. Chylą się czoła kornie... - Maryjo - Królowo, witaj nam!

A Maryja spogląda smętnym wzrokiem współczucia na serca wiernego ludu. Taka dobra, taka miłosierna...

Chór młodzieży szkół średnich, śpiewający w czasie Mszy św. z towarzyszeniem orkiestry górniczej, polskie pieśni, wykonuje hymn mariański: "Błękitne rozwińmy sztandary..." Pieśń tętni życiem i mocą. Krótkie jędrne zdania jej padają jak wojskowy rozkaz - to pieśń rycerstwa Maryi.

Potem czterej biskupi, ująwszy obraz w swe dłonie, błogosławią nim rzesze i procesja wraca do kościoła.

Po południu jeszcze uroczysty Różaniec i serdeczne kazanie Ekscelencji, a potem fale ludu rozrzewnionego poczynają odpływać. Do swych biednych chat, do pochylonych powodzią domostw, do codziennej troski o kawałek chleba, który mętna fala wód im wydarła.

Ale niosą z sobą błogosławieństwo swej Królowej niebiańskiej i Matki miłosierdzia, Która ich nie opuści i nakłoni serca bliźnich z terenów niedotkniętych klęską powodzi, by nie zapominali o tych braciach swoich, tak ciężko doświadczonych przez Opatrzność.

Czciciele Maryi wspomogą swych biednych braci i nie dadzą im zemrzeć z głodu i zimna. Tem miłosierdziem chrześcijańskim uradują oko Niepokalanej Matki i Jej błogosławieństwo sobie wyproszą.

Koronacja obrazu w Bochni

[Fot. 1] J.E. ks. biskup Lisowski wkłada koronę.