Ogromna procesja z Węgier idzie do Polski, na odpust Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, do Jasła w diecezji przemyskiej.
Już przeszła granicę, już stanęła po naszej stronie gór karpackich i pełna radosnego wzruszenia, złożyła pierwszy pokłon swej ukochanej i nigdy niezapomnianej Matce i Pani. Pochyliły się trzykrotnie aż ku ziemi chorągwie i sztandary, a pątnicy rzucili się na twarz i zamilkli. Cicho... słychać tylko tłumione łkania i westchnienia: "o nasza Cudowna Mateńko!"
Chwilkę tak, a potem z podwojoną siłą z ich piersi podniosła się i pobiegła pod niebiosy pieśń pełna tęsknoty i bólu i przywiązania serdecznego i skargi, pieśń o cudownej figurze Matki Bożej, którą przedtem mieli wśród siebie, w królestwie węgierskim, najpierw w pałacu królowej i tercjarki, świętej Elżbiety, a potem w jednym z kościołów karmelitańskich. Niestety, uszła od nich z Węgier do sąsiedniego kraju, między lud polski, do Jasła; uszła ze skarbami łask wielkich i tam je rozdaje teraz dobrotliwie, hojnie, wszystkim bez różnicy, czy z Węgier czy z Polski. Nie mają Jej już u siebie, ale pamiętają o Niej jeszcze więcej niż przedtem, gdy była w ich kraju. O Niej rozprawiają często, o Niej dzieciom swym opowiadają, w strapieniach, w nieszczęściach Jej pomocy wzywają. O Niej śpiewają najchętniej i najpiękniej i tęsknią za Nią, by Ją zobaczyć, choć raz - choć raz w roku, tam w nofrej Jej rezydencji, w Jaśle i wypłakać się tam przed Nią i użalić, przedstawić Jej wszystkie niedomagania i przeszłe już i nowe i poprosić Ją o zaradcze przeciwko złemu środki. A ponieważ największy odpust w kościele Ojców Karmelitów w Jaśle bywał na Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny, przeto, gdy się ten dzień przybliżał, kto tylko mógł opuszczał wszystko i biegł na oznaczone miejsce, by wspólnie, razem, procesjonalnie pójść do Jasła, do ukochanej niezapomnianej Najświętszej Panienki.
I napełniały się wówczas, ciche nieprzejrzane, olbrzymie lasy karpackie śpiewem pobożnego ludu węgierskiego:
- My, pytamy
A żądamy
Sławnej Królowej Niebieskiej,
Naszej Patronki Węgierskiej,
Panny Maryi Jasielskiej.A tony tej pieśni uderzały o granitowe skały gór i odbijały się tysiącznym echem i płynęły w dal i odpowiadały sobie wzajemnie.
Grały góry, huczały lasy, szumiały wody, a procesja szła na cudowne miejsce.
Po drodze czekały już na nią liczne kompanje ludu polskiego, witały się z nią radośnie, łączyły razem i szły do tronu Maryi, wspólnej - ich Matki do Jasła! - do Jasła!!
Tak zawsze, każdego roku tak i teraz było z tą procesją węgierską, o której właśnie opowiadamy. Jedna tylko była nowość, mianowicie, za procesją na wozie jechał kaleka ze złamaną ręką i nogą, niejaki węgrzyn Czajka. Jechał i on na odpust do Matki Bożej łask wielkich, jechał, bo iść nie mógł i inaczej wziąść go nie chcieli. Jechał po zdrowie.
Już kilkanaście tygodni minęło, jak nieszczęśliwie wpadł pod koła fury i został kaleką, Leczyli go tacy, co umieją leczyć, składali mu kości, bandażowali, maścią i ziołami obkładali, lecz uleczyć nie mogli. Czajka cierpiał i smucił się coraz więcej.
Aż tu naraz słyszy, że ludzie wybierają się na odpust do Matki Bożej Jasielskiej.
- Ach to pojadę i ja!. Pojadę... Pojadę! - zawołał. Tej Matce litościwej pokaż? moje złamane kości, moją nędzę straszną. I serce Jej pokażę moje, pełne ufności ku Niej i łzy w oczach, a na pewno Ona mię uzdrowi.
Boć Ona może przecież! Wszystko może, bo Matką jest Boga Wszechmogącego.
I tak prosił i tak błagał, że mu pozwolono nająć furmankę i jechać za procesją
Już stanęli pątnicy w Jaśle:
Biją dzwony wesoło, uroczyście! Przed kościołem Karmelitów kapłan zakonnik wita kompanię za kompanią i prowadzi do świątyni przed Cudowny Obraz.
Płacz tu rzewliwy! Kto wejdzie, nie wytrzyma. Każdy płacze.
Prześliczna, dobrocią tchnąca posiać Cudownej Matki Najświętszej tak wszystkich zachwyca, do siebie pociąga, za serce chwyta, że wystarczy spojrzeć na Nią, a już łzy kap, kap po twarzy na ziemię, a usta drgają czule, a pierś miłość rozdyma tak, że tchu brakuje.
I pada każdy na kolana przed Najświętszą Panienką i przemawia do Niej, modli się jak najserdeczniej.
Już wita kapłan i procesję węgierską, wita ją ze szczególniejszą uroczystością, w ozdobnej kapie i w asyście kleru. Już ją prowadzi przed ołtarz Maryi; a na wozie ów biedny kaleka, węgrzyn Czajka, został sam.
Wszyscy poszli, by jaknajprędzej dostać się przed Cudowny Obraz i zobaczyć Tę Umiłowaną, nieprzeliczone razy pozdrawianą, Najświętszą, nigdy Niezapomnianą, Bożą Rodzicę, Dziewicę, Maryję - a On został biedak sam, we łzach i bólu.
O nie ptacz! nie płacz biedaku. Najświętsza Panienka Cię widzi, chociaż daleko przed kościołem jesteś. Nie płacz zobaczysz i ty Ją i przedłożysz Jej prośby swoje. Przyjdą po Ciebie, wezmą z wozu i zaniosą do Niej. Oby Cię tylko wysłuchała!
Już ceremonia powitań się skończyła. Po nabożeństwie pątnicy poczęli wychodzić z kościoła na miasto, by wyszukać sobie kwatery.
W kościele zrobiło się przestrzenniej. Wówczas wzięto spłakanego Czajkę, zaniesiono przed ołtarz Maryi i położono na posadzce.
I któż opisać może, co się tam w duszy jego działo!
Leży nieszczęśliwy kaleka na ziemi, tarza się w prochu przed Majestatem Królowej Najświętszej, Pokornej, Cichej i patrzy na Nią, a w tym jego wzroku mieści się przepastna głębia prośby i ufności. Nic nie mówi, nic nie szepcze, same oczy za niego mówią:
- Uzdrowi mię Matka Boża! Uzdrowi... Tylko odwinąć muszę pogruchotane moje gnaty.
I wyciąga rękę schorzałą, zdejmuje z niej bandaż, a w tej chwili - o Maryjo! - czuje, że go ręka już nie boli, że już zdrowa cała! Czuje moc w niej. Obydwoma więc rękoma chwyta teraz za bandaż u nogi, a i ona już zdrowa! Zerwał się natychmiast z ziemi, stanął silnie, stąpnął raz, drugi, wyciągnął ręce do Matki Bożej i zawołał:
- O Cudowna Panieneczko, jekże ci podziękuję? Tyś prawdziwa Lekarka!...
I padł krzyżem przed Nią i modlił się całą duszą.
Ludzie, którzy to widzieli, zaczęli krzyczeć przestraszeni:
- Cud! Cud! Matka Boża Węgia uzdrowiła.
I powstała panika, tumult, wrzawa.
Lotem błyskawicy wieść o tym przebiegła całe miasto!
- Jeszcze jest w kościele! Jeszcze krzyżem leży. Czajka się nazywa! Złamaną miał rękę i nogę - I zawróciły co rychlej pątnicze tłumy, by go zobaczyć.
W kościele i przed kościołem jedno morza głów. Ścisk, ani kroku zrobić.
Z trudem wielkiem przecisnęli się księża, wzięli Czajkę i poprowadzili do klasztoru. Wzięli i bandaże i nieśli również wysoko, a lud aż unosił się od radości i płaczu.
- O Matko łask wielkich! Tyś prawdziwie cudowna!
I kajały się serca, nawracali się grzesznicy, potężniała miłość i nabożeństwo do Maryi.
Cały odpust minął w niezwykłem nastroju.
A gdy procesja węgierska wyruszyła z powrotem do swej ojczyzny, już nie potrzeba było dla Czajki fury. Szedł teraz zdrowy, szczęśliwy i co sił w piersiach śpiewał chwałę Swej Bożej Lekarce.
A Najświętsza, Niezapomniana w jasielskim Obrazie, jeszcze bardziej utrwaliła się w pamięci ludu węgierskiego.
Rycerzu Niepokalanej! Może znasz takie dusze obojętne dla Najświętszej Maryi Panny, które o Niej nic prawie nie wiedzą, albo nawet zupełnie o tej Matce zbawienia zapomniały. O mów że więc o Niej! Opowiadaj im o Maryi takie rzeczy i z takim zapałem, by musiały się w Niej rozmiłować. Łaska Boża Ci dopomoże, tylko ty rób swoje.
Ponieważ Maryja jest Matką i Rozdawczynią wszelkiego dobra, więc świat caty, a szczególnie kto wiernie służy tej najwyższej Pani, powiedzieć może, że otrzymując łaskę nabożeństwa do Niej, znalazł wszelkie dobro.
Św. Antonin