Niewierny Tomasz

Magdalena wpadła zadyszana: "Widziałam Pana!" Zdumienie uczniów Jezusowych równało się ich radości, a rozruch powstały wśród nich - skupionemu dziękczynieniu rozmodlonych dusz.

To, że ich Boski Mistrz zmartwychwstał z grobu, że z przepaści krwawego bólu strasznej śmierci na krzyżu powraca do nich znów żywy - wydało się im nagle tak naturalne i zrozumiałe, tak proste, jak rzeczywistość wschodu słońca po jego zachodzie. Przecież był Bogiem, Bogiem wszechmocnym. Przecież im mówił o swym zmartwychwstaniu. - Że też mogli o tym zapomnieć i zwątpić choć przez chwilę! Cieszyli się radością dzieci oczekujących nadejścia lada moment ukochanego ojca.

Tylko jeden Tomasz nie dawał temu wiary. Rozumował. A im więcej fakt zmartwychwstania analizował pod światłem trzeźwego rozsądku, tym poważniejsze budziły się w nim wątpliwości i zastrzeżenia. W końcu - jako wynik dalszego rozważania - umocnił w sobie przekonanie, że to absurd. Wszak umarli nie wracają z zaświatów. A na trzeci dzień ciało w grobie już się poczyna rozkładać.

I choć potem żywo, barwnie, gorąco opowiadali mu jego towarzysze na wyścigi o zjawianiu się osobistym Pana w wieczerniku., o tym, jak im pokazał rany rąk i boku... jak dał im moc odpuszczania grzechów - Tomasz nie wierzył.

Zaciął się w uporze. Indywidualnie wyrozumowane wnioski postawił sobie jako jedynie autorytatywną doktrynę, jako niezbitą prawdę. Odrzucił wiarę, pogardził intuicją kochającego serca. Zaślepiła go pycha. Aby uwierzyć, żądał dowodów konkretnych, namacalnych.

[117]"Jeśli nie ujrzę na rękach jego przebicia gwoźdźmi i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ i nie włożę ręki mojej w bok jego, nie uwierzę" (J 20,25).

"A po ośmiu dniach - opowiada dalej prosto i rzewnie Janowa ewangelia - byli znowu uczniowie jego w domu i Tomasz z nimi. Wszedł Jezus, a drzwi były zamknięte, stanął między nimi i rzekł: Pokój wam. Potem rzekł do Tomasza: Włóż tu palec twój i oglądaj ręce moje, i wyciągnij rękę twoją i włóż w bok mój, a nie bądź niewiernym, lecz wierzącym" (J 20,26-27).

- Cudowne miłosierdzie Chrystusowe, któremu tak bardzo zależy na przekonaniu swego stworzenia - choćby jednego tylko!

Spóźnione, zawstydzone Tomaszowe "Pan mój i Bóg mój" - to lekcja na przykładzie dla wszystkich wieków i dla wszelkich odcieni niespokojnej, sceptycznej psychiki ludzkiej.

- Tyle targu o pokorę wiary - by w końcu dojść do niej przez upokorzenie. "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli".