Dnia 16 grudnia dopiero co [1925] roku, wsiadam do wagonu kolejowego i z wysiłkiem ładuję do góry podłużny pakunek. Szczęk żelaza zdradził jego zawartość.
- To noże introligatorskie, odezwał się siedzący naprzeciw z posiwiałą już brodą żyd.
- Tak jest, potwierdziłem.
- Ja wiem, bo i ja mam aż trzy wielkie maszyny introligatorskie, ale teraz to już roboty nie ma, jak to było przedtem.
- Wiozę te noże do poostrzenia; gdzie też pan je ostrzy? - spytałem.
Podał firmę i okazywał chęć do dłuższej rozmowy, zapytałem go więc odrazu:
Przepraszam, czy mógłbym się spytać, jaki pan ma cel w życiu.
- Cel?.
- Do czego tak pan dąży, czego ostatecznie pragnie.
- Być uczciwym, nikomu krzywdy nie robić, żeby ludzie powiedzieli: "A to uczciwy człowiek".
- Czyż to nie za mało?
- Za mało? Dobra opinia to jest bardzo dużo.
A jeżeli za czynienie drugim dobrze spotka nas czasem niewdzięczność (co często bywa), cóż wtedy? Czy wartałoby wówczas być uczciwym?
- Prawda, to nie wystarcza.
- A pan po śmierci nie widzi czegoś więcej, wtrącił obok siedzący inteligentny mężczyzna (jak się potem okazało, adwokat).
- Co my o tym wiemy. Włożą człowieka do ziemi i tam mu będzie dobrze, nie potrzeba ani jeść, ani pić, ani komornego płacić. Ot, żeby tak można było żyć bez jedzenia, toby było dobrze żyć na świecie.
- Ja pragnę tylko jaknajprędzej umrzeć, ozwał się na to inny młody jeszcze żydek, co to za życie jak interes nie idzie. Dobrzeby było, gdyby ludzie nie lubieli pieniędzy. U nas w Piśmie Świętym napisano, że rabin to ma być taki człowiek, który nie lubi pieniędzy.
- Może w Talmudzie, poprawiłem.
- W Talmudzie, powtórzył, bo wtedy tylko może sprawiedliwie sądzić, a jednak i rabini lubią pieniądze. Najlepiej jaknajprędzej pójść na drugi świat.
- Co tam na drugim świecie; tu się wszystko kończy, wtrącił stary żyd.
- Panowie są jednego wyznania, to chyba się zgodzą na tym punkcie, zagadnąłem.
- U nas jasno się o tym nie uczy, dodał młody,
- Pan się o tym uczył mówi mi stary żyd, niech pan nam powie jak pan o tym myśli.
- I owszem: wglądnijmy tylko w siebie. Czy chcielibyśmy żyć długo?
- Ja nie, bo tyle trzeba się nacierpieć,
- A gdyby powodziło się bardzo dobrze i wszystkiego było poddostatkiem.
- Ale kiedy tego na świecie nie ma.
- Gdyby jednak było?
- Zaświeciły mu się sposępniałe oczy, gdyby było dobrze, to tak.
- A jak długo? Czy nie jaknajdłużej?
- Oczywiście.
- Więc pragniemy żyć, ale bez cierpień w szczęściu i to nie bylejakiem, ale wolelibyśmy, żeby ono było raczej większym niż mniejszym, a nawet sama świadomość jakiejkolwiek nieprzekraczalnej granicy w tym szczęściu byłaby dla nas już zamąceniem szczęścia; pragniemy szczęścia, ale bez granic.
- Rzeczywiście.
- Nie tylko, ale chcemy żeby to szczęście trwało długo, jaknajdłużej - bez końca.
- Tak.
- Takiego szczęścia bez granic oczywiście nie znajdziemy na skończonym świecie, tym może być tylko nieskończony, wieczny Bóg - niebo.
A następnie my wszyscy tu obecni tego pragniemy i każdy człowiek bez względu na różnice narodowości tym pragnieniem żyje. Pochodzi ono więc z czegoś nam wszystkim wspólnego, z natury ludzkiej. Czyż mógłby Pan Bóg, który dał na to przecież władze i dążenia naturalne, by one cel swój osiągnęły: - oko, by widziało przedmioty widzialne; i takie przedmioty są; ucho, by słyszało dźwięki; i takie dźwięki istnieją - czyż mógłby dać pragnienie wyższe, bo rozumowe i nie dać mu zaspokojenia.
Takie pragnienie byłoby wtedy bezcelowe, Bóg stwarzający w naturze tą niczym nieugaszoną żądzę szczęścia z wyraźną refleksją, by ono nie miało granicy i nie dający zaspokojenia tego gorącego pragnienia nie działałby rozumnie, ani z dobrocią - słowem nie byłby Bogiem. Takie więc szczęście być musi.
Potwierdzają to, jak na złość rozumowaniom najrozmaitszych mędrków wielkich i małych, liczne objawienia tych, co zeszli z tego świata i obecnie cieszą się już wiecznym szczęściem i dzielnie wspomagają nas tu na ziemi,
W ostatnich czasach prawdziwy "deszcz róż" przeróżnych łask zsyła niedawno zmarła, a już kanonizowana S[iostra] Teresa od Dzieciątka Jezus, której rodzona siostra jest obecnie przełożoną S[ióstr] Karmelitanek w Lisieux.
Oto nasz wspólny cel.