(Z wrażeń socjalisty francuskiego)
Nareszcie dostałem pokój z oknami na plac Woskresienskaja w pobliżu Dumy, nawprost wejścia do słynnej kaplicy iberyjskiej, w której często modlił się car. Czyż mogłem marzyć o lepszym mieszkaniu?
Teraz Woskresienskaja nazywa się Placem Rewolucji. Duma jest hotelem sowietu, a car - jeno widmem, przeszytem kulami...
A jednak Matka Boża Iberyjska cieszy się w dalszym ciągu powszechną czcią mieszkańców Moskwy; ładny ten obraz spogląda z poza oszklenia, oraz trzydziestu świeczników o złotych płomieniach na tłumy wiernych, które stale gromadzą się w kaplicy od świtu do późnego wieczora. Nie zdołał ich odstraszyć umieszczony na jednej ze ścian przez Sowiety napis tej treści: "religia to opium ludu!". Z mego okna widzę wciąż zmieniające się fale głów, zalewającą ten święty przybytek o niebieskiej kopule.
Na lewo i na prawo wre w całej pełni życie miejskie. Więc tłumy przeciskają się z trudem pomiędzy dwoma rzędami straganów wędrownych kupców; słychać miarowy tupot koni niezliczonych małych dorożek; przepełnione tramwaje dzwonią; kilku robotników zwala jakiś mur...
A w maleńkiej Kapliczce u stóp Matki Bożej o zimnym spojrzeniu, wśród subtelnej woni topiącego się wosku i kadzideł - gromadzą się tłumy pobożnych, ludność Republiki Sowietów, żegnając się trwożliwie; tymczasem popom rozjaśniają się piękne oblicza, podobne do owych ewangelicznych apostołów, a równocześnie nacechowane patyną brudnego skąpstwa, której starsze warstwy sięgają jeszcze czasów panowania ostatniego Romanowa.
Korowód dzieci przechodzi z czerwonym sztandarem. Słychać dźwięk dzwonka. Jakiś stary woźnica okłada batem konika, który ledwie się wlecze pod wygięciem dugi. Na chodniku dwudziestopięcioletni wojskowy, generał dywizji, czyta gazetę. Pucybut z Tyflisu o suto wypomadowanych wąsach czyści delikatne pantofelki daktylografki. Na krwawem tle rewolucyjnego pałacu tworzą się ruchome cienie w kształcie krzyża. Święta Rosjo!... Naprzód robotnicy, naprzód chłopi!... Najświętsza Pani wesela czuwa nad nami!... Towarzysze! trzeba podnieść wydajność produkcji!...
Dzwony biją na Anioł Pański, a równocześnie komunistyczne dzieci śpiewają:
Pójdziemy aż do nieba,
Aby wygnać bogów!
Mają one jednak głosiki dzieci Maryi, a zapadający mrok zasnuwa powoli wstęgami z jasnego błękitu ich szkarłatny sztandar...