Mam zaszczyt być katolikiem

Te dumne słowa, postawione w tytule, wypowiedział jeden z największych pisarzy polskich ubiegłego wieku, myśliciel i poeta, Cyprian Norwid. Mam zaszczyt być katolikiem - te słowa wyrażają rzeczywistość duchową wielu tysięcy Polaków, świadomych, co im katolicyzm daje i co oni - dzięki niemu - światu dać mogą. A jeśli to wyznanie nie brzmi dość głośno, by wszędzie było dosłyszane, to pewno i dlatego również, że nie jest w duchu katolickim czynić wiele hałasu wokół siebie, wystawiać się na pokaz i brać za przedmiot chełpliwych deklamacyj to, co jest najświętszym skarbem ducha.

Są wszakże takie chwile, kiedy się z duszy przepełnionej wiarą i miłością wydobywa to wyznanie, kiedy chciałoby się całemu nieomal światu uczynić wiadomym, jakiego szczęścia jesteśmy uczestnikami. Taką chwilą jest dla wielu Boże Narodzenie. Gdy święcimy pamiątkę objawienia się Boga światu - i w nas samych wzbiera potrzeba objawienia światu naszej przynależności do Boga. Mam zaszczyt być katolikiem - śpiewamy każdym słowem kolędy, czcząc Tego, który ludzkiej natury raczył być uczestnikiem, by nam uczestnictwo w darach swego Bóstwa uprzystępnić. "Poznaj, chrześcijaninie - głosi nam Jutrznia Bożego Narodzenia słowami św. Leona Papieża - godność twoją, a strzeż się powrotu do dawnej podłości, przez niegodne postępowanie, teraz, gdyś się stał uczestnikiem boskiej natury. Pomnij, do jakiego ciała i do jakiej głowy należysz. Pamiętaj, iż wyrwał cię Pan z mocy ciemności, a przeniósł do światła i Królestwa Bożego"

Oto tytuł do słusznej dumy, oto uzasadnienie, dlaczego zaszczytem dla nas jest: być katolikiem. Bo to znaczy być członkiem Chrystusa w Jego mistycznym Ciele, jakim jest Kościół katolicki - i żyć życiem łaski, które wprost od Chrystusa Ciało Jego mistyczne czerpie. Ten zaszczyt pociąga za sobą obowiązki: czujnego - nie trwania - ale postępowania, wzrastania w dobrym, dopracowywania się w sobie coraz to wierniejszego obrazu Chrystusa. Bo nie jest tak - jak to się czasem słyszy - że katolicyzm sprzyja bierności, i wygodnictwu w doczesnym, zbiorowym życiu. Przeciwnie: ciężkie trudy są udziałem tych, co jako dobrzy żołnierze do orszaku Chrystusa chcą należeć.

Życie doczesne jest jedynym, niepowtarzalnym okresem zasługi, a to sprawia, że nie można nigdy - póki życie trwa - uważać swojej pracy za skończoną. Właśnie katolicyzm posiada tę tajemnicę, że potrafi do trudów tych skłonić i zaprzęgnąć do nich człowieka. Trudy te mają na celu przybliżanie się do Królestwa Bożego, utrwalanie go w nas i rozszerzanie wokół nas przez współdziałanie z łaską.

Nie ma ambitniejszego wyższego dla człowieka celu, nie ma skuteczniejszej pobudki, by się on na swej pracowitej, twórczej drodze zatrzymywał, ale parł ciągle naprzód, stawał u początku coraz to nowych dróg rozwoju, osiągał coraz to wyższe stopnie szlachetnego człowieczeństwa. "Nikomu nie wolno być przeciętnie nijakim - napominał Pius XI. - Wszyscy mają misję stawania się coraz lepszymi, czynienia rzeczy zdawałoby się niemożliwych, aby każdy w zakresie własnego pola działania poprawiał los ludzkości. Chwałą naszego pokolenia będzie, że - jeśli zrozumie swoją misję - przyczyni się przez ducha religijnego do poprawienia losu świata". Słowa te wyrzeczone były w kwietniu 1937 r., ale jakże aktualne i dziś, kiedy po straszliwej wojennej zawierusze świat dźwiga się w wielkim mozole do nowego życia, które pragnie uczynić lepszym i sprawiedliwszym w porównaniu z tym, co było.

Czy nowa, lepsza i sprawiedliwsza rzeczywistość świata powojennego może się dokonać bez katolicyzmu, poza nim i wbrew niemu? Niektórzy sądzą, że tak, że te wartości i dobra, te twórcze energie, których źródłem jest chrześcijaństwo, są zbyteczne. Bywają tacy, którzy lekarstwo na chorobę odtrącają. Że katolicyzm jest takim skutecznym lekarstwem dla ludzkości, wiemy nie tylko my, katolicy, wiedzą ci, którzy trzeźwo oceniają stan i potrzeby świata. Oto premier brytyjski Attlee na 77 kongresie związków zawodowych, odbytym w Anglii we wrześniu br., wygłosił przemówienie, które zakończył słowami: "Jest tylko jedna zasada, która może ocalić świat - zasada chrześcijańska, że wszyscy ludzie są braćmi". Co znaczą te słowa w ustach współczesnego męża stanu, demokraty, jednego z tych ludzi, w których ręce złożone zostało dzieło pokoju i lepszej, sprawiedliwszej przyszłości?

Znaczą to, że wartości, jakie chrześcijaństwo wnosi w życie jednostek i narodów, są nieodzowne dla ich dobra. Znaczą to, że chleb pokoju, kultury i dobrobytu pożywać będziemy, jeśli się o chrześcijańskim zaczynie nie zapomni; że braterstwo ludzi wtedy stanie się prawdziwe i pełne, gdy się na religijnym oprze fundamencie. Bo zasada chrześcijańska, że wszyscy ludzie są braćmi, to nic innego, jak uznanie: jeden jest Bóg, Ojciec wszystkich ludzi - jedno prawo dla ludzi, których On stworzył i odkupił: miłość. Tego nas uczy tajemnica Wcielenia Syna Bożego: wszechstronne praktykowanie cnoty miłości bliźniego ze względu na Boga, wspólnego wszystkich Ojca, ma być istotą i chwałą naszego życia. Przykładem sam Chrystus: posłuszeństwo dla Ojca, miłość dla ludzi to są źródła Jego zbawczej działalności.

Czymże jest demokracja, jeśli nie miłowaniem ludu w Bogu i dla Boga? Miłowaniem, które cierpliwe jest, a nie zazdrości, złości nie wyrządza i nie nadyma się, zaszczytów nie pragnie, nie raduje się z nieprawości, ale weseli się z prawdy! Demokracja jako upowszechnienie wszelkich potrzebnych człowiekowi dóbr, duchowych i materialnych, kulturalnych i społecznych, politycznych i gospodarczych to zastosowanie nakazu miłości: to doczesny odpowiednik, odblask miłości Syna Bożego, który wszystkich wezwał do doskonałości, wszystkim otworzył możność korzystania z dóbr nadprzyrodzonych, który upowszechnić chciał i chce najwyższą z wartości: świętość. Oto dlaczego zasada chrześcijańska, że wszyscy ludzie są braćmi, może ocalić świat: dobra dla wszystkich chcieć i dobro wszystkim dawać - to program, zaczerpnięty u betlejemskiego żłóbka, wsparty błogosławieństwem Chrystusa, ku Niemu wszystko kierujący.

Nie wolno być nijakim. Niech nasze życie przyświadcza wyznaniu: mam zaszczyt być katolikiem.