Mała siostra - wielka święta
Rycerz Niepokalanej 10/1947, grafika do artykułu: Mała siostra - wielka święta, s. 242

30 września 1897 roku - akurat 50 lat temu - zmarła w klasztorze karmelitanek w Lisieux, we Francji, mała, młodziutka siostra Teresa Martin. Historia Teresy jest dziś powszechnie znana: Córka małego fabrykanta koronek z Lisieux - ostatnia, najmłodsza z pięciu jego córek - za ich śladem wstąpiła do zgromadzenia karmelitanek. Wstąpiła będąc prawie dzieckiem. Trzeba aż było specjalnego pozwolenia Ojca Św[iętego] na przyjęcie do klasztoru tej dziewczynki. Nie wiedziano początkowo co z nią zrobić. Kazano jej sprzątać refektarz. Gdy zostawiła na ścianie jakąś pajęczynę, przeorysza, wskazując na szary kłak, wobec wszystkich sióstr powiedziała: "Widać, że tu sprzątało piętnastoletnie dziecko - aż nie miło na to patrzeć..."

Tak więc pod znakiem dziecinnej nieumiejętności zaczęło się życie klasztorne, Trwało niedługo - zaledwie 9 lat. Ale gdy po dziewięciu latach mała siostra umierała boleśnie, agonizując prawie przez pół roku, klasztor wiedział już, że umiera w jego murach święta. Wielka święta.

Lisieux, na wybrzeżu normandzkim, dziś zmiażdżone w walkach z Niemcami, dzięki Teresie stało się miejscem niezliczonych pielgrzymek. W zeświecczałej, zdegenerowanej Francji zapala się raz po raz nowe ognisko cudów i gorącej wiary. Przed stu laty - Lourdes, przed pięćdziesięciu - Lisieux. W 1675 - Paray-le-Monial - mały klasztor, w którym św. Małgorzacie ukazał Jezus Swe płonące miłością Serce. Jeszcze wcześniej - Reuen - dymiący stos, na którym spłonęła wyswobodzicielka i największa bohaterka Francji, Joanna d’Arc.

Niewierzący nie mogą zobaczyć tak zda się przecież oczywistego związku pomiędzy nowymi objawieniami, pojawieniem się nowych świętych, a historią. A przecież właśnie w pierwszej połowie XIX wieku - w okresie szalejącego sceptycyzmu, niewiary, naiwnego zaufania w rozum i wiedzę ludzką - trzeba było, by małej pasterce, prostej i nie uczonej pojawiła się Matka Boża i powiedziała Jej - niezrozumiały przecież dla dziecka - dogmat o Niepokalanym Poczęciu. Św. Bernadeta Soubirous i para dzieci, które widziały Matkę Bożą płaczącą na górze La Salette - to początek wielkiej krucjaty dziecięctwa, które trwa przez cały wiek XIX, przechodzi w wiek XX, by się zaznaczyć imionami trojga dzieci z Fatimy, pięciorga z Beauraing. Na dwa wieki szaleństw myśli ludzkiej, która odszedłszy od Boga, niesie sama sobie zagładę, Bóg odpowiada odkrywaniem swoich prawd właśnie dzieciom. Mędrców stać tylko na budowanie radaru, bomby atomowej, pocisków rakietowych. Dzieci widzą to, czego nie widzą starsi, zagubieni w gorączkowych poszukiwaniach za tym co prędsze, co wygodniejsze, co przyjemniejsze, co bardziej zyskowna. ŻYCIE WSPÓŁCZESNE TO KONFLIKT DZIECKA I DOROSŁEGO. I DLATEGO STARSI CORAZ BRUTALNIEJ ZABIJAJĄ DZIECKO. I DLATEGO DZIECKO CORAZ CZĘŚCIEJ OFIAROWUJE SIEBIE ZA ŚWIAT. CYWILIZACJA WSPÓŁCZESNA NIE CHCE DZIECKA, JAK ŚWIAT STAROŻYTNY NIE CHCIAŁ PROROKÓW I KAMIENOWAŁ ICH. Mędrcy starożytni uciekali sprzed oblicza proroków. Mędrcy dzisiejsi uciekają sprzed oblicza dzieci. Lękają się ich i nienawidzą, Zdają sobie sprawę z tego, że dziecko wie, czego oni nie wiedzą - i czego nie chcą poznać. "Cóż to jest prawda"? - powiedział z pozorną obojętnością Piłat, i co prędzej wyszedł z sali badań, nie czekając na odpowiedź Chrystusa. "Cóż to jest prawda"? - mówią dzisiejsi niedowiarkowie - i czym prędzej zawracają z dróg, które wiodą do La Salette, Lourdes, Lisieux, Fatimy, Beauraing.

ŚWIAT WSPÓŁCZESNY NIE CHCE ZOBACZYĆ PRAWDY DZIECKA. Próżno prawda stuka raz po raz do drzwi życia. Gdy przed pięćdziesięciu laty umierała mała siostra Teresa, świat głosił wielką erę rozwoju kulturalnego i gospodarczego, braterstwa opartego na dobrobycie, bogactwie i postępie. Właśnie car odwiedził Francję, a rozentuzjazmowanym tłumom Francuzów, cisnącym się na wyzłoconym moście Aleksandra III, wydawało się, że gdy bogactwa Rosji złączą się z gallicką kulturą - nastąpi w świecie nowa, wspaniała epoka powszechnego zadowolenia. Tymczasem umierająca siostra Teresa już widziała nadchodzącą wojnę. "Śniło mi się, - powiedziała na dwa miesiące przed śmiercią - że zabrakło żołnierzy na wielką wojnę. Rzekłaś: trzeba posłać siostrę Teresę. Wolałabym, aby to była wojna święta. Ale mimo to poszłam..."

Mała siostra była razem z bohaterskimi "poilus" na wszystkich polach bitew. Nie kanonizowaną jeszcze wówczas karmelitankę nazywano "patronką okopów". Gdy wojna się skończyła powiedział kardynał Vico: "Spieszmy się z kanonizacją małej świętej, jeśli nie chcemy, aby głos ludu nas wyprzedził..." Kult św. Teresy rósł, rozprzestrzeniał się z błyskawiczną szybkością. Dziś nie ma kościoła, nie ma kaplicy, w którym by nie było obrazu świętej...

A przecież - czy rozumiemy na czym polega świętość Teresy? Co to jest ta jej "mała ścieżka"? Dlaczego właśnie Teresa jest wyrazicielką wszystkich dzieci 19 i 20 wieku, które widziały to, czego nie zobaczyli starsi? Nie łudźmy się: nie rozumiemy tajemnicy św. Teresy. Zachwycamy się pięknem jej duszy, roztkliwiamy się, myśląc o "deszczu róż", który zsyła z nieba - i chętnie się modlimy, aby choć jedna róża nam się dostała. A to przecież nie o to chodzi! Teresa gotowa była pójść na wojnę nawet "nieświętą", by pomóc cierpiącym. Ale o sobie mówiła: "Jakimże szczęściem byłoby dla mnie walczyć w czasie wojen krzyżowych... Czyż to możliwe, że umieram w łóżku"!?

Teresa urodziła się jako żołnierz Sprawy. Jej bronią nowoczesną, bronią jedynie skuteczną w czasach rozpętanej techniki, było "dziecięctwo ducha" - "mała ścieżka". O co w niej chodzi? O poddanie się całkowite woli Bożej. Tragedią dnia dzisiejszego jest walka ambicji, pragnień, pożądań ludzi i narodów. Każdemu niemal człowiekowi wydaje się, że tylko on potrafi zbawić świat - kierując innymi ludźmi. Każdemu niemal narodowi wydaje się, że uczyni raj na ziemi zmusiwszy do posłuchu inne narody. A tymczasem nie ma woli jak tylko wola Boża. Ludzie i narody powinny być jak dzieci: Dzieci nie wiedzą czego chcą prócz tego, że chcą tego, czego chcą ich rodzice. Oto recepta na czasy dzisiejsze: odszukanie woli Bożej i przyjęcie jej. Joanna d’Arc - ukochany wzór św. Teresy - mówiła: "Walczmy a Bóg będzie z nami". Św. Teresa nie mówi czego innego. Ona nie wzywa do nierobienia. Przeciwnie: JEJ NAUKĄ JEST PRACĄ, WYTĘŻONĄ, CODZIENNĄ PRACA NAD USUWANIEM Z SIEBIE NAJMNIEJSZEGO NAWET OPORU WOBEC WOLI BOŻEJ. Na tym polegają "małe ofiary", których żąda. Św. Teresa odrzuca zasadniczo wielki czyn. Dzieci nie dokonują wielkich czynów. Największy jednak czyn zrobi się sam z małych, maleńkich czynów, których się podejmujemy codziennie. Z wyrzeczenia się codziennego drobiazgów: złego słowa, złej miny, zdenerwowania, niezapanowania nad sobą, małej wygody, małej przyjemności, małej lekkomyślności - wyrasta postawa zdolna przemienić świat. Wszystko inne bowiem Bóg doda sam.

Świat współczesny walczy przeciwko woli Bożej - walczy, ponieważ kierują nim wole ludzi. Tych woli są miliony, więc też świat nie może iść naprzód i ze wszystkimi pięknymi swymi nadziejami toczy się ku przepaści. Okręt nie może mieć stu sterów. Świat nie może żyć, gdy go rozdzierają miliony żądz. Albo więc stanie się posłuszny jednej Woli, albo zginie.

Uratować go może dziecko. Tylko dziecko. Naturalnie nie dziecko w sensie wyłącznie nowego człowieka, bo ten może być szybko zepsuty przez otoczenie, ale dziecko - jako myśl dziecinna, bezbronność i zaufanie dziecinne, oraz niewinność dziecinna. Wiek nasz walczy z dzieckiem, lecz ocaleć może tylko dzięki dziecku. Jeśli potrafi myśleć jak mała siostra św. Teresa, jeśli potrafi ufać jak dzieci z Fatimy, jeśli potrafi umrzeć dla czystości jak bł. Maria Goretti.