Dwa czy trzy miesiące temu w poczekalni lekarza toczyła się ożywiona rozmowa, jak to źle się dzieje, ile nieuczciwości, jakby to wszystko się zmieniło, gdyby wszyscy byli gorliwymi katolikami, co nas czeka po śmierci i o niebie.
- Ale kto się tam dostanie? - westchnęła jedna z pań.
- Kto zechce, odrzekłem, tylko ci pójdą na potępienie, którzy koniecznie tam iść chcą, bo więcej trzeba znieść dla piekła niż dla nieba; słowem wedle dobrowolnego wyboru każdy ma już na tym świecie przedsmak nieba albo piekła. - Przepraszam, jeżeli można spytać, czy pani jest katoliczką.
- Ma się rozumieć, katoliczką jestem.
- To tym łatwiej nam się zrozumieć.
- A gdyby kto nie był katolikiem wtrąciła druga pani? Ja naprzykład jestem prawosławną.
- Wtedy musimy sięgnąć głębiej. Wszyscy ludzie są sobie braćmi, a prawosławni nawet tegoż samego Chrystusa Pana czczą. Nie możnaby jednak powiedzieć, że religia prawosławna to także religia, którą Chrystus Pan założył.
- A to dlaczego?
- Bo prawda jest tylko jedna, tak i nie, nie może być razem prawdą. Otóż my twierdzimy, że Ojciec Św[ięty] jest widzialną głową Kościoła Chrystusowego, prawosławni zaś temu przeczą. Nie mogą być obydwa te zdania prawdziwymi.
- Słusznie.
- Otóż Chrystus Pan wiedział, że nastąpią różne odszczepieństwa i dał jasną normę, po której możemy poznać Jego Kościół, zwracając się bowiem do św. Piotra rzekł: "Ty jesteś opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół mój". Jego więc Kościołem jest ten, który na tej opoce się wspiera, a następcami św. Piotra to nie carowie rosyjscy, ale Papieże.