Kara Boża
Rycerz Niepokalanej 10/1946, grafika do artykułu: Kara Boża, s. 280

Opis zdjęcia powyżej: Pomnik Chrystusa Króla w Poznaniu tak wyglądał przed wojną. Dziś pozostało tylko wspomnienie.


W końcu października 1939 r., w niespełna miesiąc po wejściu Niemców do Poznania, rozbiega się po mieście potworna wiadomość. Oto nowi władcy - zbiry hitlerowscy - postanowili zburzyć pomnik Chrystusa-Króla, stojący na skwerze Alei Ujazdowej.

Pomnik ten wzniesiony został w 10 lat po pierwszej wojnie światowej, z ofiar obywateli, jako wyraz wdzięczności dla Pana Jezusa za wyzwolenie ziem polskich z półtorawiekowej niewoli. Dobrze o tym wiedzieli barbarzyńscy najeźdźcy - dlatego też pomnik ten był im solą w oku.

"Gaulaiterem tzw. "Warthegau" został b. prezydent senatu gdańskiego Creiser. Niebawem dała się poznać jego zbrodnicza działalność. Wszystkie więzienia poznańskie, wojskowe na Młyńskiej, policyjne, Cytadela, Fort 77 na Bukowskiej, zapełniały się tysiącami aresztowanych, wśród których znaleźli się oczywiście najwybitniejsi działacze polscy: księża, profesorowie uniwersytetu, wyżsi urzędnicy, działacze polityczni, dziennikarze, literaci - cała inteligencja, wyłapywana nocami przez niestrudzone Gestapo. Z każdego wiersza drukowanego programu Creisera widać było ordynarne, aroganckie: "Vae victis!" Pan Greiser szybko zapomniał, że jest synem tej ziemi, że w Inowrocławiu chodził do gimnazjum i kolegował z Janem Kasprowiczem - i zapewne - da w swym programie wytępienie polskości w Wielkopolsce. Twierdzi bezczelnie: "Die Polen können nur Knechte sein!" "Polacy mogą tu pozostać tylko w roli parobków do ciężkiej pracy". W ciągu lat 10-ciu ziemia ta będzie zupełnie oczyszczona z żywiołu polskiego, jako rdzenna, odwiecznie germańska kraina. Niech Polacy nie mają żadnych złudzeń".

Pan "gauleiter" rządzi i panuje. On to właśnie powziął świętokradzki pomysł i nakazał zburzenie pomnika Chrystusa-Króla.

Tłum ludności poznańskiej stać musiał zdala, przyglądając się w niemej bezsilnej grozie, jak zuchwale wykonawcy woli Greisera rozsadzają materiałami wybuchowymi podstawę pomnika, jak z dziką rozkoszą rozbijają promienną postać Chrystusa, a barbarzyńskie żołdactwo zebrane dokoła - ryczy z uciechy, gdy figura Syna Bożego pada i toczy się pod ich stopy - ich - zwycięzców-triumfatorów!

Po dokonaniu zbrodniczego dzieła usunięto w prędkim czasie resztki gruzów, a Greiser - pochłonięty jedyną myślą zohydzenia do reszty życia Polakom - już projektował postawienie na tym miejscu pomnika niemieckiego. W mroczne popołudnie listopadowe urządza on wielką uroczystość niemiecką. Na miejscu, gdzie niedawno wznosił się majestatyczny Pomnik Wdzięczności z postacią Chrystusa - wzniesiono trybunę, z której nadęty krzyżacką pychą Gauleiter - krzykliwym, pewnym swej władzy tonem przemawia do zebranego tłumu, oznajmiając projekt wzniesienia nowego pomnika Zwycięstwa, jako symbolu triumfu, niemczyzny nad duchem polskim - a dla nas symbolu triumfu pogaństwa hitlerowskiego nad umęczonym Chrystusem-Królem i wierną Mu Polskę.

A kiedy Greiser sili się na ziejące nienawiścią do Polaków słowa, pędem nadjeżdża samochód. Jakiś oficer nerwowo wyskakuje z auta, szybko podbiega do trybuny, przerywa mowę i szeptem coś mówi Gauleiterowi na ucho. Greiser sili się na spokój, opanowując się całą mocą swej woli - i prędko kończy przerwane przemówienie sterotypowym "Heil Hitler". W parę dni potem czytano w poznańskim "Ostdeutscher Beobachter" klepsydrę: "Mój jedyny syn, członek Hitler-jugend, lat 16, zginął tragicznie w wypadku samochodowym. Gauleiter Greiser".

Tak niespodziewana śmierć syna była pierwszym znakiem gniewu Pańskiego za świętokradztwo i zbrodnie na Polakach. Minęło 7 lat. Buta niemiecka została zmiażdżona - a sprawcy tylu klęsk zadawanych Europie i tylu zbrodni dokonywanych na niewinnych ludziach zasiedli na ławie oskarżonych. Kat - oprawca Wielkopolski, "zacięty wróg Kościoła, który prześladował w tzw. "Warthegau", po rozprawie sądowej, poniósł zasłużoną i sprawiedliwą karę tam, gdzie nasycał się swą zbrodnią - w Poznaniu. Może w ostatniej chwili życia, przed zawiśnięciem na szubienicy, zrozumiał, że dosięgła go słuszna kara Boża.