Kaczy Dół czy Stalowa Wola

Jakie zbliżają się czasy?

Ignacy Sroczka i Józek Piątkowszczak przychodzili często do domu Mrówki. Każdy z nich liczył, że może Hankę dostanie za żonę. Ale od czasu, gdy gruchnęło po wsi, że siostra Mrówki wychodzi za mąż za inżyniera Kocura, przychodzili tu, by pogawędzić. I dziś przyszli.

- Ile Polska ma teraz ludzi? - pytał Piątkowszczak Kocura.

- 23 miliony, w tym 2 miliony Niemców. Nasz sąsiad Rosja miał w roku 1941 200 milionów ludzi, Niemcy teraz, w roku 1946, mają 74 miliony Niemców. W dodatku podobno od roku 1943 umiera w Polsce 2 razy więcej ludzi, niż się rodzi. Do tego czasu ratowali Polskę chłopi swoimi licznymi dziećmi, ale teraz zaczyna się po wsiach to, co w naszym Kaczym Dole. Wieś polska wymiera, bo nie chce dzieci, zupełnie tak samo jak dotychczas burżuje w miastach.

- Podobno to samo jest i w innych krajach?

- Tak, wśród narodów białych. A tymczasem ludy kolorowe po dawnemu mają rodziny wielodzietne. Chiny liczą 450 milionów ludzi, Indie 400 milionów. W Japonii po bombie atomowej rodzi się więcej dzieci, niż u nas po wyswobodzeniu. W Azji za 175 lat ma być 3 miliardy ludzi. Natomiast Anglicy i Amerykanie z USA wymierają, bo nie chcą wielu dzieci. Toteż poważne gazety całego świata piszą, że zwycięstwo Anglii i Ameryki nad Japonią jest może ostatnim zwycięstwem białego człowieka nad kolorowym. Zabobon "dwojga dzieci" uśmierca narody białe.

- Ale - wołał Sroczka - każdemu narodowi tak nie szkodzi zabobon "dwojga dzieci" jak Polsce. Bo naród, co ma wielką ludność nieprędko wymrze. Zresztą, co mi tam Anglia i Ameryka, niech sobie wymierają, jeśli chcą! Mnie obchodzi Polska. Jak to: więc chłop polski ma być wymierającym niedołęgą?! Nie może mi się to pomieścić w głowie!

Postęp z pieca na łeb i Nowy Świat.

- Dlaczego jednak zabobon "dwojga dzieci" ma takie powodzenie w świecie? - pytał Piątkowszczak.

Dlatego, bo wszyscy mówią, że "dwoje dzieci" to postęp, nikt zaś nie chce być zacofany - odrzekł Sroczka. - Czy to nie pamiętasz, jak i ty byłeś taki głupi?

- A ja myślę, że nie - mówił Mrówka. - Przyczyna główna jest ta, że ludziom jest bardzo wygodnie żyć z mało ilością dzieci. Bo czy to jaka sztuka mieć dwoje dzieci, albo jedno? Każdy niedorajda i każda niedojda to potrafi, dlatego ludzie na tę łatwiznę tak się łakomią.

- Jużci prawda! - wołał Sroczka. - Teraz dopiero wszystko rozumiem. My młodzi chłopi, co chcemy w swych małżeństwach mieć więcej niż dwoje dzieci, musimy mądrzej gospodarzyć się, niż ci, co mają dwoje dzieci. Musimy więcej zarabiać, więcej oszczędzać i więcej myśleć, niż ci, co mają dwoje dzieci. Czy rozumiecie: musimy więcej myśleć? A więc nie możemy być ani pijakami, ani tak bezmyślni i leniwi, jak ci, co nie chcą dzieci. Tymczasem dziś ludziom nie chce się pracować, ani myśleć. Wolą się bawić. Dlatego to obecnie tak się szerzy zabobon "dwojga dzieci". Pierwszy lepszy zaś, gdy mu napomknąć o dzieciach, chce się wściec i kłóci się zażarcie, jakby szło o politykę, albo o morgi.

- Ja wam powiem jeszcze jedno - odezwał się Mrówka. - Dawniej były zupełnie inne czasy, dziś są całkiem inne. Dawniej bezmyślne małżeństwa miały najwięcej dzieci, natomiast w nowych czasach wiele dzieci będą miały przeważnie małżeństwa najbardziej zaradne, najbardziej gospodarne, najbardziej myślące i najbardziej pobożne. Zauważcie: najbardziej pobożne! bo muszę się przyznać, że gdyby Bóg nie zabraniał unikania potomstwa środkami przeciwnymi naturze i dzieciobójstwem, to ja w przyszłym swym małżeństwie, tak samo jak pani Kluskowa, robiłbym z Polski... Kaczy Dół. Ale wiara, ale Kościół mnie trzyma. Oto czemu w nadchodzących czasach wszyscy, co nie trzymają się wiary, wymrą prędzej lub później z braku dzieci. I wszystkie takie narody wymrą. Zostaną jedynie ci, co ich wiara trzyma i co dlatego miewają świadomie więcej dzieci. Widocznie Bóg teraz nie chce, żeby złe narody zaśmiecały świat.

- Czyżby aż na to się zanosiło? - zawołali wszyscy.

- Widzicie, dawniej i złe i dobre małżeństwa miały wiele dzieci. Toteż złe i dobre narody rozmnażały się i żyły obok siebie. Ale teraz bezbożne narody wymrą... z bezdzietności. Pozostaną tylko narody z małżeństwami, po Bożemu żyjącymi. Z nich będzie Nowy Świat. Na tym polega istota nadchodzącej epoki.

Panowie czy zbóje?

Wkrótce ożenił się Kocur z Hanką, siostrą Mrówki. Ożenili się też Mrówka, Sroczka i Piątkowski. Dobrali sobie na żony te wyjątkowe dziewczęta, które oparły się propagandzie wymierania. Po prostu małżeństwa Kocura, Mrówki, Sroczki i Piątkowskiego żyły innym życiem rodzinnym niż Kaczy Dół.

- My będziemy panami, bo nie mamy dzieci! - wołały wystrojone, ale niezdarne, bo małodzietne, gospodynie kaczo-dolskie do żon Mrówki i towarzyszy.

- Ładne pany! - odpowiadały nasze kobiety. - Toż wy zabijacie dzieci nienarodzone, więc jesteście zbójami, nie panami, a więc wasze dzieci są dziećmi zbójów, nie panów! Zbójów i niedołęgów!

- My ze swoim "dwojgiem dzieci" grzebiemy się z biedy, a wy ze swoimi gromadami dzieci doprowadzicie wieś do upadku, złodziejstwa i rozpusty! - wołała Kluskowa i jej zwolenniczki.

Ale przeliczyła się pani Kluskowa i zwolenniczki wiary w zabobon "dwojga dzieci". Bo nasi młodzi chłopi i ich żony, widząc jak im sypią się dzieci, zaczęli pracować tak zapobiegliwie jak dotychczas nikt w Polsce nie pracował. Zaczęły te cztery rodziny wspierać się tak, jak nigdy jeszcze na wsi polskiej się nie wspierano. Mężowie, żony, dzieci, dziadkowie zaczęli żyć w tych domach tak zgodnie, jak tego jeszcze nikt na wsi nie widział.

To, co Kaczy Dół tracił na wódkę, na papierosy, na targi, jarmarki, zabawy, na zbytkowne stroje, nasze cztery rodziny kładły w dzieci i w gospodarstwa. Tamci ślepli i marli od "bimbru", zarażali się od rozpusty, tracili zdrowie na hulatykach; gdy tu, w naszych czterech rodzinach rósł młody chłopski las: wyrastały dzieci, liczne dzieci Kocura, Mrówki, Sroczki, Piątkowskiego.

Gdy w Kaczym Dole rozłaziły się małżeństwa z powodu lada bzdury, tu domy krzepły.

Jeżeli chciałeś zobaczyć pola jak ogrody, gdy chciałeś sprawdzić, co potrafi światły, trzeźwy, zaradny, mądry chłop polski, wystarczyło zajrzeć do stodoły, stajni, obory, chlewa, na podwórze lub do mieszkania - Mrówki, Kocura, Sroczki, Piątkowskiego. To byli ludzie, to były zabudowania i pola jakby z innego świata przeniesione do Polski. Działo się tu to, co kiedyś powiedział Mrówka: że kto dziś chce świadomie mieć wiele dzieci i wychować je na ludzi, musi pracować tak jak nikt, musi być zaradny tak jak nikt i musi umieć współdziałać z takimiż rodzinami jak jego. Musi też wiele myśleć. I musi być pobożny jak święty.

Jak dziś się dzielą wsie i parafie?

Tymczasem w pozostałym Kaczym Dole po staremu prawie każdy wracał pijany co tydzień z targu. Po staremu co niedziela młodzież rżnęła się nożami na "tańcówkach". Po staremu dziewczęta coraz mniej... się wstydziły, coraz bardziej kuse nosiły sukienki i coraz krótszy miały rozum. Po staremu kto chciał poprawić sobie byt, to... zabijał dzieci. Po staremu, jeśli jeszcze gdzieś ktoś miał wiele dzieci, to chodziły obdarte, głodne, a kradły, paliły i piły. Po staremu gospodarstwa chyliły się ku upadkowi i mało kto co budował, a jeśli i budował, jeśli to i owo gospodarstwo kwitło, to za cenę... unikania dzieci: za cenę... wymierania wsi. Krótko mówiąc, tamte nasze cztery gospodarstwa wyrastały na zupełnie inną, nową wieś: to była owa słynna na cały świat chłopska wola. Stalowa Wola. Natomiast pozostałe gospodarstwa, to był po prostu albo stary, zacofany, albo nowy, ale wymierający i śmierdzący wódką... Kaczy Dół.

- Drodzy parafianie! - mówił z ambony którejś niedzieli nowy proboszcz. - Objechałem całą parafię, i cóż wam powiem? Oto dziś największą sztuką jest postępować po katolicku od czasu, gdy się zawrze małżeństwo. Bo tylko najbardziej pracowite, najbardziej zaradne, najbardziej myślące i dzielne małżeństwa potrafią żyć po Bożemu. Inne wolą obrażać Boga grzechami przeciw naturze, byleby... nie mieć dzieci. Dlatego ja dzielę naszą parafię, ba, całą Polskę, na staroświecki, ślamazarny, pijacki, wymierający... Kaczy Dół i na nowoczesną, żywą, wielodzietną Stalową Wolę.

- Wybierajcie! - kończył proboszcz. - A wraz z tym wybierajcie niebo lub piekło już tu, na ziemi - dla wsi i dla Polski. I niebo lub piekło - dla siebie w wieczności...