Jeszcze trwa okrutne prześladowanie w Meksyku

Przykłady ducha wzmacniające

Meksykańskie czasopisma niekatolickie, jak np. "El Universal" z dn. 24 ub.m., podają dokładne sprawozdanie, załączając przy tym fotografie, o bohaterskiej śmierci dwóch męczenników za wiarę, braci Pro, księdza z zakonu Jezuitów i brata jego Humberta, młodego inżyniera, skazanych na rozstrzelanie za wierne wykonywanie swych obowiązków religijnych, a posądzonych przewrotnie o udział w zamachu na generała Obregona, przyjaciela i następcę krwawego prezydenta Callesa.

Ciała obu męczenników zostały złożone w szpitalu wojskowym, skąd miała je zabrać rodzina. W czasie, gdy składano je tam na mary, przyszedł ojciec obu bohaterów, Miguel Pro, siedemdziesięcioletni starzec, w towarzystwie córki (matka zamordowanych umarła przed kilku laty) i kilku przyjaciół. Aparaty fotograficzne utrwaliły boleść ojca. Cierpienie wykrzywiło rysy twarzy starca, ale zapytał głosem spokojnym: "Gdzie są moi synowie? Chcę ich jeszcze raz zobaczyć". Zaprowadzono go do kostnicy. Tu ojciec zobaczył swych synów, leżących na marach; pochylił się ku pokrytym krwią czołom męczenników i złożył na nich pocałunki. Następnie wyjął chustką i podobnie, jak to niegdyś czynili chrześcijanie w czasie prześladowań rzymskich, umoczył ją ze czcią w soplach krwi, która osiadła na czole kapłana. Córka jego na widok braci nie mogła powstrzymać głośnego łkania, ale starzec spojrzał na nią poważnie i rzekł spokojnym głosem: "Moje dziecko, nie mamy żadnej podstawy do płaczu". Wyprowadził ją następnie z sali i czekał, póki nie zostały ukończone wszystkie przygotowania, związane z wydaniem mu obu ciał.

To wstrząsające sprawozdanie, które, jak to już zaznaczaliśmy, pochodzi od niekatolickich czasopism, nie wymaga żadnych dodatkowych komentarzy. Setki męczenników złożyły już w Meksyku swe życie za wiarę. Na zawsze w historii Kościoła, tak i teraz krew tych wyznawców Chrystusa przyczyni się do zwycięstwa Wiary św[iętej] w tym biednym, tak bardzo doświadczonym kraju.


Dnia 21 sierpnia [1927] r. oddział żołnierzy, posłany przez Callesa do Momax, zawładnął kościołem. Jeden młody katolik miał jeszcze właśnie tyle czasu, aby zawiadomić o tym proboszcza. Ten pospieszył do kościoła celem ratowania Przenajświętszego Sakramentu i potem się ukrył w bliskim polu kukurydzy. Żołnierze zabrali kilku katolików, między innymi ojca owego młodego katolika Don Manuela Camposa i jego brata i pewnego Benjamina Diaza, zaprowadzili ich na cmentarz i tam zastrzelili. Gdy wszyscy poklękali, pierwszy z nich modli się głośno: "Przebaczam moim mordercom, jak Boski nasz Zbawiciel, umierając, przebaczył swoim oprawcom. Niech żyje Chrystus Król i Najśw. Maria Panna z Guadelupe!" Potem upadli wszyscy trzej, kulami przeszyci, na ziemię. Don Manuel Campos był to człowiek wielce poważany dla swej pobożności i nieprzekupionej uczciwości, co jednak wedle oceny prezydenta Callesa stanowiło jego największą zbrodnię. Benjamin Diaz został rozstrzelany jedynie dlatego, że przedtem był zwolennikiem Callesa, ale zrażony okrucieństwami tyrana, wyrzekł się jego, i szczerym się stał katolikiem. Monseigneur Miguel de la Mora, Biskup z San Luis Potosi, pisał do młodego Camposa: "Może Pan już wie o tej strasznej nowinie, a ja spełniając przyjacielską powinność wyrażam Panu swoje szczere współczucie - ale raczej wypadałoby Panu powinszować, bo pański Ojciec umarł jak prawdziwy męczennik. Modlę się wiele za niego. Mam jednak to mocne przekonanie, że on już nie potrzebuje mojej modlitwy; przeto modlę się, by Pan Bóg pocieszył Pana tą myślą, że posiada Pan w żyłach swoich krew Świętego i Męczennika".


Do Colima szedł jeden oddział zwolenników Callesa pod wodzą "generała" Talamatesa - każdy bowiem wódz zgrai zbójów przybiera tytuł generała! - schwytano 5 kobiet pod zarzutem, jakoby rozdawały katolickie pisma ulotne; po haniebnym nadużyciu powiesili je na bliskich drzewach.

W Lisisio oddział Callesa schwytał 18-letniego chłopca. Oficer oświadcza mu:

- Teraz pójdziesz z żołnierzami po mieście i będziesz wolał: "Precz z Chrystusem!".

Z oburzeniem odrzuca chłopak tę propozycję.

- Jestem katolikiem! - mówi chłopiec. - Nic podobnego nie uczynię.

- A więc jesteś rewolucjonistą! - woła oficer.

- Nie jestem rewolucjonistą, nigdy nie miałem z rewolucjonistami nic wspólnego, ale jestem katolikiem i nigdy nie wyprę się Chrystusa i za nic w świecie nie umiałbym bluźnić przeciwko Panu memu. Wtedy związali mu ręce, wrzucili do wozu i powlekli go przed dom rodzicielski bijąc po drodze tak, że całe ciało krwią było zalane.

Na progu stanęła matka, a kiedy siepacze sądzili, że pod wpływem matki chłopak przecież ulegnie, usłyszeli słowa matki, skierowane do syna: - Pamiętaj, że jesteś katolikiem!

Kiedy oficer zwrócił się do chłopca ze słowami:

- Po raz ostatni cię wzywam, wznieś okrzyk na cześć Callesa, a precz z Chrystusem! -

Zawołał chłopiec głosem donośnym: - Wielbię i błogosławię Zbawiciela! Precz z tymi, co przeciwko Kościołowi walczą, co naszych księży w więzieniach katują. Chrystus Pan jest nieśmiertelny.

Oficer dał znak.

U stóp matki legło skrwawione ciało syna.


Nauczycielka Juliana Oleazar kupiła kilkadziesiąt krzyżyków, by rozdać je swoim uczennicom w dniu nabożeństwa.

Każde dziecko otrzymało nazajutrz , mały krzyżyk. Każdemu dziecku z osobna powiesiła krzyżyk na szyi; i w te odezwała się słowa: - Nigdy nie rozstawajcie się z tym talizmanem,

moje kochane dzieci!

A potem wyjęła ukryty krucyfiks, powiesiła go na ścianie i rzekła: - Teraz pomódlmy się. do Pana naszego. Módlmy się za naszego biskupa, aby uwolnił się z rąk oprawców.

Rozległa się, modlitwa zmieszana z szlochaniem dzieci gdy nagle... rozległ się przeraźliwy krzyk: kolby żołnierski uderzyły z całą siłą w drzwi, które wywalono.

Dzieci zbladły ze strachu; tulą się wszystkie przelęknione do nauczycielki swojej, szlochając rzewnie. Dwunastu żołnierzy z oficerem na czele wpada da sali szkolnej. Kolbami odrzucają nauczycielkę od niewinnych maleństw, tulących się do niej, a następnie z wściekłością rzucają się na dzieciaki, zrywają im krzyżyki i w bestialskiej nienawiści rzucają na ziemię. Oficer zrywa krucyfiks ze ściany i rzuca go brutalnie między inne krzyżyki.

Każe dzieciom tańczyć na krzyżach, deptać je.

Dzieci wzbraniają się. Wtedy żołnierze chcą rzucić się na krzyże, by je podeptać.

Ale w tej chwili wyrywa się nauczycielka z rąk oprawców, rzuca się na ziemię, rękoma rozpaczliwie broniąc świętych relikwii przed zbezczeszczeniem i woła:

- Depczcie po mnie, katujcie, ale nigdy nie próbujcie hańbić mego Pana i Króla na krzyżu!...

W tej chwili oficer skierowuje lufę w jej skroń - pada strzał w kilka chwil później leży nieżywa Juliana Oleazar w kałuży męczeńskiej krwi. Trupie race jeszcze kurczowo zaciskają krzyżyk.


Przebywający od dwunastu miesięcy na wygnaniu arcybiskup z Guadalajara, ks. Francisko Orozko y Jimenez, przeciwko któremu Calles wysłał ekspedycję z dziesięciu tysięcy ludzi i na którego głowę nałożył wysoką nagrodę, wydał list pasterski ku pokrzepieniu serc swych wiernych. Siwowłosy arcybiskup zwraca się przeciwko prześladowaniom i oszczerstwom rządu meksykańskiego, który jego, starca, z powodu rzekomych nawoływań do powstania, polecił dostarczyć żywym lub martwym. "Zaprzeczam - pisze dostojny kapłan - tym oszczerczym, zwróconym przeciwko mnie, oskarżeniom, że podjudzałem do powstańczych ruchów. Nigdy nikt nie będzie mógł dostarczyć dowodu na poparcie podobnego twierdzenia. Puszczone w obieg pogłoski mogą być z łatwością obalone przez tysiące obywateli, którzy byli naocznymi świadkami wprost przeciwnej mojej działalności".

List zawiera dalej dokładne wiadomości o męczeńskiej śmierci siedmiu kapłanów. Ci w liczbie siedmiu - nie ci sami o których wspominał lutowy "Rycerz", lecz inni - ciąg dalszy okrucieństwa! - to: Genaro Sanchez, który został powieszony i przebity, Roman Adame, proboszcz z Nochistlan, za którego okoliczna ludność złożyła okup w sumie 6.000 pezos i który z tego powodu został okrutnie zamęczony w Yakualica, Sabas Reys, bohaterski wykonawca swych obowiązków, zamordowany z nerońskim okrucieństwem w Tototlan, F. Robies, proboszcz z Tecolotlan, także w okropnych warunkach umęczony, kochany powszechnie i ceniony proboszcz z Totatiche, Cristobal Magallanes, który rozstrzelany został w Colotlan, razem z nowo-wyświęconym księdzem Augustynem Calosa, wreszcie pokorny Jose Izabel Flores, który więcej niż 40 lat służył parafii w Matatlan, gdzie teraz został powieszony, zniósłszy przedtem z największą bohaterską odwagą najstraszliwsze męczarnie.


Episkopat szwajcarski zwrócił się niedawno do Ligi Narodów z prośbą o interwencję w Meksyku, w którym nie przestają srożyć się krwawe okrucieństwa. Jak dotąd rezultat tego wystąpienia jest taki, że... sekretariat Ligi przesłał biskupom uprzejme potwierdzenie odbioru ich podania.

Nie łudźmy się! Zakusom rozpętanego piekła jedna tylko moc przeciwstawić się zdolna: potężna moc ducha na łasce Bożej wsparta!


Na przekór wszelkim prześladowaniom życie religijne społeczeństwa meksykańskiego potężnieje i pogłębia się nieomal z każdym dniem. Podczas ostatniego święta narodowego do cudownego obrazu Matki Bożej w Guadelupie przybył tłum wiernych, liczący dużo ponad

sto tysięcy osób. Wśród pielgrzymów znajdowało się wielu Indian. Po raz drugi w ciągu czterystu lat nieprzejrzane rzesze czcicieli Maryi odprawiły nabożeństwo bez udziału księży, którzy muszą ukrywać się przed siepaczami Callesa.


Bądź pozdrowiona Matko Boga i Matko nasza, Niebo, w którem Bóg przebywa, Tronie, na którym Bóg wszystkie swe łaski rozdziela; módl się ustawicznie za nami do Jezusa, abyśmy za Twą przyczyną otrzymali w dzień sądu przebaczenie, a w wieczności chwałę błogosławionych.

Św. Jan Chryzostom