Herold pokoju

(św. Franciszek w namiocie sułtana[1])

Sułtan: Kim jesteś?

Franciszek: Jestem posłem.

Sułtan: Kto cię wysłał?

Franciszek: Wysłał mnie Pan nad pany.

Sułtan: Dziwny pan to, że heroldowi swemu nie dał szaty, która by blask głosiła jego mocy.

Franciszek: Moc mego Pana zbyt wielka, by szata złotem ją podnieść lub poniżyć mogła. On rządzi nad królami. Jego wola ich wolę, jako konia cuglem więzi.

Sułtan: Czyżby i moją wolę?

Franciszek: Także waszą, bo żaden Mu majestat nie dorówna.

Urzędnik: Śmieszny to głupiec jest. Czas jest z nim skończyć.

Sułtan: Zostaw go. Daj mi się pobawić jeszcze. Kimże twój pan więc?

Franciszek: Bóg wielki mym Panem.

Sułtan: O Bogu, widzę, mówisz chrześcijańskim.

Franciszek: Mój Bóg jest chrześcijański i pogański. I nie ma Pana ponad mego Boga.

Sułtan: My mamy swego Boga.

Franciszek: Jeden tylko Bóg, a nim jest mój Pan. Jam jego herold. On wysłał mnie, bym Jego prawa głosił.

Sułtan: Jakież są prawa twego Pana, powiedz? Skoroś heroldem jest, pełnij swą służbę.

Franciszek: Dwa prawa są, jak dwie kolumny złote, A wszystkie inne są tylko ozdobą.

Sułtan: Jakież to prawa?

Franciszek: Kochać Go nad wszystko, nad złoto, władzę, życie, ponad sławę, nad dzieci, ojca, matkę, żonę...

Sułtan: Pierwsze więc prawo jest mi znane. Jakie drugie?

Franciszek: Drugie - wysokie prawo - kochać bliźnich, jak własne ciało i zbawienie duszy.

Sułtan: Czyli miłować chrześcijan pan wam każe...

Franciszek: Nieprawda, panie, nie lżyjcie tym słowem Mojego Pana. Nie bluźnijcie Bogu. On każe kochać chrześcijan, mahometan,
Biednych murzynów, podłych niewolników,
Bo nie ma podłych, niskich w jego oczach,
I gdzie głos ludzki brzmi - stoi syn Jego.
I każe nam nie patrzeć, czy to żebrak,
Czy król jest, zdrowy czy też trędowaty,
Ale miłować ludzi co dzień więcej.
I każe Pan mój rozdać się jak chleby,
Rozlać jak woda, rozsypać jak słońce,
Nie wybierając mądrych, ani głupich,
Chorych, ni zdrowych, chrześcijan, ani pogan,
Bo nie zna Pan mój granic - On zna synów.
I obojętny jest mu kolor skóry,
Słowo, obyczaj - On zna tylko synów...

Sułtan: Dlaczego więc - odpowiedz na to - skoro Pan tak nakazał wam, mieczem walczycie?
Dlaczego wojny miłe są wam, czemu
Kochacie plądrowanie i rabunek?

Franciszek: Bo myśmy dzieci Pana nieposłuszne -
On rzekł nam, dzieciom nieposłusznym, prawdę,
Lecz my bawimy się mieczami, ogniem,
I kaleczymy się i zabijamy.
I wy jesteście dziećmi. Nieposłuszni
Panu, co woła w sercu i w sumieniu
Przeczycie prawdzie i mieczami, ogniem
Bawicie się kalecząc i mordując.
I Pan to widzi i kazał mi mówić
Słowa Swej prawdy dzieciom nierozumnym.
I ja powtarzam Jego święte słowa.
Gdy zamykają uszy swe i serca,
Ja krzyczę, chcąc otworzyć uszy, serca,
Bo my jesteśmy dziećmi, jak wy, panie.

Urzędnik: Dosyć, szaleńcze niepohamowany.
Jak śmiesz ubliżać, podły psie, wielkości?

Franciszek: Ja nie ubliżam wam, ja was wychwalam,
Bo czyż jest większa chwała, niż być synem
Pana wielkiego, Króla wszystkich królów?
O, panie, jakże możecie nie pojąć
Tej chwały ponad chwałę, wobec której
Trony są prochem, korony są śmieciem.
Czyż większa chwała może wam być dana?

Sułtan: Czemu nie głosisz tych nauk wśród swoich?
Lecz z nimi idziesz do nas nieproszony?

Franciszek: Panie, ogłaszam tę prawdę. Me życie
Jest tylko krzykiem i ciągłym głoszeniem
Tej prawdy, złotej prawdy - prawdy Pana.

Sułtan: I nie słuchają cię?

Franciszek: Panie jak dzieci
Są nierozumne, dzieci nieposłuszne.

Sułtan: Nie dla nas jest twa wiara. Mamy swoją...

Franciszek (klękając): Panie, nie odrzucajcie słów zbawienia!
Przyjmijcie prawdę i prawo miłości,
By się rodzina Pańska pogodziła.
Bądźcie heroldem Pana, by godzina
Wybiła pojednania i czas nastał,
Gdy brat przy bracie stanie - dłonie w dłoniach
Panie, zaklinam was na Krew najświętszą,
Która przelana została za wszystkich,
Niechaj już dzieci nierozumne mieczem
Nie bawią się i ogniem.
Niechaj krew się
Na dłoni bratobójczej nie rozlewa.
Niech się nie ścielą bojowiska trupem,
Niechaj nie plączą matki, niechaj dzieci
Nie giną głodem, gdy ojciec zaginął...
Panie, nie przychodziłem tutaj z mieczem,
Lecz miecz mam, bo są mieczem moje słowa.
Pozwólcie, niechaj piersi wam rozkroję,
By serce w piersi waszej ze snu wzbudzić.
Panie, ojczyzna moja jest daleko.
Lecz opuściłem ją, by głosić Boga.
Słuchajcie głosu Pana w moim glosie.
Panie, nawróćcie się na dobrą drogę.
By stała się rodzina jedna w Panu.
Bóg mi nakazał do was iść - przyszedłem
I wołam was, ja, nędzny herold Pana.

Sułtan: Powstań, idź swoją drogą.

Franciszek: Wielki Panie,
Nie zatwardzajcie serca, gdy, Bóg woła...

Sułtan: Idź swoją drogą. Nie przemienię ludzi,
Chociażbym chciał...
Szczęśliwy, nie znasz życia.
I siebie nie przemienię, choćbym zechciał...

Franciszek: Panie, nie odwracajcie się.

Sułtan: Idź sobie...

Franciszek: Jestem heroldem Pana. On mi kazał
Iść tutaj, abym prawdę wam ogłosił.

Sułtan: Idź swoją drogą. Skończyłem rozmowę.

Franciszek: Nigdy się modlić za was nie przestanę!

Urzędnik: Czy nie słyszałeś, że masz iść swą drogą?
Nie bądź natrętny. Nuże! Pan rozkazał!

Franciszek: O, Panie, wzywam was w imieniu Boga!

[1] Wyjątek z misterium Wojciecha Bąka pt. "Święty Franciszek". Łódź - Wrocław, 1948. Wyd. Władysława Bąka.