"Sytuacja, w jakiej znalazł się świat, zmusza nas niejako do zajęcia wspólnej obronnej pozycji, bowiem, tak jak ja to widzę, nie różnica naszych przekonań religijnych stanowi o walce, lecz ścieranie się wiary z niewiarą. W grę wchodzi nie wasza ani moja własna wiara, ale wszystkie wiary.
Na szerokich obszarach ziemi naszej stają przeciw sobie religia i bezbożność. Atakom podlega wiara każdego z nas. W obliczu takiego niebezpieczeństwa trzeba, byśmy wszyscy, nie bacząc na ramy naszych przekonań religijnych, wyciągnęli do siebie ręce i do wspólnej stanęli akcji.
Nie ma dla nas nic bardziej doniosłego ponad doprowadzenie do odrodzenia ducha religijnego w Ameryce, odnowienia pobożności tak dalece, by przepoiła ona na wskroś domy nasze i serca całego narodu bez różnicy wiary, by umocniła wszystkich w wierze w Boga, poddając ich Jego woli ku ich własnemu dobru i dobru całego świata. Wątpię, czy znajdzie się taki problem społeczny, polityczny lub gospodarczy, któryby mógł ostać się w żarze takiego duchowego odrodzenia".
Tak mówił prezydent Roosevelt do społeczeństwa amerykańskiego w krótkim, lecz bardzo rzeczowem orędziu radiowym, wygłoszonym w dniu 23 lutego r. [1936] z okazji "dnia braterstwa".
* * *
Hasło rzucone przez prezydenta Stanów Zjednoczonych znalazło echo m.in. również w prasie katolickiej i to nie tylko w Ameryce, ale także i w Anglii. Poczytny tygodnik londyński "Catholic Times" wystąpił niedawno z dużym tej sprawie poświęconym artykułem. Ciekawe spostrzeżenia londyńskiego pisma podajemy w skróceniu:
"Mając przed oczyma przykłady Meksyku, Hiszpanii, Niemiec i Rosji - pisze ksiądz Grimley - katolicy nie mogą nie popierać słów prez. Roosevelta. Niewątpliwie, wiara każdego z nas narażona jest na ataki, dzieje się to jednak nie od dziś.
Początkiem walki z religią nie był ani przewrót bolszewicki w Rosji, ani anarchia meksykańska, ani znagła objawiona wroga działalność przeciwka duchowieństwu w Hiszpanii, a tym mniej nacjonalistyczne nowoczesne pogaństwo niemieckie.
Jeżeli dziś w Portgalii zgromadzenie narodowe prawie jednogłośnie przyjmuje projekt ministra oświaty o obowiązku zawieszenia krzyży w salach szkolnych, to nie można zapominać, że Kościół wcześniej tam był prześladowany, niż w Hiszpanii.
We Francji pół wieku temu kapłan katolicki nie mógł niemal ukazać się na ulicy. Osławiony Cornbes, wróg Kościoła, w nieco łagodniejszej może formie - prowadził tę samą politykę, jaką dziś stosują czerwoni władcy Meksyku. Obecnie katolicyzm we Francji wzrasta i potężnieje. Mimo wszystko, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że pozycja Kościoła w tym kraju daleką jest nawet od stanu zadawalniającego.
Bez wątpienia, ataki na wiarę istniały i dawniej. Kiedy jednak przedtem były one faktami naogół odosobnionymi i miejscowymi, to w ostatnich latach stały się one wyrazem akcji planowej i zorganizowanej, z jednej strony w formie międzynarodowego ruchu bezbożniczego, z drugiej w postaci narodowego neopogaństwa.
W porównaniu z miliardowymi rzeszami ludzi wierzących wszelkich wyznań, zastęp tych głosicieli niewiary szczupłą jest stosunkowo garstką. Na pomoc jej jednak staje dziwna bierność i ospałość społeczeństwa wierzących. Prześladowcy religii w Rosji - jako socjaliści, "ludzie idei, nieodzowny "czynnik pokoju" - wciąż znajdują dość łaski w oczach bogobojnych Brytyjczyków. Jeszcze bardziej pobłażliwie traktuje się ideę państwa zamiast Boga, którą szerzą neopoganie niemieccy. To samo daje się zaobserwować i w innych krajach. Nawet bardzo katolicka Polska schlebia i szacunkiem otacza największych obrońców nowego państwa niemieckiego.
Przeciw zorganizowanemu na całym świecie atakowi, wrogiemu nie tylko poszczególnym religjom, lecz nawet Bogu, nie ma, niestety, planowego przeciwdziałania społeczeństwa".
Ten stan trzeba koniecznie usunąć i dlatego "Catholic Times", który od dawna - podobnie, jak protestancki "Church Times" - stoi na gruncie doprowadzenia do jedności wyznań chrześcijańskich z katolicyzmem, wita odezwę prezydenta Roosevelta nader sympatycznie. Tygodnik ponadto wierzy, że przy dobrej woli utworzenie wspólnego frontu przeciw niewierze jest najzupełniej możliwe. Praktycznie akt takiego zjednoczenia odbywa się w Rosji i Niemczech pod naciskiem prześladowań.
Jednak, kończy swe wywody "Catholic Times", prawdziwe działanie przeciw bezbożnictwu budujemy również na innych czynnikach. "Szkoła bez Boga jest właściwym wrogiem religii, a za to odpowiedzialne są zarówno rządy, jak i politycy. Szkody, jakie wywołano przez hasło «szkoły bez dogmatu», są nieobliczalne. Katolicy ostrzegali, że polityka ta będzie szkodliwą, więc dziś, gdy ostrzeżenia ich okazały się słusznymi, z tym większą energią walczyć muszą o utrzymanie własnych szkół".