Wrażenia z pielgrzymki do Częstochowy.
Rozkołysały się dzwony radosnym wołaniem:
- Pójdźcie do Maryi, pójdźcie o dziatki, pójdźcie do kochającej was Matki!...
I biegło to wołanie daleko hen - wciskało się pod strzechy słomiane razem z promieniami wschodzącego dnia... Budził się dzień, dzień słoneczny, pełen radości i szczęścia... We wsi czuć było jakiś ruch przytłumiony, jakiś dziwny, niezwykły... Czasem słychać było wołania, ale niezwykłe, nie te codzienne:
- Matusia! módlcie się ta i za mnie przed Cudowną Panienką.
- Ojciec! - a pamiętaj, że Jagusia chora, że trzeba caluśkie serce i wszelkie trudności Maryi z ufnością oddać. Pamiętaj!
Wołanie to czasem przeplatał cichy płacz dzieci, które matka opuszczała na parę dni, lub łkanie starej matki, lub ojca staruszka, który, gdy patrzy na dzieci swe ożywione, rozpalone gorączką szczęścia... czuje, jak żal ściska mu serce na wiek, co przykuwa go do rodzinnej wioski wtedy, gdy inni do stóp Maryi spieszą.
Przez ulice wioski snują się kobiety z tobołkami, koszyczkami, mężczyźni z podróżnymi torbami i zawiniątkami. Idą wszyscy w stronę kościoła; każdego ktoś żegna, każdemu ktoś ze stojących we wrotach ma coś do powiedzenia... "A idźta, idźta! - niech was Bóg prowadzi!" - co chwila daje się słyszeć.
Granicami, przez ścierniska i ugory, widać spieszących ludzi. To wszystko pątnicy; z okolicznych wiosek spieszą do parafialnego kościoła, by wysłuchać Mszy św. i odebrawszy błogosławieństwo, pójść do Maryi, do Tej, która nikogo nie odrzuca, ale tak serdecznie do łona przyciska i goi wszelkie rany...
Mały kościołek wiejski nie może wszystkich pomieścić: przed głównymi drzwiami, przytuleni do murów stoją ci, którzy przyszli najpóźniej.
Kończy się właśnie Msza św. Za chwilek parę ksiądz Proboszcz przemawia do swoich parafian. Gorące słowa płyną z jego piersi, któi,e tylko Boga i matkę Jego nauczyły się kochać płomiennym sercem. Uniesienie i radość maluje się na jego obliczu - uczucie miłości, miłości świętej, wypełnia całą duszą jego".
- Do Matki! o dzieci, idziemy do Matki, co Syna swego ofiarowała dla nas, do Matki, co o nas myśli ustawicznie i oręduje u Boga. Ona już teraz cieszy się, że do Niej idziecie, że Jej serca otworzycie, że bóle i troski Jej u stóp złożycie. Cieszy się że ujrzy swe dzieci, które może o głodzie do Niej idą... O, nie zawiodą się ci, którzy Jej zaufają! Któż z was jest bez troski? Komu serce tylko radość przepełnia?... Nikt pewnie nie powie, że całkiem szczęśliwy jest... O! - nie płaczcie dzieci, macie Matkę, która boleść zna wszelką i ukoić ją potrafi. Pójdźmy więc wszyscy do Niej. Przed Jej słodkim Majestatem upadniemy, by prosić o szczęście dla siebie, dla tych, co w domach zostali, dla całej parafii, dla ziemi, co nas karmi... Pójdźmy do Maryi, powiedzmy Jej, że biedni jesteśmy, serca Jej oddamy, niech weźmie je, i panuje nad nimi... Gdy Matka Boża czuwać będzie, cóż złego stać się nam może? - Niemnie się nie stanie tym, co Niepokalaną kochają i wiernie Jej służą! Pójdziemy więc do Niej z sercami przepojonymi miłością...
Kościołem całym wstrząsał płacz i ciche szepty:
- O Boże!... O Maryjo! o Panienko słodziuchna!...
Zdawało mi się, że dusza moja rozpływa się i razem z tym płaczem i cichą modlitwą unosi się gdzieś w przestworza... Dziwna rzewność zalewała mi serce, gdym patrzał na te pochylone głowy, zapłakane oczy... Ci ludzie nie zważając na trudy, jakie ich czekały: z małą ilością pieniędzy, opuściwszy dom i dobytek, szli do Maryi... Jakaś dziwna moc biła z tych uznojonych twarzy. Wciskały mi się do serca myśli: ta dzieci Maryi... oni do Matki tak spieszą! Ona za trud im uściskiem odpłaci...
Ksiądz Proboszcz udzielił wszystkim błogosławieństwa. Zakotłowało w kościółku, ruszono z krzyżem i małymi chorągwiami ku wyjściu. Uderzyły znów wszystkie dzwony, poniosły echa wiadomość na pola, na lasy, że dzieci do Matki idą... Popłynęła pieśń "Serdeczna Matko..." uderzyło w niebo "Opiekunko ludzi..." powtarzały usta z jakąś wiarą, w którą wczuć się trzeba, by ją pojąć.
I przybyli do Matki...
Noc była cicha, gwiaździsta, księżyc świecił jasno... - rozlewał swe blaski na mury klasztorne, na ludzi, co przytuleni do ścian spali na gołej ziemi. Przed oświetlonym obrazem na szczycie stała grupka ludzi i śpiewała... O uszy moje odbijały się słowa: "czysta lilia" - "Maryja" itp. W sercu mym panował spokój, ukojenie ducha. Dobrze mi tu było u stóp klasztoru... Dobrze, bo czułem, że Matka czuwa nademną, nad wszystkimi, co do Niej przybiegli.
Żal było odchodzić; co chwilę głowy zwracały się na Jasną Górę, ale w duszy radość panowała: u Matki byliśmy - Ona nas już nie opuści, bośmy oddali Jej serca...
Stary Kruk
P.S. Jestem Rycerzem i pilnie czytam "Rycerza"; pragnąłbym, by te kilka słów było zamieszczone w naszym drogim pisemku.
Tam gdzie wymawiał lud imię Maryi, pisałem tak jak się słyszy: "Maryja".
(Podpis nieczytelny)
Panno Przenajświętsza: czyż zostawszy tak dalece jakby ubóstwioną żeś aż na Królową Nieba wyniesiona, czy tani przebywając nie zapomniałaś o naszej nędzy ludzkiej? Uchowaj Boże, nie zapomniałaś o nas wcale; nie przystało bowiem, i nie podobieństwem jest, aby takie jak Twoje miłosierdzie, zapomnieć mogło o takiej jak nasza nędzy.
Św. Piotr Damiani
O ile światło słońca przewyższa blask księżyca, o tyle litość Maryi nad nami przebywającej w niebie, przewysza te jaką miała za pobytu swego na ziemi.
Św. Alfons Liguori