Chrześcijański ruch zawodowy

Jest rzeczą zrozumiałą, że w stosunkach między pracodawcą i pracobiorcami robotnicy - jako ludzie uzależnieni - muszą reprezentować jakąś siłę, jeśli dla swoich żądań mają uzyskać posłuch u strony przeciwnej. Inaczej się rozmawia z każdym robotnikiem oddzielnie, inaczej zaś z organizacją, skupiającą tych robotników tysiące. Jasne jest tedy dla każdego, że tworzone wśród robotników związki zawodowe są w życiu społeczno-gospodarczym koniecznością, uzasadnioną nadto moralnym prawem swobody zrzeszania się ludzi jednego zawodu.

Związki zawodowe są więc najnaturalniejszym sposobem, którym warstwy robotnicze uzyskują poprawę warunków pracy i płacy i dlatego też nie można przeciw ich istnieniu podnosić żadnych zarzutów. Dopiero jeśli te związki stają się narzędziem walk politycznych, jeśli swój pierwszy cel: społeczno-gospodarczy odsuwają na plan dalszy, a przede wszystkim służą interesom partyjnym, sprzeciwiają się swemu istotnemu powołaniu i wtedy ich działalność często nie tylko nie służy dobru klas pracujących, ale osiąganie tego dobra utrudnia i opóźnia.

Kościół katolicki w swojej głębokiej trosce o zachowanie sprawiedliwości społecznej pochwala i zaleca tworzenie związków zawodowych, dając w encykli[213]kach papieskich wskazania, jakie są ich ramy działalności i jaka jej treść. Nawiasem dodajmy, że socjalizm powołujący się na wielką rewolucję francuską jako na bliskie sobie ideowo zjawisko, zdaje się zapominać, że ta właśnie rewolucja ("wolność, równość, braterstwo") ma wśród swoich "osiągnięć" takie, które wprost zwraca się przeciw robotnikowi. Mianowicie ustawą z roku 1791 pozbawiła ludzi pracy prawa zrzeszania się w związki, które by miały na celu obronę interesów zawodowych. W ten sposób zapoczątkowano erę kapitalizmu, nieskrępowanego niczym w egoistycznej dążności bogacenia się kosztem ludzi pracy. Dziś czerwone związki zawodowe nie ukrywają, że ich cele nie ograniczają się tylko do dziedziny społeczno-gospodarczej, ale mają również na oku względy polityczne, nie mówiąc już o tym, że komuniści cele te - rewolucję - stawiają na pierwszym planie.

Ruch chrześcijańsko-społeczny od początku swego istnienia zrozumiał i docenił potrzebę istnienia związków zawodowych.

W ciągu wieku XIX katolicy wydatnie pracują nad poprawą doli robotników, a po ukazaniu się Encykliki Leona XIII "Rerum novarum" powstają liczne chrześcijańskie związki zawodowe rozwijające owocnie swoją działalność w wielu krajach europejskich (specjalnie w Niemczech) z wielką korzyścią dla pracujących mas.

Pius X w specjalnej encyklice określił zasady, na których zawodowe organizacje robotnicze powinny oprzeć swoją działalność (Enc. "Singulari quadam" z 1912 roku). Powiada tam Ojciec Św[ięty], że stowarzyszenia zawodowe należy uznać za najbardziej godne uznania, wobec tego zaś, że kwestia społeczna jest przede wszystkim zagadnieniem moralnym, muszą się i te stowarzyszenia opierać na silnym fundamencie religijnym, jeśli mają skutecznie służyć dobru robotników. Jeśli się ta zasada wyznaniowości związków zawodowych nie zawsze da zastosować w praktyce, zezwala Ojciec Św[ięty] należeć do takich stowarzyszeń areligijnych, których działalność w rzeczywistości nie przekreśla zasad nauki Kościoła, ale jednocześnie zaleca wielką czujność w przestrzeganiu, aby członkowie-katolicy żadnej szkody nie ponosili na swoim religijnym poglądzie na świat. "Byłoby jednak - pisze - wielkiej nagany godne, gdyby ktoś zwalczał czysto katolickie stowarzyszenia (sc. zawodowe), bo te stowarzyszenia na wszelki sposób popierać i rozszerzać należy".

Ciekawi nas zapewne najwięcej, jak w Polsce rozwijały się chrześcijańskie związki zawodowe. Powstawać zaczęły we wszystkich trzech zaborach po roku 1900 i to właśnie ich powstawanie może służyć za dowód, jak niesłuszne i kłamliwe są oskarżenia socjalistów, że Kościół idzie ręka w rękę z wielkim kapitałem. Założycielami chrześcijańskich stowarzyszeń robotniczych w ogromnej większości byli księża katoliccy, że wymienimy niektóre tylko nazwiska, jak ks. Marceli Godlewski w Warszawie, ks. Albrecht w Łodzi, ks. Jakowski w Częstochowie, ks. Mankiewicz we Włocławku, ks. Samorek w Lublinie, ks. Stychel i ks. Adamski w Wielkopolsce, ks. Badeni i ks. Łabaj w Krakowie. Oczywiście jest to tylko niewielka część tych, którzy ruch robotniczy w Polsce powołali do życia i z poświęceniem i oddaniem prowadzili. Wymieniliśmy ich tylko dla przykładu, nie chcąc przez to obniżyć zasług innych księży i ludzi świeckich, którzy w chrześcijańskim ruchu robotniczym w początkach jego istnienia i potem mają swoje zasługi.

Najlepiej akcja ta rozwijała się w Wielkopolsce, dzięki wydatnej pomocy wyższych władz kościelnych, które szły jak najbardziej na rękę działalności, podnoszącej robotnika moralnie i społecznie. Wymienić tu wypada ks. arcybiskupa Stablewskiego specjalnie związanego z początkami ruchu robotniczego w Wielkopolsce.

[214]Działalność stowarzyszeń chrześcijańskich robotników miała na celu zwalczanie haseł i teorii niezgodnych z duchem chrześcijańskim i narodowym, zachowanie sprawiedliwości i miłości między pracującym i pracodawcą, szerzenie oświaty w duchu chrześcijańskim i polskim, popieranie przemysłu i handlu swojskiego itp.

Działalność ta przejawia się w podnoszeniu uświadomienia społecznego, w ożywionym życiu kulturalno-oświatowym, w instytucjach samopomocowych jak kasy pożyczkowe, pośrednictwo pracy, pomoc lekarska, kasy oszczędnościowe, spółki wytwórcze itd. W krótkim, bo zaledwie trzyletnim (1905-1908), okresie zdołano skupić na terenie Królestwa Polskiego ok. 25 tys. członków, w Wielkopolsce - ok. 32 tys., na Śląsku - ok. 53 tys. Oczywiście warunki pracy pod zaborami były ciężkie, cyfry wymienione są niezbyt duże w porównaniu z ogólną liczbą robotników, ale tym niemniej działalność chrześcijańskich stowarzyszeń robotniczych okazała się pożyteczna i owocna. Lata wojenne wstrzymały dalszy rozwój ruchu, przyplątały się później różne momenty polityczne, nastąpiły rozproszkowania, rywalizacje itd.

Dziś stwierdzić można, że istnieje nadmierna swoboda w tworzeniu związku, wystarczy bowiem trzech obywateli, zatrudnionych pracą najemną, aby móc założyć związek zawodowy. Ta nadmierna swoboda sprowadziła opłakane skutki: wskutek rozbicia związków zawodowych osłabła prężność ruchu robotniczego. Zbyt liczne związki nie mają siły organizacyjnej ani idei przewodniej w działaniu.

"Rocznik związków zawodowych" z roku 1934 podaje, że w roku 1933 było u nas 277 organizacji zawodowych. To skutek wprowadzenia czynnika politycznego: każda partia i grupa polityczna chce mieć swój odpowiednik na terenie pracowniczym, zakłada swoje związki zawodowe, a zbyt często one służą celom politycznym swojego ugrupowania, niż rzetelnie pojętemu dobru klasy pracujących najemnie. Stąd też i zniechęcenie do tych związków, bo wielu widzi ich niezdolność do ochrony świata pracy, nie widzi uprawnień do reprezentowania interesów robotniczych.

Cyfry znowu nas tu pouczą: na ogólną liczbę miliona stu tys. robotników przemysłowych jest u nas zorganizowanych 280 tys. Robotników rolnych ogółem jest 600 tys., zorganizowanych - 85 tys. Chałupników ogółem jest 300 tys., zorganizowanych ok. 4 tys. Funkcjonariuszy państwowych - 600 tys., w związkach - 300 tys. Z liczb tych wynika, że związki zawodowe skupiają około 30 proc. ludności pracującej najemnie, a 70 proc. znajduje się poza nimi.

Dla katolicyzmu społecznego otwierają się wielkie możliwości. Te masy bezwolne, podlegle wszelkiego rodzaju agitacji, czekają na zorganizowanie, na ujęcie ich w ramy związków, na wprzęgnięcie do twórczej pracy dla swego zawodu i całego społeczeństwa.

Istnieją związki stojące na gruncie narodowym i chrześcijańskim, przeciwstawiając się ruchowi socjalistycznemu i wpływom komunizmu w warstwie robotniczej. Należy tu wymienić: Zjednoczenie Zawodowe Polskie, obejmujące wpływami dzielnice zachodnie. (150 tys. człon.) Chrześcijańskie Zjednoczenie Zawodowe 65 tys. Zjednoczenie Zawodowe "Praca Polska" (10 tys.)

Jak z liczb tych widać, członkowie tych związków stanowią niedużą stosunkowo część ogółu pracujących najemnie i mniejszą, niż związki lewicowe. Szczere przejęcie się wskazaniami Kościoła w tej dziedzinie mogłoby ten stan rzeczy radykalnie zmienić, oprzeć przyszłość warstwy pracowniczej w Polsce na trwałych, mocnych, chrześcijańskich podstawach.