Chrystus powojenny

Smutne nastały czasy. Wiesz o tym ty i ja i każdy, kogo żywo obchodzi kwestia królestwa Bożego na ziemi.

Miasto, w którym mieszkam, z dniem każdym zwiększa się ilością mieszkańców. Wre, kipi życie. Szary i barwny tłum przelewa się ulicami. Pędzą nieprzerwanym sznurem tramwaje. Coraz to nowy komin fabryczny - zastygły przez okres wojny - ożywia się wykwitającym obłokiem dymu.

Wejścia do kin - oblane jaskrawym elektrycznym światłem - chłoną spieszne, nerwowe strugi ludzi. Restauracje, bary, dancingi... Wszędzie tłok.

- Ale, gdy się zapuszczę w jakąś bocznicę, by - błądząc długo - odnaleźć Twój kościół, Chryste, jakże przestrzennie, luźno i... pusto tam!

Więc z bólem w duszy idę znów w tłum - może tam odnajdę Cię, Boże!?

Zmaterializowanie. Pęd za zyskiem, wyzyskiem, za użyciem i nadużyciem. Powierzchowność, spłycenie i szych. Tłusty druk propagandy i balony haseł pęcznieją coraz bardziej pustką wydymane.

Słowa, słowa, słowa...

Czcze, fałszywe, zwodne.

- Gdzie jesteś Chryste powojenny? Czy tylko w zimnych zamknięty kościołach? Czy powojenna Polska nie poznaje już Tego, któremu - przed rokiem 39-tym - dźwigała królewskie pomniki? Czy dziś nie przewodniczysz już tym masom, którym władcą i Panem byłeś? Czy dziś pozbieramy spod Twych stóp, gałązki palmowe, któreśmy słali Ci w zapale Niedzieli długich wieków, trwając w wierności i czci?!...


Dziś rano na przystanku tramwajowym, jakiś nieznany robotnik, śpieszący do fabryki, uchylił kapelusza i zawołał donośnie w moją stronę: "Pochwalony Jezus Chrystus"!

W kościele, gdy zbliżałam się do prezbiterium, szeregiem uklękło przy mnie kilku polskich żołnierzy. Cicho i uroczyście - w bieli opłatka Komunii św. - kapłan nam wszystkim podał Boga.

A potem - taki to już był dzień szczęśliwy! - przy śniadaniu w publicznej stołówce, młody akademik, zajmując obok mnie miejsce przy stoliku, nim zasiadł do swej czarnej kawy, zakreślił szeroki znak krzyża na piersiach. Dzięki Ci, Chryste!

Zrozumiałam. Powojenny Chrystus żyje w polskiej duszy.

- A te strzępy, te łachmany, co się wloką za krokiem niektórych - o, to polski strój! To resztki wpływu zaborcy. To jeszcze są w nich ci, co nie przejrzeli...

Powojenny Chrystus żyje w polskiej duszy. W jej nurcie, na jej dnie. Przez przemoc wrogą wpędzony tam biczem prześladowań, zepchnięty z nawierzchni w podziemie serc - żyje w nich, jak w tabernakulum. Jak w katakumbach. Nie zdążyłeś jeszcze, Jezu, wyjść na słoneczny dzień w procesji po ulicach naszych miast. Nie rozesłali Ci jeszcze kobierców, nie uwili wieńców z kwiecia. Nie rozdzwoniły się dzwony jedną wielką pieśnią porywu czci.

Z mogił poległych bohaterów nazrywamy kwiatów polnych, rzucimy pod Twe nogi.

Spracowane ręce robotników polskich przyniosą Ci z fabryk świeżo utkane kobierce.

Wrócą zrabowane dzwony.

I rozdzwonią się, Chryste, rozdzwonią - jak Polska długa i szeroka - odwieczną pieśnią:

"Twoja cześć, chwała, nasz wieczny Panie"!...