W tych dniach przyszła do mnie pewna pani i prosi bym się udał do chorego, który... nie chce się spowiadać. Był już u niego Ks. H. i ten właśnie przesłał ją do mnie, bo zabiegi jego chybiły.
- Czy odmawia on do Matki Naśw. choćby jedno "Zdrowaś Maryja" na dzień? spytałem.
- Proponowałam mu to, ale odpowiedział, że w Matkę Bożą nie wierzy.
- To proszę mu zanieść ten medalik, rzekłem podając Cudowny Medalik, czy dla pani przyjmie on go i pozwoli sobie zawiesić na szyi?
- Dla mnie to zrobi.
- Więc dobrze, niech mu go pani zaniesie i modli się za niego; ja zaś postaram się tam zaglądnąć.
I poszła...
W międzyczasie spotkałem się z ks. H. "Byłem u chorego, jako u mego znajomego, opowiadał mi on, ale nic się zrobić nie dało. Proszę tam zajść. Przy tym muszę zaznaczyć, że chory to człowiek inteligentny; dopiero co ukończył leśnictwo na uniwersytecie".
Niedługo potem przyszli ponownie owa pani zawiadamiając, że z chorym gorzej, a obecni przy nim rodzice nie kwapią się wcale, aby sprowadzić księdza, gdyż obawiają się, żeby nie zrobić na nim wrażenia. Chory sobie nie życzy Księdza i rodzice jego również: więc po cóż tam pójdę?, myślalem sobie, ale mimo wszystko poszedłem, chociaż w głębi duszy nurtowało zwątpienie, czy wycieczka się uda. Jedyna nadzieja to medalik, który przecież chory ma już na sobie. W drodze odmawiałem różaniec. Po uciążliwem chodzeniu zadzwoniłem do bramy szpitalnej. Wkrótce zaprowadzono mnie do sali dla zakaźnych, gdzie właśnie leżał chory. Usiadłem przy jego łożu i nawiązałem rozmowę. Wypytywałem o stanie zdrowia, a wkrótce rozmowa przeszła na sprawy religijne. Chory wyłuszczał swoje wątpliwości, a ja starałem się mu je wyjaśnić. Przy rozmowie zauważyłem na jego szyi niebieski sznureczek, właśnie ten na którym nawleczony był medalik. Ma medalik, pomyślałem; więc sprawa wygrana.
Nagle chory zwraca się do mnie i mówi... - "Księże możeby przystąpić do rzeczy?
Więc pan się chce wyspowiadać, zapytałem? W odpowiedzi rzewny płacz wstrząsnął jego wychudłą piersią... To trwało dobrą chwilę... Gdy chory się uspokoił zaczęła się spowiedź.
Po otrzymaniu Wijatyka i Ostatniego Olejeni Św. Namaszczenia chory , dla okazania wdzięczności ujął mnie j w usta pocałował. Mimo zaraźliwości choroby chętnie dałem mu ten pocałunek pokoju. - Cześć Niepokalanej za to zwycięstwo!!!
Obok leżał drugi chory. Powiedziano mi w szpitalu, że i po niego śmierć już rękę wyciąga; on jednaki o spowiedzi nie myśli. Poleciłem więc i jego Niepokalanej za przyczyną niedawno beatyfikowanej Bł. Teresy od Dzieciątka Jezus. Na drugi dzień przyszedłem niby dla odwiedzenia poprzedniego chorego, a właściwie po drugiego. Siadłem przy pierwszym, a tymczasem poleciłem sanitariuszce, by spytała go, czy nie zechciałby skorzystać z mej obecności. Chory mnie nie zauważył. To też odpowiedział niecierpliwie "Lekarz twierdzi, że za tydzień wyzdrowieje, a tu mnie nudzą księdzem".
Nie zrażając się takim usposobieniem chorego rozpocząłem z nim rozmowę, i przysiadłem obok niego. Widząc, że chory uporczywie odkłada spowiedź, wyjąłem naszą "kulkę" w Milicji tj. Cudowny Medalik. Chory zapytał: Co to jest? Wyjaśniłem mu pokrótce. Pocałował go, pozwolił sobie włożyć na szyję i... rozpoczęła się spowiedź.
Niech Niepokalanej będą wieczne dzięki za tak łaskawe a miłosne zwycięstwa.
Chociażby kto zasłużył na piekło, nie powinien tracić nadziei dostąpienia szczęścia wiekuistego, byle się jął wiernie służby Królowej Niebieskiej.
Św. Alfons Liguori