Znów o Meksyku

Włosy stają na głowie, gdy się, czyta z Meksyku o niesłychanem w dziejach prześladowania za wiarę.

Oto, co się dzieje na tle rozstrzelania czterech katolików, posądzonych o rzekomy zamach na życie był byłego prezydenta gen. Obregona. Całe społeczeństwo katolickie czyniło starania uwolnienia oskarżonych, między którymi byli i ksiądz Miguel Projuarez, Luis Segura Vilches wybitny inżynier i działacz katolicki, Humberto Projuares, młody chłopiec, brat oskarżonego kapłana i niejaki Juan Tirado. Gdy przyszedł dzień egzekucji, wielotysięczny tłum otoczył więzienie domagając się wypuszczenia niewinnych, których wyprowadzono z cel więziennych w otoczeniu 200 osób wojska i policji, do miejsca kaźni.

Pierwszą ofiarą rozstrzelania był ksiądz, który wziąwszy różaniec do rąk, szedł spokojnie na śmierć. Podczas wzięcia go na cel wyciągnął ręce i począł błogosławić strzelających doń żołnierzy, wołając: "Przebaczam moim katom, bowiem nie wiedzą, co czynią". Następną ofiarą był inżynier, który przeszedł skromnie pod ścianę i z modlitwą na ustach oddał Bogu ducha. Kiedy strzelano do małoletniego chłopca, który zginął z okrzykiem "Niech żyje Chrystus Król!", poza murem kaźni rozległo się przeraźliwe łkanie siostry nieszczęśliwego dziecka i krzyk zgrozy wielotysiącznego tłumu.

Ostatni skazaniec wyraził życzenie widzenia matki, ale mu na to nie pozwolono. Po każdej egzekucji dawano strzał łaski, wymagany prawem przy rozstrzelaniu, na dobicie skazańca, wymierzony z bliska.

W pogrzebie tych ofiar meksykańskiego okrucieństwa wzięło udział około 20.000, Nie pozwolono na żadne ceremonje żałobne. Obecni na pogrzebie księża ukrywali się w cywilnych ubraniach. Ks. Proujareza z jego bratem i J. Tirado pochowano na cmentarzu blisko kościoła Guadelupe tak bliskiego sercu każdego meksykańczyka. (Słynie tam łaskami obraz Matki Najświętszej.)


Wybitny działacz katolicki w Ameryce, członek Welfare Conference w Waszyngtonie, p. W. Montavon w mowie swojej na tygodniu społecznym stwierdził na podstawie danych urzędowych i prywatnych, że w Meksyku stracono za czas prześladowania 147-miu kapłanów katolickich. Ta jedna liczba starczy, by zobrazować trudne warunki życia katolików meksykańskich.

Ze wzruszeniem czyta się imiona tych kapłanów, którzy woleli raczej śmierć ponieść, niż zdradzić Matkę Kościół i iść na służbę bezbożnego rządu.

Choć kilka nazwisk przytoczymy z tej długiej listy najnowszych męczenników Kościoła katolickiego:

1. Wielebny ks. Ludwig Batiz, proboszcz Chalrnimites w diecezji Duranogo, został rozstrzelany 15 sierpnia 1926 na rozkaz oficera Blazjusza Maldonado.

2. Ks. Mateusz Corra rozstrzelany za to, że nie chciał zdradzić tajemnicy Spowiedzi.

3. Ks. Michał Diaz powieszony na drzewie w lutym 1927.

4. Ks. Józef Sanchez z archidiecezji Jalisco ścigany i zamordowany na drodze, wiodącej do Palamitas.

5. Ks. Michał Guizar w pierwszych dniach maja 1927 zabity w stanie Michoacan w czasie, gdy opatrywał zranionego.

6. Ks. Feliks de la Costaneda zabity w Jerez na, rozkaz generała Eulogjusza Oraz. Ciało powieszono na słupie.

7. Na cmentarzu Dolores w stołecznym mieście Meksyku rozstrzelano o północy 16 kapłanów; niejednych z nich zakopano jeszcze żyjących.


Po sygnalizowanym ostatnio niesłychanem okrucieństwie, jakiego dopuściły się wojska Callesa na osobie Anselmo Padila z San Juan, któremu tępym nożem cięły nos, wyrwały ciało z policzków i ze stóp, a następnie wlokły z sobą do koszar, aż padł martwy na ziemię za to tylko, że nie chciał krzyczeć "niech żyje Jezus" - pisma amerykańskie podają wiadomości o nowym barbarzyństwie zwolenników "prezydenta.: w gminie Julian w tym samym stanie Jalisko na wzgórzu pod miastem, lud wzniósł krucyfiks w celu uczczenia rocznicy meksykańskiej niepodległości. Krzyż ten w ostatnich czasach stał się. przedmiotem szczególnej czci. Generał Leal polecił go obalić i spalić na oczach ludności, na rynku, w środku miasta.


Zbroczony krwią niewinnych ofiar prezydent Calles do licznych swych zbrodni dodaje jeszcze jedną - zbrodnię cynizmu i bezwstydu: każe fotografować egzekucje, "by papież miał ułatwione zadanie przy kanonizacji" męczenników meksykańskich. Co za podłość iście szatańska!..


Katolicyzm Meksyku żyje obecnie w okresie - rzec można - katakumbowym. Obrzędy religijne odbywać się mogą tylko w miejscach ukrytych i najczęściej w nocy" Wierni muszą się ukrywać jeszcze przed okiem posterunków policyjnych i wojskowych.

Garść informacji o tych stosunkach przysyła wydział prasowy organizacji katolików w Stanach Zjednoczonych. Składają się na nie listy pisane z Meksyku przez świeckich i duchownych, którzy, mimo prześladowania, tam trwają.

Jeden z biskupów, któremu udało się pozostać w ukryciu w swej diecezji, pisze: "Wydaje się, że żołnierze rządu związkowego nie mają innego dziś zadania do spełnienia, jak dręczyć ludność katolicką. Popalili u nas jedną wieś za drugą, poburzyli kościoły, wśród dźwięków orkiestry niszczyli poświęcone figury na placach publicznych - ludność włościańską z wielu zagród przepędzili do obozów koncentracyjnych".

Pewien świecki człowiek pisze: "Święto Chrystusa Króla" było tu w miejscowości X. obchodzone Mszą św. o godz. 4 rano. Zgromadziło się wiele ludzi z pobliskich osad; wielu także przystąpiło do Komunii św...

...We wtorek ksiądz wysłuchał 300 spowiedzi, w nocy i również w nocy ochrzcił 16 dzieci z osady X. Zaledwie jednak chrzest ukończył, został schwytany przez żołnierzy i dostawiony władzom".

Trzeci list pochodzi od meksykańskiego księdza, ukrywającego się dotąd szczęśliwie przed okiem wojska. W święto Archanioła Rafaela - opowiada - mogłem zgromadzić 1500 osób pod gołym niebem; 800 z nich przyjęło Komunię Św[iętą]. Co sobotę udaję się do innego miejsca gdzie słucham spowiedzi przez całą noc, do rana. W ciągu tygodnia zajmuję się nauczaniem dzieci... W święto Chrystusa - Króla przepędziłem noc na modlitwie z 500 mężczyznami".


"Osservatore Romano" podał niedawno list pewnego księdza meksykańskiego, który swojemu biskupowi będącemu na wygnaniu w Texas przedstawia trudności swojej duszpasterskiej pracy. Biskup przesłał list "Nation & Catholic Welfare Conference", a stąd dostał się list na łamy organu watykańskiego.

"Od szeregu miesięcy - pisze dzielny kapłan - odwiedzam wiejskie powiaty Meksyku i w poszczególnych miejscowościach zatrzymuję się od 2 do 3 dni. Na wsi spotykam się z mniejszą depresją ludności niż w miastach, ale wszędzie stwierdzam niezmienne i nieugięte przywiązanie do Kościoła i pragnienie nabożeństwa. Ochrzciłem małą tylko liczbę dzieci. To dowodzi, że duszpasterze odwiedzają wioski pomimo znacznych odległości i wielkich trudności. To samo dotyczy ślubów. Co do chorych, to nie zawsze udaje się zapewnić im religijne pociechy: niektórzy umierają bez Sakramentów świętych".

Następnie w rzewnych słowach podnosi meksykański kapłan serdeczny stosunek ludu do tych nielicznych księży, którzy jeszcze mogą pokryjomu wśród niego pracować. Przyjmowani są z zapałem, ukrywani znakomicie przed okiem władz; lud wykazuje w tym względzie przedziwną pomysłowość. Ponieważ księża pozbawieni są środków utrzymania, lud oddaje im wszystko, co im potrzebne. Przyjmują tylko środki żywności, lecz nie pieniądze. Swój raport kończy ksiądz meksykański: "Moim zdaniem należy opiekę roztoczyć raczej nad tymi, którzy Kościół opuścili, a nie nad tymi pobożnymi, Którzy pod obuchem prześladowania pomnożyli jeszcze swoją pierwotną gorliwość... Tamci nie są. źli; są tylko zbałamuceni". Do tego wzruszającego dokumentu gorliwości kapłańskiej i przywiązania do ludu dodaje "Osservatore Romano", że rząd meksykański skazał autora na śmierć, do władz powiatowych rozesłał odpowiednie rozkazy wiz z fotografią "buntownika!"