Maryja nasza pomoc.
Ranek dnia tego wstał blady, jakby przerażony. Zorze na wschodzie były krwawe. Słońce zeszło rude, chorobliwe. Krwawy jakiś odblask oświecał wody Drwęcy i liczne wokoło drzewa.
Biedni Łąkowianie nawet nie przeczuwali, co ich w tym dniu spotka. To, co wnosiło do ich wioski jakąś powagę, ruch, życie, co ich było chlubą, ozdobą, na co spoglądali zawsze z pewną, świętą dumą, czego im niewinnie w całej okolicy zazdroszczono, to jest kościół i klasztor, świątynię mariańską, sławną z rozlicznych łask i cudów, jakie tu Najświętsza Panienka hojnie rozsypywała - utracić mieli i to na zawsze.
Zbrodniarz już przy robocie! Dał się unieść szatańskiej pokusie.
- Podpal! Podpal! Po cóż ma stać kościół taki zamknięty, opuszczony zaniedbany. I tak go rząd katolikom nie zwróci. Trzebaby to, ho! ho! Podpal i skończy się.
I krąży zbroniarz koło kościoła, tam i nazad... Podpatruje... Czeka... Już idzie i znów się cofa. Znowu go coś spłoszyło. Znowu wraca. Wreszcie dogodna chwila! Biegnie pod Wielki Ołtarz i świętokradzką ręką podkłada ogień. Już się pali! Dalej więc do wyjścia i tu znowu pod główną bramą kładzie drugie zarzewie ognia.
Z dwóch stron podpalona świątynia wnet stanęła niby w obłokach kłębiących się pospiesznie i wznoszących się coraz wyżej dymów. Wiją się z sykiem jakimś złowrogim, charczą niemiło, aż wreszcie wybuchły płomieniem i tysiącznymi prysnęły iskrami.
Czerwień jarząca objęła teraz kościół i chłonęła go coraz bardziej.Nadbiegli Łąkowianie, nadbiegło Nowe Miasto przybyli i zdaleka ludzie. Daremnie...
Rozszalałego żywiołu ognia już teraz nikt nie wstrzyma. Najwyżej resztki mu tylko jeszcze wydrzeć można - i to zwęglone - z rozwartej, straszliwej paszczy.
Taki żar wokoło, że ani się zbliżyć nie da. Skry biją ku niebu, buchają snopami. Języki płomienne palą i palą. Wypalona rana na ciele kościoła rozszerza się coraz bardziej, gorzeje coraz silniej i na każdy nowy snop skier, krwawi się mocniej, silniej, boleśniej.
Ludzie jedni poklękali i płaczą..., płaczą, drudzy biegają dokoła, inni załamali ręce i zawodzą boleśnie.-
Co się to stało?! Boże! Boże! Dopiero wczoraj był pożar i dzisiaj znowu. Wczoraj tak łatwo nam poszło z gaszeniem, a dzisiaj nic się nie da zrobić. O Matko Boża, już po naszym kościele! A się będzie cieszył rząd niemiecki!! Jednej katolickiej świątyni mniej. Nie mógł jej zburzyć, rozszarpać sam wprost, jawnie, to mu ogień przyszedł z pomocą.
I narzekał lud i zawodził.
To go tylko jeszcze cieszyło, mianowicie że Cudowny Obraz uratowany.
- Jest w parafii! Jest, jest!! Widzieliśmy - wołano. - Ksiądz Binkowski zabrał go w nocy i przewiózł do fary. Czy to nie Matka Boża zrządziła?! Ona go natchnęła, że to zrobił. Coby teraz było, o Jezu kochany!? A tak mamy Ją, mamy. A to najważniejsze. Została nam nasza najmilsza! najlepsza Pani, Matka, Królowa, Dobrodziejka. Prawda łzy same cisną się do ócz na widok domu Bożego w płomieniach, ale przecież, przecież... Cudowny Obraz nam pozostał.O Najświętsza Panienko dzięki Ci, dzięki od nas wszystkich.
I spłonął kościół i klasztor ze wszystkimi zabudowaniami do szczętu. Resztki murów z rozkazu rządu rozebrano i miejsce zrównano z ziemią.
A Niepokalana Bogarodzica Dziewica jak przedtem tak i teraz króluje tam nad Drwęcą, łaskawie, dobrotliwie. Niesie pomoc ludowi wiernemu, dźwiga gdy go krzyż utrapień rozlicznych przygniata do ziemi, podpiera gdy słabnie, gdy płacze pociesza, gdy prosi wspiera.
Nie ma już świątyni owej łąkowskiej, padła ofiarą "Kulturkampfu" czyli prześladowania katolików w Niemczech, ale lud wierny, czyli kościół żywy, jak był przedtem, tak jest. Tego Kościoła żadna siła zniszczyć nie może. Myślała masoneria, że go pokona, zburzy, tymczasem odrodziła go jeszcze i wzmocniła w wierze.
Rycerzu Niepokalanej! Miłą jest Maryi i nam pożyteczną bardzo, cześć Jej zewnętrzna, ale ważniejsza jest ta wewnętrzna, oparta na przekonaniu rozumu oświeconego wiarą, że Ona godna jest czci po Panu Bogu najwyższej i ta stanowczość woli naszej wzmocnionej łaską, kochać Ją całym sercem i zawsze. Tę cześć rozszerzaj!!
Koniec II-gej serii opowiadań z miejsc cudownych w Polsce.
Pragnąłbym posiadać język zdolny wychwalać Cię tyle, jak tysiące języków, aby wszystkich przywieść do poznania Twojej szczytności, Twojej świętości, Twojego miłosierdzia i miłości jaką masz ku miłującym Ciebie.
Św. Alfons Liguori