Od kolebki aż do grobu modlitwa wywiera potężny, choć tajemniczy wpływ na życie człowieka. I od kolebki aż do grobu człowiek jej łaknie i żywiołowo do niej się wyrywa stąd całe życie modlić się winien. Że niewiasta z modlitwą rozstać się nie może, wytłumaczyć łatwo: ona od mężczyzny rozumem niższa, za to przewyższa go uczuciem: mniej więc bada, a więcej i głębiej czuje, stąd do tego, co nadzmysłowe i rozumowi już niedostępne, lgnie mocno, to miłuje, za tym tęskni. Gdyby wyparła się modlitwy, stałaby się wyrodkiem płci swojej; z nią zaś jest tym, czym ją Bóg chciał mieć: aniołem pociechy, stróżką cnoty i ciepłem rodziny.
Ale i mężczyzna od kolebki aż do grobu modlić się powinien i modlić musi. Patrzcie jak miły wygląd małego dziecięcia: niewinność jego pociąga nas i wabi! Ale przedtem maleństwem otwiera się życie srogie, strome, najeżone kolcami i cierniem. Na niewinność tego dziecka już czycha świat podły, a w chytrości swej potężny i w przymierzu ze szatanem złowrogie sidła skrycie gotuje. (jeśli ty, matko chrześcijańska, wczas nic uzbroisz czoła i piersi twego, dziecięcia znakiem krzyża św[iętego], a w usta wszechmocnych słów "Jezus" i "Maria" nie włożysz i serduszka nie zwrócisz ku Bogu, nie długo niewinnością dziecka radować się będziesz: pęta grzechu usidlą je i złamią duchowo i cieleśnie. A pokonane w walce ze złem u progu żywota - nadzieję wszelka rychło straci i w bój życiowy odważnie nie pójdzie, "lecz na chodzącego trupa wzrastać ci będzie. Modlitwa i modlitwa jedynie, od zarania życia w serduszko wszczepiana, mężnym i nieustraszonym dziecię twe uczyni i niewinności jego strzec będzie.
I młodzieńcowi niezbędna jest modlitwa; on już sam, o ile w życie wszedł czystym, całym zapalnym sercem rwie się do modlitwy. Bo młodość, to najidealniejszy okres życia, to zapał, mierzący siły na zamiary, to ukochanie szczytów, to tęsknota za tym, co bezwzględnie uczciwe, sprawiedliwe i piękne. i gdzież znajdzie młodzian ideał taki? Tu wśród ziemskiej szarzyzny, próżno go szukać będzie: wyżej wzrok stęskniony wznieść musi: ku niebu, ku Bogu - i długo, długo wśród modlitewnego uciszenia napawać się Bożym dobrem, i prawdą, i pięknem, i miłością nadziemską przejmować; tam pierwowzór do planu, tam również siła do czynu. Bo ideał w dziedzinie marzenia zasklepić się nie może, lecz musi wejść w czyn, musi być potem i łzami wśród otoczenia rozsiewany. Lecz sprawa to przetrudna: młodzian tak wiotki i słaby... Jednak niech tylko znów padnie twarzą przed Panem zastępów, niech słowem i sercem zakołacze do Bożej wszechmocy, a oto łaska jako sam Bóg potężna, wesprze go i pchnie na trudną, ale owocną pracę życia.
Ale modlitwa jest niezbędną potrzebą i dojrzałego męża. On, gdy był młodym, żył różanością swych ideałów, a chociaż rzeczywistość czarna i podła nieraz ocucała go z tych marzeń, przecie nadzieją lepszej przyszłości otuchy sobie dodawał, Ale nastał wiek męski, różane szkiełka z przed oczu spadły, rzeczywistość w całej swej grozie wyłoniła się ponura, miejsce szczytnych marzeń i zamierzeń zajęła chłodna rozwaga, wiara w siły do walki ze złem osłabła - jakże rozczarowany mąż przed zniechęceniem i rozpaczą się uchroni? Widzi jak wokoło niego pada wszystko, co mężne i dzielne, za podmuchem surowej rzeczywistości - a on skąd sił zaczerpnie, by nie runąć wraz z nimi? Czuje gwałtowną potrzebę oparcia, ale wszystko wokoło słabe i kruche gnie się i łamie - aż gdy myśl swą i serce ku Stwórcy wszechrzeczy wzniesie, gdy osłabły już i chwiejny z głębi duszy zawoła: "Ratuj o Boże!" taka moc i otucha wstąpi w serce jego, że już pójdzie odważnie naprzód nie trwożen upadku. A choćby raz i drugi upadł, on się nie złamie, ale z pomocą modlitwy, powstanie co rychlej i znów pójdzie dalej i dalej aż do upragnionej ojczyzny dotrze - bo on na Bogu niewzruszonym wsparty jest.
A starzec - i któż od niego bardziej łaknie modlitwy? Gdy marność doczesności na wskroś już poznał i przeniknął, gdy tyle zła oglądał i czynił może, a teraz już doczesny świat ze wszystkimi swymi podłościami i ułudami z przed oczu mu się usuwa, i innego życia błyskają mu zorze - ale, on, jeśli całe życie mimo wszystko się modlił, spokojnie zamyka swe widokiem świata przemęczone oczy i uszy ogłuchłe na dźwięki ziemskie zatyka - inne już, inne widoki nadziejnie wzrok duszy jego bawią, inne melodje uszy pieszczą!... On żyje i nie żyje, bo nie dla świata lecz dla błogiej, wyczekiwanej wieczności żyje: życiem jego wtedy już tylko modlitwa. A śmierć rozmodlonemu starcowi cicho i lekko pęta życiowe rozwiąże; chwila zgonu, to dla niego przejście od bladych marzeń do niepojętej rzeczywistości, od wiary i nadziei - do miłości.
I tak w każdym okresie życia, od kolebki aż do grobu, modlitwa człowiekowi jest potrzebna.