Zmieniona postać wroga

Mam wrażenie, że wyczerpano już bogactwo słów na określenie najgroźniejszego dzisiaj wroga - kryzysu. Zbyt wiele użyto przenośni w celu odmalowania jego groźnej postaci. Fantazja przestaje dalej pracować w tym kierunku.

Kryzys! To słowo powtarza każdy wiek w dziejach ludzkości i brzmienie jego podaje następnym wiekom. Rok przekazuje swojemu następcy. Wyłaniający się z mroków dzień, nosi już na sobie piętno kryzysu.

Ludzkości nigdy dobrze nie było. Zawsze cierpiała! Braki wciąż odczuwała. Możliwe, że objawy nędzy materialnej nie były nigdy tak dokuczliwe - wszechstronne, jak obecnie.

Kryzys, wyrażając się dzisiejszym językiem, zaglądnął także przed 19 wiekami do domu, w którym tylko bogactwo powinno być stałym gościem.

Uboga stajnia! Cudza własność ponadto! Co za przerażająca nędza przebija wśród tych ścian! - I czyż mógłby się kto spodziewać, że zapowiedziany przed wiekami, przez całą ludzkość z upragnieniem oczekiwany, Król, Bóg-Człowiek, właśnie w tym miejscu ujrzy świat!?...

Nie można odtworzyć w wyobraźni groźniejszej postaci kryzysu. Tutaj stoimy oszołomieni i nigdy nie spotkaliśmy się z podobnym poniżeniem. Wobec tego faktu, igraszką zda się finansowe załamanie największego na świecie milionera. Ciemna nora poza miastem - mieszkanie ofiary kryzysu, w porównaniu z stajnią betleemską i jej gościem, przybiera kształty średnio zamożnego domu.

Jakie fakty spowodowały taką nędzę w Najświętszej Rodzinie?... Czyżby splot warunków ekonomicznych?... Może z własnej winy?...

Przyjmijmy to ostatnie przypuszczenie, jakkolwiek niekorzystne na pierwszy rzut oka dla tej Rodziny. Nadajmy temu przypuszczeniu formę nieco inną, a będziemy mieli odpowiedź: dobrowolnie!

Chrystus na sianku. Chrystus - Cieśla w ubogim domku nazareckim. Chrystus w objęciach kryzysu - ubóstwa dobrowolnego - jest dla nas przykładem. On na to przyszedł na świat, żeby być dla nas wzorem, by nas podnosić z nizin życia doczesnego - z kryzysu. Chrystus począwszy od Betleem - poprzez życie, skończywszy na górze Kalwaryjskiej, ten Chrystus doświadczył dobrowolnie skutków kryzysu w tym celu, byśmy Go słuchali, naśladowali.

W świetle przykładu Chrystusa pojęcie kryzysu zmienia swoje oblicze. Nędza materialna przestaje być nędzą straszną. Ludzie wpatrzeni w Chrystusa czują się szczęśliwi mimo wielkie przeróżne braki, gdyż uśmiech szczęścia nie zawsze idzie w parze z bogactwem. "Do bogactwa potrzeba szczęścia, lecz do szczęścia nie jest konieczne bogactwo".

Gdy piszę te słowa nasuwa mi się na myśl pewna uboga. Miałem sposobność zbliżyć się do niej. W rozmowie z nią nawiązanej, dowiedziałem się kilka szczegółów, rzucających światło na jej życie. Była bogatą. Służyła w domach ludzi zamożnych. Stąd nadzwyczajna u niej inteligencja. Oczytana. Dziś nędzarka. Zostałem oczarowany jej pogodnym obliczem. Szczęście, zadowolenie. Dziwne to doprawdy!

Chrystus ubogi jest dla niej siłą. On ją wzbogaca. Największym jej szczęściem jest znajdować się blisko kościoła - u stóp Chrystusa w Hostii. Zresztą kościół jest w dzień jej domem, a w nocy schody przed kościołem dosyć wygodnym łóżkiem.

Chrystus więc działa ożywczo na ludzi, przyciśniętych ciężarem kryzysu. Do szczęście nie jest konieczne bogactwo. Zatem szczęście może być udziałem ubogich i bogatych. Nieszczęśliwym może być milioner i żebrak. Wszystko zależy od nas. Ze sztabki złota możemy zrobić igłę boleśnie kłującą, albo koronę chwały i szczęścia.

Boże Narodzenie