Złym na przestrogę a dobrym na pociechę
Drukuj

Niżej podajemy charakterystyczny list matki licznego potomstwa. Może nie będzie on miły wszystkim Czytelnikom, jest jednak wymownym wyrazem tego, co czuje i myśli wiele ofiarnych matek-Polek. Takie matki na pewno Polski nie zagubią i nie pozwolą wygasnąć cnotom chrześcijańskim w ogniskach domowych.

Czytam często w "Głosie Katolickim" i w "Rycerzu Niepokalanej" żale, że w Polsce ubywa ludzi. W. tej sprawie pozwólcie, mili Czytelnicy, zabrać głos mnie matce, ale matce całą gębą, gdyż miałam 11 dzieci.

Zapytajmy się tych matek, które wychowały gromadę dzieci: Czy wy żałujecie teraz, na stare lata, żeście miały tyle dzieci? Szybko zawołają: "O dzięki Ci, Boże, żeśmy miały tyle dziatek. Stoimy dziś nad grobem, ale jesteśmy takie szczęśliwe. Noce mamy spokojne, sumienie czyste..."

Pewnego razu na rynku w Lesznie rozmawiały dwie matki. Mówi jedna: "Ja bym się tam z królową holenderską nie mieniała, bo ona miała tylko jedną córkę". Druga zaś: "Ja bym się z królową angielską nie mieniała, bo ma tylko dwie córki". Wtenczas podchodzę do nich i pytam: "A ileście wy miały dzieci?" Pierwsza odpowiada: "Chowa mi się dziewięcioro". Druga dodaje: "Miałam 16, zostało 7 przy życiu". Dziś obie matki spoczywają na cmentarzu, a na ich nagrobkach widnieją napisy, wyryte przez dzieci: "Tu spoczywa nasza najukochańsza matka".

Do 45 lat ja sama ciężko harowałam. Byłam przemęczona, niewyspana. Ale kiedy się przeszło te ciężkie lata, zgadzając się z wola Bożą, tak mi teraz miło i błogo na duszy. Nic nie przeraża takiej matki, która z Bogiem nie walczyła. Dziś jestem wdową, mam małą pensyjkę, ale gdy mi czego potrzeba, zwracam się do Pana Jezusa i przypominam Mu, jak to sam mówił: "Szukajcie najpierw Królestwa Bożego, a reszta będzie wam przydana". Zawsze zostaję wysłuchana. A moje dziatki też, co mogą, to mi dają, tak że nigdy głodna nie jestem.

Kiedy miałam urodzić dziewiąte dziecko, pewna pani mówiła mi: "Niech pani idzie do dra Sch., da mu pani 5 zł i pozbędzie się pani kłopotu; ja byłam, ta i tamta pani też była..." Odrzekłam z oburzeniem: "Nigdy tego nie zrobię! A niech to będzie chłopczyk i niech zostanie księdzem, to będę w siódmym niebie". Stało się. Bóg dał. Mój synek jest dziś klerykiem i za dwa lata będzie wyświęcony. Zaś owego niesumiennego lekarza zadusił 19-letni łobuz, by go obrabować. Spełniły się słowa Zbawiciela: "Kto mieczem wojuje, od miecza zginie". Kto z dzieckiem wojuje, od dziecka zginie!

A teraz posłuchajcie zdania matek, które mało miały dzieci. Kilka lat temu szłam plantami na cmentarz. Nie było nikogo, więc zaczęłam głośno śpiewać pieśni do Matki Bożej. Tak mi było błogo na duszy. Wtem z za krzaków wychodzi znana mi pani, wdowa po profesorze, mająca dwóch wykształconych synów i do tego ładną emeryturę, i mówi do mnie:

- "Pani śpiewa? To pani szczęśliwa, bo ja to po nocy spać nie mogę".

Zdziwiona pytam, czy nie chora. A ona szybko mówi:

- Nie, dusza moja chora.

- Niech pani idzie do spowiedzi - odrzekłam, to najlepsze lekarstwo.

- Kiedy mnie to drażni - odpowiedziała ze smutkiem.

Powinna być - zdawało się - szczęśliwa. Nie było kopy dzieci, miała służącą, nie potrzebowała pracować, był dobrobyt. Ale czy była szczęśliwa? Nie. Umarła bez księdza, grób jej dziś zaniedbany, bo nie miała córeczki, która by o grobie mamusi pamiętała.

Drugi przykład. Mieszkaliśmy obok willi, którą zajmował inżynier M. z żoną i córką. Ludzie zamożni. Inżynierowa często przychodziła do naszego ogródka i rozmawiała ze mną. Raz mówiła: Ja tak panią żałuję. - "Dlaczego?" - pytam.

- Bo pani ma taką gromadkę dzieci.
Wie pani? Ja się wcale nieszczęśliwą nie czuję. Tak mi dobrze, jakby ten cały świat do mnie należał. Jest co prawda trochę ciężko - bo mąż mało zarabia na kolei, a troje dzieci chodzi do gimnazjum - to kosztuje, ale głodni spać nie idziemy. Żyjemy skromnie i jakoś sobie radzimy.

W parę dni potem słyszałam jej rozmowę o mnie z naszą stróżką. Stróżka mówiła:

Ta nasza L... ma taką kopę dzieci.

- Ach, dajcie mi taką kopę dzieci, dajcie mi dzieci - zawołała inżynierowa - jakbym była dziś szczęśliwa, gdybym je miała. Już od 20 lat nie żyje. Dostała takiego rozstrojenia nerwów, że nie wiedząc co czyni, oblała się benzyną i podpaliła.

Szatan podszeptuje matce, by dziecko zniszczyła, a kiedy go ona usłucha, wtenczas ją dręczy: Tyś nic nie warta, boś jest morderczynią i kusi ją, by sama sobie życie odebrała.

Inna pani skarżyła mi się, że po "zabiegu" wciąż widzi małe dziecko, jak idzie za nią i woła: "Mamo, po coś mi taką krzywdę uczyniła". Ja zaś jej rzekłem: "Przyjdzie czas, że Bóg zabierze pani i to najukochańsze dziecko, które żyje". I stało się. Niemcy zabili jej dziecko.

Opowiadała też pewna dziewczyna i żaliła się, że z obawy wstydu zmarnowała swe nieślubne dziecko. Było od 5 miesięcy, więc gdy na świat przyszło, jeszcze żyło, ale zdawało jej się, że tak patrzyło na nią i tak jej rączką groziło, że biedna do dziś zapomnieć tego nie może. Ma wyrzuty sumienia i ciągle widzi to dziecko jak jej rączką grozi.

Więc nie niszczmy dziatek, a Bóg będzie z nami. Potrudźmy się, pocierpmy tu trochę. Ale za to będzie pogodna starość, a potem w niebie wieczna radość.


P.S. Chciałabym, ażeby ten mój list wydrukowały wszystkie gazety na całym świecie. Złym matkom na przestrogę, a dobrym na pociechę.