Z rozważań o wychowaniu

Chyba nigdy nie słyszało się tyle lamentów i utyskiwań na wchodzące w życie nowe pokolenie młodzieży, co w czasach obecnych. "Czy słyszeliście - pytają jedni - o tym złym synu, co to gdy miał wieźć ojca do rejenta to i siedzenie sam ułożył i ojcu nogi okrył, i pomógł wsiąść na wóz, i w drodze zagadywał, i papieroska przykręcał?" Jechali bowiem do rejenta, aby ojciec synowi grunt odpisał a sam stary miał się kontentować ordynarią. A jak wracali do domu? A jak wracali od rejenta? "Ano syn jechał na wozie jako gospodarz, a stary i niedołężny ojciec musiał kuśtykać do domu na własnych nogach. Co za straszne czasy?" A inny dodaje - "a jak pod Białą Rawską córka kopnęła własną matkę, to ta tylko zipnęła i tak sobie ostała".

Obrazki te można mnożyć i mnożyć.

Na wsi czy w mieście, w górach czy nad morzem, jak cały rok długi, ciągle się słyszy skargi na własne dzieci.

Czyż istotnie jest to objaw powojenny, czy dawniej tego nie było, czy dawniejsza młodzież to wzory posłuszeństwa i ideały dobroci? - Odpowiedź nie jest tak prosta, jakby się wydawać mogło.

Stare przysłowie powiada, że "jaki ojciec taki syn" - "jaka mać taka nać" czyli, że objawy te to nie choroba bieżącego wieku, a stały objaw, zależny od wkładu rodziców w wychowanie własnych dzieci.

Tedy trzeba by było zaryzykować twierdzenie, że obecnie rodzice nie wychowują dzieci, że im się wychowywać nie chce, a może że wychowywać skutecznie nie potrafią.

Przedstawmy sobie dramatyczną scenę z życia naszego poety Franciszka Karpińskiego. Rzecz dzieje się w połowie XVIII wieku. Dwieście lat temu. Młody poeta, po ukończeniu studiów, wraca do domu rodzinnego. życie ma dlań cały swój powab i urok. Wierzy, że przełamie wszystkie przeszkody. A oto na progu tego nowego życia spotyka go straszny cios. Ojciec chmurno go przyjął, a gdy syn w kornej postawie oczekiwał na progu na decyzję ojcowską, ten nagle, nie wiadomo czemu, wymierzył mu silny policzek i nic nie mówiąc w dalszym ciągu przemierzał izbę w tę i ową stronę. Franciszek zatrząsł się cały na tę krzywdę, lecz nic nie odpowiedział. Czekał na wyjaśnienie ojca. Po chwili ojciec rzuca się synowi na szyję, ściska go i całuje, mówiąc - "teraz synu wiem, że jesteś prawdziwie zacnym człowiekiem, zniosłeś bowiem nawet niesprawiedliwość, gdy ta płynęła z ręki ojcowskiej. Synu, to była tylko z mojej strony próba twej wartości".

Zapytajmy samych siebie, jakby zachował się dzisiaj w analogicznych warunkach młody człowiek i to wszystko jedno czyby to było na wsi czy w mieście, w rodzinie robotniczej czy inteligenckiej.

Jakiż w stosunku do syna musiał mieć moralny autorytet ojciec, aby móc zaryzykować podobną próbę.

Moralny autorytet. Tak. W tych dwu słowach bardzo dużo treści się zawiera. Postawić na swoim, zmusić syna czy córkę do posłuszeństwa, gdy się nad nimi góruje siłą mięśni lub też gdy dzieci całkowicie zależą od ojcowskiej "kasy", ani to wielka sztuka ani nadzwyczajne zadanie. Ale zmusić syna do wypełnienia rozkazu rodzicielskiego, gdy syn jest już dorosłym, albo samemu jest się chorym i bezsilnym? Ale umieć utrzymać swój prymat, gdy nie ma się pieniędzy, i samo dziecko musi szukać dla siebie środków materialnych, lub gorzej, gdy i dziecko musi pomagać rodzicom - to całkiem inna sprawa.

I to nazywa się posiadać moralny autorytet.

* * *

Zwróćmy baczną uwagę na zachodzącą różnicę między pojęciem "wychowanie", a pojęciem "ułożenie".

Nikt nie będzie utrzymywać, że można wychować psa czy konia, bo na pojęcie "wychowanie" składa się nie tylko postępowanie według pewnych norm i przepisów ale i świadomość, że tak właśnie postępować powinniśmy i że w ten a nie inny sposób postępować chcemy. Bierze tu tedy znaczny udział i umysł człowieka i jego woła.

Ułożenie to przyuczenie i wdrożenie do pewnego stałego postępowania bez względu na to czy rozum i wola odgrywa jakąkolwiek rolę czy też nie. Stąd układamy psa "do polowania", "do pilnowania domu", "do poszukiwania złodzieja" itp.

A czy można człowieka "ułożyć"? Tak, ale chyba tylko umysłowo chorego i niedorozwiniętego. Czyli człowieka, w którym ani intelekt ani wola normalnie nie funkcjonują.

Jakżeż wielu z ludzi sądzi, że wychowania to to samo co ułożenie. Stąd powiedzenie - "moje dzieci są dobrze wychowane" należy często rozumieć - "moje dzieci są surowo trzymane i za byle co karcone i to mocno karcone".

Człowiek jest zawsze człowiekiem, czyli stworzeniem rozumnym posiadającym wolną wolę. Stąd można terrorem czy też siłą fizyczną przymuszać go do pewnego sposobu postępowania przez pewien choćby długi czas, ale niech się tylko ten terror skończy czy też groźba przewagi fizycznej ustanie, natychmiast człowiek buntuje się przeciwko zadanemu sobie gwałtowi i wtedy to łamie wszelkie przepisy, które musiał do tej pory zachowywać.

Reakcja taka jest całkiem uzasadniona. Człowiek bowiem w każdej okoliczności swego życia musi być traktowany jak człowiek, to znaczy w każdym jego czynie, w każdym jego postępowaniu, musi się znaleźć miejsce na pracę umysłu - "wiem co mam uczynić" i na decyzję woli - "ja chcę, ja powinienem w ten sposób postępować".

Nie tylko do dorosłego obywatela stosuje się zasada, że wszelki rozkaz musi być uzasadniony i rozumny, ale i ten młody obywatel, którego dzieckiem nazywamy, także domaga się z samej swej natury tego, by go jako człowieka traktować.

Nie sięgajmy myślą wstecz, żałując, że teraz nie jest tak dobrze jak ongiś, lecz postawmy sobie pytanie: co można zrobić już dziś, żeby jutro było jaśniejsze? Czyli jak powinien postępować ojciec, co ma czynić matka, aby nie tylko wówczas cieszyć się radością swych dzieci, gdy one są małe, nieporadne, ale przede wszystkim wówczas, gdy są już w pełni sił i lat.

Ojcze i matko postawcie sobie nakaz w wychowaniu dziecka - "muszę uczynić wszystko co do mnie należy, aby między mną i mymi dziećmi zapanowała pełnia harmonii i szczęścia".