Z Niepokalaną Królową Różańca św[iętego] przez życie
Drukuj

Wśród koszmarnych lat okupacji szli Polacy na front, do obozów, na wygnanie - z różańcem w ręku. Kto nie chciał się załamać duchowo i fizycznie, modlił się, gdy brakło mu sił do modlitwy, trzymał się kurczowo ziarnek różańcowych. Z jakimi rozczuleniem patrzy niedawny jeniec obozowy na wytarte strzępy papierowego różańca, który odmawiał w ukryciu lub z gronem towarzyszy niedoli, a dziś zawiesił go przed obrazem Częstochowskiej. Inny przekazuje dzieciom jako najdroższą po sobie spuściznę stwardniałe ziarnka różańca, ugniecione własnymi palcami, z chleba więziennego. Czy zdoła przekazać i swe serce, pełne wdzięczności i ufności dla Niepokalanej?

Bo i dzisiaj iść nam trzeba w życie powojenne z modlitwą różańcową na ustach. Różaniec ma się stać ulubioną modlitwą wszystkich stanów, każdego wieku, zgodnie z życzeniem Najświętszej Pani z Fatima. Najlepszą pamiątką z tegorocznych uroczystości maryjnych będzie różaniec i gęsta sieć kółek różańcowych po parafiach. Kiedy tysięczne rzesze pielgrzymów, opuszczając Jasną Górę. słyszą często przy pożegnaniu zachętę zakonnika: Wieńcem kółek różańcowych otoczcie swoje parafie! - słowa padają na grunt podatny. W niejednej parafii wielki ruch różańcowy. W popołudnie niedzielne wyjeżdża kapłan do wiosek; tam przed świeżo postawioną figurą, przed odnowionym krzyżem zbiera się cała wieś, łączą się wszyscy do wspólnego odmawiania cząstki różańca, a potem wpisują się, stanami, w kółka różańcowe: mężów, niewiast, młodzieńców i panien. Odtąd pod każdym dachem wszyscy odmawiać będą swe tajemnice różańcowe, zmieniając je co miesiąc, a ta wspólna modlitwa i wspólna praktyka cnót maryjnych, odnowi życie religijne po parafiach.

Z Niepokalaną, Królową Różańca świętego kroczmy przez życie, z niezłomną wiarą w wysłuchanie modlitwy milionów, z sercem coraz więcej przepełnionym duchem Niepokalanego Serca Maryi.

J. D.

P..........., dnia 26 grudnia 1945 r.

Oddany przez matkę w opiekę najczulszej, z matek Niepokalanej - przetrwałem szczęśliwie pełne zgrozy dni wrześniowe 1939 r. i w październiku powróciłem do domu.

Nastały teraz dni pełne niepokoju i wyczekiwania - dni aresztowań, które zresztą nigdy się nie kończyły, ale wybuchały z większym lub mniejszym natężeniem. Lecz na mnie spłynął jakiś dziwny spokój. Po prostu czułem jakiś głos wewnętrzny, który mi mówił: "Zaufaj mi, a nic złego ci się nie stanie... Otoczę dom twój płaszczem łaskawości mojej, a ręka nieprzyjaciół nie dosięgnie cię..." I przesuwały mi się przed oczyma obrazy z "Potopu" kiedy to armia Millera obiegła klasztor Jasnogórski - a Ona, Niepokalana zstąpiła z niebios na ziemię i osłoniła swym płaszczem świątynię i wróg ze wstydem musiał odejść. Lecz cud ten sprawiła potęga modlitwy. Tam Ojciec Kordecki świętością swego życia i ufnością wielką pociągnął wszystkich do stóp Najświętszej i tę wielką łaskę wyjednał. "I ty się módl i ufaj a wysłuchany będziesz" - mówił mi w dalszym ciągu ten głos niepojęty. Nie namyślając się długo -wziąłem różaniec w rękę, runąłem na kolana przed obrazem Jasnogórskiej Pani i oddałem się Jej w opiekę. Przyrzekłem wtedy odmawiać często różaniec, odbyć pielgrzymkę do Częstochowy i ogłosić w "Rycerzu" tę wielką łaskę, jeśli pozwoli mi szczęśliwie doczekać dni wolnych.

Dziś, gdy nadeszły lepsze dni, pragnę podziękować Mateńce Najświętszej za te wszystkie łaski, które mimo mojej niegodziwości, od Boga dla mnie wyjednać raczyła.

Ryszard Florczak

MOGILNO, dnia 28 marca 1946 r.

Nie było wprost wypadku - a liczyć można na setki - bym polecając się Twej Najświętszej Opiece, nie został wysłuchany.

Za to wszystko czczę Cię, Ty moja Piękna Niepokalana Pani całą mą duszą, zawsze i wszędzie, nawet drogą czy pociągiem jadąc otwarcie odmawiam różaniec, by dać otoczeniu dowód prawdzie, jakaś Ty wielka i dobra. A jednak w sercu moim czuję, że to wszystko za mało. Dlatego postanowiłem dać wyraz mej bezgranicznej czci i wielkiego hołdu Tobie mej Niebieskiej Opiekunce składając podziękowanie.

O Niepokalana Matko Boża! Bądź czczona i wielbiona przez wszystkie czasy i ludy.

Franciszek Binder sekretarz sądu

WSCHOWA, dnia 12 czerwca 1946 r.

Od lat dziecinnych jestem czcicielem Maryi. Szczególną opiekę od Niej doznawałem wtenczas, kiedy to zostałem przez hitlerowską policję kryminalną aresztowany i osadzony w więzieniu w Łomży. Z kolegą niedoli prosiliśmy codziennie Maryję Niepokalaną w różańcu

o łaskę wytrwania w dobrym w celi więziennej. Maryja wysłuchała nas. Oto w dzień Zwiastowania N.M.P. wchodzi do celi znajomy żandarm i wpatrując się w nasze szkielety, wyciąga ostrożnie z kieszeni kromkę chleba nawet z masłem. Drugi raz ten sam żandarm niemiecki przyniósł nam większy kawałek chleba z wędliną, a było to w dzień święta Królowej Korony Polskiej 3 maja. Jestem przekonany, że stało się to dzięki Niepokalanej, którą zawsze o łaski prosiłem. Szczęśliwie przetrwałem obóz koncentracyjny i powróciłem do rodziny, którą zastałem zdrową. Przyrzekłem Niepokalanej publicznie podziękować za otrzymane łaski w "Rycerzu" czynię to teraz, prosząc nadal o łaski i opiekę nad nami.

Jan Malicki b[yły] ogniomistrz W[ojska] P[olskiego]

ZAGÓRZE, dnia 15 kwietnia 1946 r.

Przy wycofywaniu niemieckiego wojska z Tarnopola, w czasie strasznego bombardowania miasta, sześć tygodni ukrywaliśmy się w piwnicy z całą rodziną i innymi ludźmi.

Mieliśmy ze sobą obrazek Matki Bożej Loretańskiej, przed którym każdego dnia wspólnie odmawialiśmy różaniec, na intencję ocalenia nam życia.

Pewnego krytycznego dnia, przed spaniem, kończyliśmy różaniec, w czasie silnej kanonady. Wtem spadła bomba w odległości 4 do 5 metrów od okienka naszej piwnicy. Zdawało się nam, że cała kamienica runęła. Zrobiło się tak ciemno od kurzu, że ciężko było oddychać, jednak życie nasze ocalone zostało przez Niepokalaną, za co Jej gorąco publicznie dziękujemy.

Antoni Dobrowlański

TORUŃ-PODGÓRZ, dnia 2 sierpnia 1946 r.

W czerwcu 1942 r. zostałem zaaresztowany i osadzony w więzieniu. Udzielana przez okupanta więźniom pomoc lekarska jest aż nadto znana, by o niej pisać, to też uciekłem się o pomoc do Niepokalanej odmawiając codziennie różaniec. Inie zawiodłem się. Jako chory otrzymałem dodatkowe wyżywienie. Teraz już wspólnie odmawialiśmy różaniec, chociaż byli i tacy co się z nas naśmiewali. Zaufałam Jej, i już żadnego dnia nie opuściliśmy różańca. Opieka Matki Najświętszej, aż nadto była wyraźna i gdy dużo współtowarzyszy niedoli silnych i zdrowych na wolności zmarło w więzieniu, ja ze swym silnie nadwerężonym sercem i chorym żołądkiem od kilku lat, po jedenastu miesiącach śledztwa wyszedłem na wolność. Różaniec od tej pory, już w gronie rodziny i dzieci odmawiam codziennie.

Stanisław Hojan

KAMIEŃSZCZYZNA, dnia 22 stycznia 1946 r.

W 1943 r. zostałem aresztowany wraz z 10-cioma innymi mieszkańcami Młodzieszyna i osadzony w więzieniu w Płocku. Mieliśmy ze sobą kilka "Cudownych Medalików", co dodało nam otuchy, że Niepokalana nas nie opuści. Gdy gestapowcy brali mię na badania szedłem z imieniem Maryi na ustach. W każdą niedzielę po południu odmawiałem z kolegami cząstkę różańca na palcach, ale z medalikiem w ręku. Cieszyliśmy się, że przynajmniej to nam pozostało. W miesiącu październiku odmawialiśmy codziennie różaniec. Czuliśmy jakiś nadzwyczajny spokój i radość. Przyrzekłem Niepokalanej, że gdy uzyskam wolność, będę codziennie odmawiał cząstkę różańca i co miesiąc przystępował do Spowiedzi i Komunii św. Po bardzo łagodnym śledztwie zostałem zwolniony za co składam Matce Najświętszej Niepokalanej publiczne podziękowanie.

S. Włodarczyk

ZAMOŚĆ, dnia 14 lipca 1946 r.

W czasie ciężkich chwil, kiedy gestapo zagrażało każdej nocy i dnia przyrzekłam P. Bogu i Matce Niepokalanej, że jeśli mój mąż i cała moja rodzina wyjdą cało z tej zawieruchy wojennej to ogłoszę tę wielką łaskę w "Rycerzu" i postanowiłam, że codziennie będę odmawiała różaniec.

Bóg był łaskaw. I nie tylko wszyscy przeżyliśmy wojnę, ale jeszcze wybawił mię z ciężkiej bardzo operacji, którą przeszłam bardzo wycieńczona.

Za wiele łask, które Matka Najświętsza raczyła mi udzielić dotąd składam Matce Niepokalanej publiczne podziękowanie i polecam w Jej przemożną opiekę siebie i całą moją rodzinę.

Aniceta Kozyrowa

KOLUSZKI, dnia 13 lipca 1946 r.

Na jesieni 1939 r. dostałem się do niewoli niemieckiej i siedziałem w obozie dla jeńców w Dębicy. Będąc w obozie codziennie odmawiałem cząstkę różańca. Po kilku tygodniach pobytu załadowali nas Niemcy do krytych wagonów towarowych i wieźli na Katowice. Wśród sprzyjających okoliczności wydostałem się z wagonu wraz z jednym towarzyszem niedoli. Przyszliśmy do wioski i zmieniliśmy nasze mundury na ubrania cywilne. Wieczorem posłyszeliśmy strzały karabinowe i szwargot niemiecki w pobliżu. Skryliśmy się i gospodyni zgasiła lampę. Niemcy weszli do sąsiedniej chaty, gdzie zaledwie przed kilku minutami, zostawiłem na łóżku płaszcz, marynarkę i spodnie wojskowe. Po odejściu Niemców wyszliśmy z piwnicy i ułożyliśmy się na podłodze do snu. "Wczesnym rankiem, gdy jeszcze ciemności panowały na dworze, pojawili się znów Niemcy i zaczęli spędzać mężczyzn z wioski. Do tego domu, gdzie my byliśmy nie przyszli.

Jestem przekonany, że tu wyraźnie okazała się pomoc Maryi.

Stefan Przyłęcki