Z naszych misyj w Japonii
Drukuj

Nabożeństwo październikowe odprawialiśmy wspólnie z internistami i oczywiście po japońsku. Rozlegały się "Zdrowaśki" wymawiane śpiewnym głosem, chłopców po całym Hongoczinie. Nabożeństwo kończyła zwykle japońska pieśń do Matki Bożej.

Do uroczystości św. Teresy od Dz. Jezus i św. O. Franciszka przygotowaliśmy się nowennami. Tu, na misjach, jakoś bliżej czuje się człowiek św. naszego Ojca i Tej Małej Świętej Misjonarki. Przypominam sobie, jak to przed rokiem odprawiałem nowenny z O. Gwardianem na "Sfinksie", gdzieś na morzach chińskich.

W uroczystość św. Ojca, będąc z br. Gerardem w mieście, spotkaliśmy dwóch misjonarzy Werbistów. Jeden z nich pyta się: "Może księża mówią po polsku?" Obaj są z Ameryki, jeden Polak, chociaż w Polsce nigdy nie był, drugi Niemiec, - swojej ojczyzny również na oczy nie widział. Poprosiliśmy ich do Mugenzai no Sono. Byli bardzo zadowoleni, że spotkali Polaków.

O. Gracjan oprowadził ich po nagasackich kościołach i o godz. 5 p.p. odjechali do Szanghaju, a właściwie do Sinsiang, Honan, na misje. Zapytaliśmy ich, czy się nie boją podróżować w tak niebezpiecznych czasach, na co taką dali nam odpowiedź: "Widzieliśmy tyłu marynarzy, tylu różnych robotników, którzy dla czystego zysku pracują w tych niebezpiecznych miejscach, czyż my, misjonarze, mielibyśmy się bać?

Jak wiadomo w Hong Kongu grasuje, cholera. Aby więc nie przeniosła się do nas, wyszło rozporządzenie o szczepieniu. Już 2 razy wszyscy byliśmy szczepieni. Musimy robić, co w naszej mocy, a poza tym niech się dzieje Wola Niepokalanej.

Co z naszymi Misjonarzami? Jak ich nie widać, tak nie widać. A u nas brak braci coraz więcej daje się odczuwać. Niedawno, w czasie obiadu, biedny Br. Jordan zemdlał; nie może już pracować tak, jak przedtem. Furtę i administrację objął Br. Bartłomiej, a Br. Roman kosztem stolarni poszedł do zakrystii.

Niedziela Misyjna. Cały katolicki świat słał za nas modły do Boga. A polskie Pap. Dzieło Rozkrz. Wiary zorganizowało nawet pielgrzymkę do Częstochowskiej Pani, by u Niej błagać o łaski dla nas.

Aby wykorzystać wypraszane na nasze "konto" łaski, wybraliśmy się we trzech na propagandę. Poszliśmy na wioski w stronę morza. Ludzie ze zdziwieniem na nas patrzyli, bo niektórzy pierwszy raz nas widzieli. Wkrótce zabrakło nam "Rycerza". Byliśmy też w kilku świątyniach pogańskich. Co za przepych, bogactwo w niektórych! Przy jednej świątyni stało dwóch kandydatów na bonzów. Jeden miał 15 czy 16 lat. W przyszłym roku - jak nam oświadczył, już będzie bonzą. W tym czasie gromadka mocno podchmielonych ludzi przyszła do świątyni pogańskiej, posiadali na matach, pomodlili się chwilkę, potem poszli na "ołtarz" na poczęstunek, z czego i bożkom coś się dostało, zapalili świeczki, kadzidło i na tym skończyła się ich modlitwa. Nie wiem, co to miało znaczyć. Wróciliśmy około godz. 7 wieczorem, Br. Zenon przyjechał autobusem za 20 sen, bo biedny nie mógł już iść.

Odczuliśmy Niedzielę Misyjną porządnie (zwłaszcza w nogach). Ale w. sercu panowała radość, że przynajmniej tyle mogliśmy wu tym wielkim dniu misyjnym ofiarować Panu Jezusowi.

Byłem na wystawie szkolnej Seminarium Nauczycielskiego. Wystawa ta odbyła się z okazji ukończenia nowego gmachu szkolnego. Mają też duży plac na gry i różne imprezy sportowe. Wystawa była dość interesująca. Gabinety fizyczny, chemiczny i przyrodniczy dość bogate. W przyrodniczym było bardzo dużo zbiorów roślin i owadów, które sami uczniowie dostarczyli z czasów wakacyj. Widziałem ładne gatunki raków południowych o różnokolorowym nakryciu. Co też rzucało się w oczy, to uprzejmość oprowadzających i zażyłość nauczycieli z dziatwą szkolną. Dzieciaki biegają trzymając się za ręce nauczyciela i z nim rozmawiają. Ta zażyłość bynajmniej nie przeszkadza w należnej powadze i posłuchowi potrzebnej nauczycielowi. W ogóle widać wszędzie tężyznę i spoistość, ruch i pracę nad podniesieniem kraju do wyżyn pod każdym względem. Taki naród ma przyszłość przed sobą. Do nauki Japończycy bardzo się garną.

Narazie na tym poprzestaję. Prosimy o więcej szczegółów w listach do nas nadsyłanych, bo na taki wielki klasztor to zdaje mi się zbyt mało wiadomości.

Serdecznie pozdrawiam w Niepokalanej. Maryja!

Br. Alfons M-a.

Głosy czytelników "Seibo no Kishi"

LONDYN

Serdecznie dziękuję za otrzymany list i "Rycerza". Jak już Wam może wiadomo, niedawno otrzymałam Chrzest św. Jakże wdzięczna jestem Bogu za tę wielką łaskę.

żona p. ambasadora, p. Yoshida jest także katoliczką i mnie dużo pomagała w drodze do prawdziwej Wiary.

Modlę się stąd, aby dał Wam Pan Bóg dużo łask w pracy misjonarskiej w Japonii - mojej ojczyźnie.

Teraz przy końcu lata trzeba bardzo uważać na zdrowie; proszę o to. Załączam pozdrowienia.

Maria Teresa Sugako Terasaki

YAMAGUCHI KEN

Rano i wieczór już stało się chłodno i nastał początek jesieni. Wy wszyscy w wydawnictwie pracujecie pewnie bez zmian.

Pragnę żyć jako katoliczka i dziecię Boże, ale przez wiele lat choroby błądziłam i teraz wytworzyła się taka sytuacja. Gdybym przyjęła Wiarę wówczas, kiedy byłam zdrowa, nie byłabym taka niespokojna; zdaje mi się, że czułabym się teraz szczęśliwą. Kto bowiem jest w prawdziwej Wierze, chociaż jest chory, inaczej zapatruje się na chorobę. Jestem młodą matką, mam troje dzieci. Myślę wciąż o nich i codziennie mam wiele kłopotów.

Chcę jak najprędzej przyjąć Wiarę prawdziwą i wieść życie ustalone. Jaką książkę należało by najpierw przeczytać, przed przyjęciem prawdziwej Wiary? Jakim sposobem można przyśpieszyć przyjęcie Wiary? Proszę raczej wpierw o książkę niż o inne rzeczy, ale gdybyście mieli czas i napisali coś do mnie, byłabym bardzo szczęśliwa. Załączam trochę znaczków pocztowych.

W tych dniach otrzymałam od przyjaciela mego brata "Rycerza" i teraz uciekam się do Was po pociechę,

Nagai Ayako

YAMAGUCHI

Dziękuję za podanie adresów tutejszych czytelników "Rycerza". W najbliższych dniach mam zamiar ich odwiedzić.

Zgłosiła się do nas dziewczyna mówiąc, że ktoś przesyłał jej "Rycerza" i tak dowiedziała się o katolickim Kościele. Przychodziła uczyć się katechizmu i po pilnej i gorliwej nauce w święto Zesłania Ducha Św. otrzymała Chrzest.

Ponadto są i tacy, którzy przez czytanie życiorysu św. Teresy od Dz. Jezus w "Rycerzu", który jest przed bramą - przychodzą i pytają o szczegóły Wiary katolickiej.

Dziękujemy za gorliwość o chwałę Bożą.

Zarząd Kościoła katolickiego w Yamaguchi

TOYAMA KEN

Tutaj na wsi o miesiąc jest opóźniony Nowy Rok, więc mam trochę czasu. Mamy tu dużo kwaśnych mikanów, których sok używa się do kąpieli. Za wszystko, cokolwiek dobrego mi czynicie - serdecznie Wam dziękuję. Dużo myśli ciśnie mi się do głowy i to sprzecznych nawet. Wszystko postaram się wypowiedzieć.

Już mam przeszło 50 lat, więc jestem u schyłku życia. Gdy mam czas wolny od pracy, przypominam sobie swoje dzieciństwo, myślę o swych wnukach, a także o tym, gdzie pójdę po śmierci.

Ja jestem wierny "Jodoshu" (nazwa jednej z wielu sekt buddystycznych). Moja religia uczy, że gdy człowiek popełnia złe uczynki, to za pokutę zmienia się po śmierci w owada, potem w rybę, a następnie w jakieś zwierzę. Po odpokutowaniu znów zamienia się w człowieka. A gdy następnie żyje dobrze, to po śmierci, rozpływa się we wszechświecie. W ciągu życia trzeba mieć wiarę, ufność, zbierać dobre Uczynki i odmawiać "Namu amida butsu" (znaczy to dosłownie "Niezmierzony"). Przez praktykowanie tego można osiągnąć szczęśliwość. Tak poucza bonza w oterze.

Wierzę, że celem człowieka jest: założenie rodziny, pozostawienie potomstwu jakiegoś majątku, praca dla społeczeństwa i państwa. Aby ten cel osiągnąć, trzeba dużo cierpieć, mężnie znosić cierpienia i walczyć. Gdy tego nie będzie - nie można się spodziewać szczęśliwości po śmierci. To co teraz się cierpi, jest to skutek przeszłości. Jeśli teraz nie będzie się dobrze żyć - trzeba w przyszłości cierpieć. Mowa i uczynki człowieka muszą być dostosowane do rozkazów Buddy. A nauka Buddy uczy: nie patrzeć, nie słuchać i nie mówić tego, czego nie trzeba. Czy człowiek ma cierpieć, czy nie, to już jest zadecydowane od dawna, - tak w eterze uczą. Jaki by nie był zły człowiek, gdy się ucieka do Buddy - będzie szczęśliwy. Moja wiara "Jodoshu"" mówi, że człowiek swoją siłą może być zbawiony. Jednak mnie się zdaje, że to za łatwy sposób, by przez samo uciekanie się do Buddy być zbawionym, Ale my tego dobrze nie rozumiemy. Człowiek, żeby nie wiem, ile myślał, nie dociecze co będzie po śmierci.

Prawdziwa religia daje pouczenie co będzie po śmierci. Gdyby nie było przyszłego życia, sprawy tego świata nie miałyby znaczenia. Taka religia już się podobno ukazała, ale gdzie - nie wiem.

O ile moje myśli są błędne, proszę mnie pouczyć.

Maeda Rinsho