(Z NIEPOKALANOWA JAPOŃSKIEGO)
Znowu garść wiadomości ślemy.
Niedawno przyszło do nas dwóch młodych pogan; bardzo uprzejmi i grzeczni młodzieńcy. Przywitawszy się z nami według japońskich przepisów grzeczności, głębokimi ukłonami, poszliśmy zwiedzać nasz klasztor.
Wchodzimy do refektarza, gdzie na stole stoi figura Niepokalanej (ta duża która potem będzie umieszczona przy samej drodze i będzie wabić do siebie tak te dzieci, które Ją już znają, jak przede wszystkim nieznające Jej, by szli wyżej, tam do Jej zagrody zaczerpnąć pociechy i znaleźć Boga prawdziwego), a wokoło stołu O. Dyrektor, bracia Polacy i Japończycy, czy to piszą listy, czy też rozmawiają sobie (było to w niedzielę).
Prowadzę ich następnie do drukarni, pokazuję najnowszą maszynę drukarską i tłumaczę, że dopiero po raz pierwszy nową maszyną będziemy drukować "Rycerza" majowego, gdyż dotąd drukowaliśmy tylko małą maszynką. - A to w takim razie - powiadają mi - ta stara już nie będzie potrzebna. Gdzież tam - odrzekłem - wnet obydwie niestarczą i trzeba będzie jeszcze większą maszynę dokupić.
Idziemy dale j ku nożowi i spinaczce; tu tłumaczę, że tę maszynę dostaliśmy od pewnego pana (J. Fajansa) ze stolicy Polski - Warszawy. Wszystkiemu przypatrywali się i przysłuchiwali z wielkiem zainteresowaniem i zdziwieniem. Wypytywali się skąd jesteśmy, czy wszyscy Polacy, o której godzinie wstajemy o której idziemy spać itd. Wreszcie proszą, czyby nie mogli częściej do nas przychodzić i nie wieczorem, ale w południe. - Owszem, bardzo prosimy, po południu zawsze można przychodzić.
Wracamy. Po drodze zapytuję, czy widzieli naszą kaplicę. Na to jeden z nich mówi: mada, mada (jeszcze nie, jeszcze nie). Idziemy więc do kaplicy. Pokłoniwszy się Panu Jezusowi począłem polecać Niepokalanej te biedne dusze, by raczyła je pociągnąć ku Sobie. Jeden z nich ukląkł obok mnie. Drugi meśmiejąc wejść - stał w drzwiach. Po chwili jednak wszedł i również ukląkł. Biedne dusze, nie wiedziały co mają z sobą robić... Powstałem i przyciszonym głosem tłumaczę im, że tutaj schodzimy się często na modlitwy. Widać było z ich twarzy, że byli wszystkim dziwnie przejęci. Tu zdarzył mi się bardzo rzewny wypadek. Gdy bowiem zamierzałem już wyjść z kaplicy, uklęknąwszy przed naszym Boskim Więźniem Miłości i zmierzałem ku drzwiom, jeden z nich chwyta mię gorączkowo za rękę i ściskając ją z przejęciem, prosi mię: agami no michi wo ashicte kudasaj (proszę mię pouczyć, w jaki sposób oddaje się cześć Panu Bogu). Zrozumiałem o co chodzi, lecz nie dowierzając, czyżby naprawdę o to prosił, pytam, czego pragnie. On, ściskając moją rękę jeszcze mocniej, powtarza natrętnie swą prośbę Klękam więc powoli przed Najświętszym Sakramentem, by mogli sposób przyklękania dobrze zauważyć. Zaraz obydwaj naśladują mnie, kłaniają się głęboko Panu Jezusowi, a zostawszy tak przez chwilkę - daję znak do wyjścia. Włożywszy na nogi "gięty" (przed wchodzeniem do środka domu zostawia się je w przedsionku) i pożegnawszy się serdecznie - poszli.
Wzruszony tym ostatnim wypadkiem idę jeszcze raz do kaplicy, prosząc Mamusię naszą Niepokalaną, by raczyła, ich wziąć w Swą opiekę i przyprowadziła do Jezusa.
Po trzech dniach przychodzi list od jednego z nich, w którym dziękuje za serdeczne przyjęcie i przyznaje się, że nie śmiał więcej wypytywać się o życiu klasztornem, ale że pragnie częściej do nas przychodzić, pomagać nam w pracy, zazdrości nam takiego życia, a w końcu prosi, by pisywać do niego.
Na drugi zaraz dzień, spotkawszy jednego z naszych braci w mieście, przyszedł znów. A że był to dzień powszedni, z zajęciem przypatrywał się pracy; porozmawialiśmy nieco o P. Bogu, o szczęściu, o prawdziwej wierze i wrócił.
W krotce przyszedł znowu przyprowadzając z sobą kolegę. Przyniósł nam w ofierze bananów i pomagał nam w pracy. Odchodząc, daliśmy im do czytania "Dzieje Duszy".
Gdy przyszedł w Zielone Święta, rozmawialiśmy dłużej na temat religii.
Mówił, że w Japonii ludzie młodzi nie zajmują się tymi sprawami, ale dopiero gdy się zestarzeją - poczynają myśleć o Bogu i wierze. Pytam go: a czy to młodzi ludzie nie umierają? "O tak - powiada - i to dużo"- A więc co się z nimi dzieje po śmierci? Nad tym począł się poważnie zastanawiać Ja ciągnąłem, dalej. Jak Pan sądzi, w jakim celu stworzył Pan Bóg człowieka? Myślał... myślał, aż wreszcie powiada, że nie wie i prosi, bym go sam o tym pouczył. Tłumaczyłem jak mogłem słowa katechizmu, że człowiek żyje na to, by Pana Boga znał, czcił, kochał i Jemu wiernie służył. Potem znowu zagaduję, jak on myśli, którzy ludzie pójdą do nieba? Zastanowiwszy się nieco - mówi: "Tacy jak wy" Tu sprostowałem takie jego pojęcie, bo przecież nie wszyscy mogą i muszą być zakonnikami. Ci idą do nieba - odpowiedziałem - którzy wiernie pełnią Wolę Bożą. A o swojej wierze buddystycznej jak on myśli - pytam - czy jest ona prawdziwą religią udzieloną nam przez Pana Boga, czy też nie. "Tego to nie wiem, bo nie studiowałem tych rzeczy. O wierze buddystycznej wcale źle nie myślę, tylko bardzo nie lubię bonzów (kapłanów pogańskich). Czemu - zapytuję go. Zrazu nie chciał powiedzieć, ale jednak potem dowiedziałem się od niego; przyznał się bowiem, że dlatego ich nie lubi, iż nie prowadzą dobrego życia.
Zaczął się wynurzać przede mną ze swymi cierpieniami wewnętrznymi i przykrościami, jakich od ludzi doznaje. Pocieszałem go, by się tym nie martwił, ale całym sercem modlił się do Niepokalanej, a Ona go w tym pocieszy Mówię mu, że Pan Bóg jest Wszechmocny, dobry i chce nam wiele łask udzielić, tylko czeka, by Go o nie prosić. Najpewniej zaś i najprędzej te łaski otrzymamy, gdy będziemy Go prosić za przyczyną Niepokalanej, Która jest Matką Boga - Jezusa Chrystusa. Ucieszył się i przyrzekł modlić się do Niepokalanej.
Innym razem daliśmy mu przetłumaczone na japoński język "Zdrowaś Maryjo", "Pomnij o najlitościwsza Panno Maryjo..." oraz dostał figurkę Niepokalanej; bo jak tylko uczepi się Tej dobrej Matki, to już Ona reszty dokona.
Módlmy się wspólnie za niego jakoteż i za wszystkich pogan, by jak najprędzej poznali Niepokalaną, a przez Nią przyszli do Swego Boga - Jezusa.