ZAKOŃCZENIE KONGRESU
DO FENIKSPARKU. - POSZUKIWANIE. - MSZA ŚW. I BŁOGOSŁAWIEŃSTWO OJCA ŚW[IĘTEGO]- POSIŁEK. - PROCESJA RUSZA. - POBOŻNOŚĆ IRLANDZKA. - NA MOŚCIE O’CONNELA. - BŁOGOSŁAWIEŃSTWO NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENTEM. - DZIĘKI!-
Dziś od rana ruch i pośpiech na "Saturnii". Ostatni dzień Kongresu, nabożeństwo i procesja. Każdy radby jaknajprędzej udać się do Dublina, byle się przypadkiem nie spóźnić. Ale czasu mamy dosyć.
O [godz.] 10 obdarzają każdego z nas sporą torbą papierową z posiłkiem, bo obiad będzie dziś pewnie późno. - Kto by tam dźwigał z sobą jeszcze takie rzeczy - pomyślałem - za parę godzin z głodu nie umrę. Wziąwszy tylko pomarańczę, zostawiłem swój obiad, nie przypuszczając, że potem będę go żałował.
W Dublinie wsiadamy do trzech dużych autobusów i dalej w drogę do Feniksparku. Po jakimś kwadransie jazdy dostajemy się w taką ciżbę ludzi i pojazdów, że nie sposób jechać dalej. Po przeszło godzinnej jeździe, przystając co chwila, dotarliśmy wreszcie do parku.
Jednemu z naszych wozów udało się jakoś prędzej przedrzeć przez gąszcze aut i tłumów ludzkich, i przybył z kwandrans przed nami, co nabawiło jego pasażerów trochę kłopotu. Bo znajdująca się wśród nich "angielka" z Bydgoszczy, myśląc, że nasze autobusy już przed nimi przybyły, gna całą grupę pędem na plac nabożeństw, aby po mozolnych poszukiwaniach wśród mrowia ludzkiego przekonać się, że nas jeszcze nie ma. Aż zmęczeni i zdyszani wracają nasi poszukiwacze i znajdują nas czekających dość długo na... nich.
Rozwijamy nasz sztandar z Najświętszą Panienką Częstochowską z jednej a z białym orłem z drugiej strony i, ustawiwszy się w czwórki, maszerujemy. Na placu rojno - morze ludzkich głów zalało olbrzymie błonie. Poszczególne pielgrzymki i narodowości ustawiają się na wyznaczonych miejscach. Ale ani śladu zamieszania wśród tych setek tysięcy, wpływających kilka bramami na plac. My wchodzimy głowiłem wejściem, naprzeciw ołtarza się znajdującem. Burza oklasków wita, nas, gdy posuwamy się ku ołtarzowi, aby zająć wyznaczone nam dogodne miejsce na prostych ławkach, opodal chóru. Tylko nasze panie zabrano na drugą stronę, gdzie wzbiera fala różnobarwna niewiast. Jaka szkoda, że nasze panny asystujące przy sztandarze nie miały np. pięknych strojów krakowskich, tylko zwyczajne "międzynarodowe". Wrażenie byłoby świetne.
O godzinie 13 wychodzi uroczysta Msza św., którą celebruje arcybiskup z Baltimore. Ks. kardynał Legat asystuje na tronie w otoczeniu kardynałów i biskupów, a po odśpiewaniu Ewangelii wygłasza kazanie po angielsku. W czasie Mszy św. potężny chór, złożony z 500 mężczyzn i chłopców, śpiewa wspaniałe utwory klasycznej muzyki kościelnej. Pienia jego roznoszą megafony po całym parku i mieście.
Pełną głębokiego wzruszenia chwilę przeżyliśmy, gdy na końcu Mszy św. umilkł śpiew, a nad pochylonymi głowami klęczących rzesz rozległ się głos Ojca Św[iętego], który zapewniał nas z Watykanu, iż łączy się z nami w hołdach u stóp Jezusa Eucharystycznego, a następnie udzielił wszystkim apostolskiego błogosławieństwa. Radio rozniosło Jego słowa po całej Irlandii, głosząc wszystkim, iż Namiestnik Chrystusów, Ojciec Św[ięty], jednoczy się w modłach ze swymi dziećmi i serdecznie im błogosławi. A my, słuchając drgającego wzruszeniem głosu Jego, czuliśmy się naprawdę dziećmi, o których myśli i z którymi czuwa u stóp Jezusa - Hostii kochające, ojcowskie serce Głowy Kościoła...
Po Mszy św. posiłek. Rzesza rozsiadła się. Kto na ławkach, kto na trawie, jak ongiś lud w pobliżu Kafarnaum, kto stojąco - pożywają przyniesione z sobą albo tu otrzymane wiktuały. Teraz dopiero odczułem, że jednak warto było zabrać ową paczkę obiadową, którą z takiim lekceważeniem zostawiłem na "Saturnii", bo żołądek nie chce jakoś poprzestać na jednej pomarańczy. Ale trudno, musiał się zadowolić widokiem, jak inni konsumowali swoje zapasy.
Po półgodzinnym odpoczynku formuje się procesja. Jak świetnie zorganizowana! Wszystko doskonale obmyślano i przewidziano.
Procesja więc idzie kilkoma ulicami równolegle, osobno mężczyźni i osobno niewiasty, by prędzej można przebyć siedmiokilometrową przestrzeń z Feniksparku do Dublina. Poważne sznury z szóstek podwójnych i potrójnych idą i idą, zda się bez końca, wzdłuż rzeki Liffey, aby po kilkogodzinnym marszu zlać się znów w jedno nieprzejrzane mrowisko, na placu przy moście O’Connela.
Mnóstwo młodych skautów i skautek, niezwykle uprzejmych i grzecznych, towarzyszy procesji, podając słabnącym lub spragnionym wodę do picia. Sami trzymają się dziarsko, zachowując się z budującą pobożnością i skupieniem. To prawdziwe wojsko Chrystusa!
Podczas procesji wszyscy śpiewają pieśni eucharystyczne, odmawiają Różaniec, i znów śpiewają. Chór w Feniksparku zaczyna śpiew i modlitwy, a megafony zainstalowane gęsto wzdłuż całej drogi i po mieście, podają ten głos rzeszom pobożnych. I dlatego śpiew ich jest równy, zgodny, pełen namaszczenia, tętniący pobożnością. A półmilionowe miasto zamienia się jakby w olbrzymią świątynię rozśpiewaną, buchającą w niebiosa dymem wonnym modlitwy serdecznej, gorącej.
Próbujemy i my śpiewać. Bowiem za sztandarem idą mężczyźni i większość księży - tylko kilkunastu prałatów i kanoników przyłączyło się do duchowieństwa, reszta została pod polskim sztandarem. Zaintonowano więc "Twoja cześć, chwała" i "Kto się w opiekę", a później mówimy Różaniec.
Około godz. 18, tj. po 3½ godzinnym marszu, stanęliśmy w pobliżu mostu O’Connela. Olbrzymi plac, sąsiednie ulice, dachy domów zapełnione tłumami. A nowe fale pobożnych płyną i płyną. Stoimy tak z półtorej godziny, czekając, aż nadejdzie koniec procesji.
Obok nas stanęli mężczyźni i młodzieńcy irlandzcy. Nas boki nogi i krzyże, aż niektórzy słaniają się prawie, a oni stoją jak mur, poważni, skupieni i rozmodleni, śpiewając wytrwale. Ach, jak ci ludzie się modlą! Brak słów na opisanie ich żywej wiary, ich prawdziwie głębokiej pobożności, skupienia i przejęcia, jakie biją od nich w kościele, w czasie nabożeństwa. Mamy opinię narodu pobożnego. Wiara naszego ludu jest znana, a pobożność jego podziwiają obcy. Muszę jednak wyznać, że daleko nam do tej prostej, naturalnej a szczerej pobożności ludu irlandzkiego. I nie tylko ludu. Bo tam z równą, pobożnością i skupieniem modlił się, klęcząc na obu kolanach, prezydent de Valera, ministrowie, oficerowie - słowem inteligencja. Nie ujrzysz tam tych uroczystych "galówek", na których u nas różni panowie nudzą się formalnie, siedząc rozparci w fotelach i oglądając się na wszystkie strony. Tam wszyscy biorą udział we Mszy św., modlą się z książek albo odmawiają Różaniec. Dziś właśnie patrzymy, jak cała Irlandia modli się wszystką potęgą swej mocnej i żywej Wiary. A widok to bardzo podnoszący na duchu i budujący!
Wreszcie zbliża się koniec procesji. Długimi szeregami kroczy duchowieństwo: zakonnicy, księża, prałaci - razem ponad 6.000 osób, dalej biskupi w mitrach, a jest ich około 300. Pod złocistym baldachimem, niesionym przez księży, kardynał Legat niesie Najświętszy Sakrament. Wartę honorową pełni korpus oficerski. Obok baldachimu idzie prezydent Irlandii wraz z całym rządem. Za celebransem mienia się purpury kardynałów; wśród nich idzie J.Em. ks. Prymas Hlond i kard. Verdier z Paryża. Dalej postępują posłowie, korpus dyplomatyczny, profesorowie uniwersytetów, urzędnicy, palestra, wojsko, wreszcie organizacje religijne i społeczne.
Spoczął Jezus na tronie w specjalnie na Kongres zbudowanej białej kaplicy. Ku śnieżnej Hostii rwie się milion par oczu wielbiących kornie ukrytego w tej okruszynie opłatka Boga.
Ks. kardynał Legat przemawia do mikrofonu, wyrażając szczery podziw nad wspaniałością uroczystości kongresowych. Dziękuje też w imieniu Ojca Św[iętego] narodowi irlandzkiemu i jego władzom oraz składa życzenia błogosławieństwa Bożego dla całego kraju.
Wnet gną się kolana wiernych rzesz, podczas gdy chór śpiewa "O Salutaris Hostia" i "Tantum ergo". "Te Deum" i uroczyste błogosławieństwo Najśw. Sakramentem zakończyło XXXI Kongres Eucharystyczny.
Cóż to był za wspaniały widok, gdy przed utajonym pod postacią chleba Bogiem-Człowiekiem, setki tysięcy wiernych, które się zbiegły z różnych zakątków świata, schyliło kornie czoła, oddając cześć Tajemnicy Miłości! O, z jaką radością przyjmował Jezus te hołdy narodów, z którymi przybieżeli zewsząd Jego miłośnicy i czciciele! Jakże serdecznie błogosławił im i tym wszystkim, co z nimi jedną wiarą, tymi samymi sakramentami i jedną Głową widzialną złączeni, a jako członki Jego mistycznego ciała, nie mogli tu przybyć!
Bądź uwielbion, o Jezu, za Twą dobroć, za miłość niewymowną ku nam, za krocie łask, którymi nas zasypujesz! Cześć Ci najwyższa i chwała!
Bądź błogosławiona, o święta Matko - Kościele, że taką czcią, hołdami i miłością wieńczysz Swego Boskiego Oblubieńca Jezusa Chrystusa! Cieszymy się, iżeśmy twoją cząstką, dziećmi twoimi. Bo z twoją pomocą, twą czułą ręką prowadzeni, przez ciebie trafimy do Jezusa i do Jego Matki Maryi - trafimy do nieba, gdzie już nie pod osłonami, ale twarzą w twarz oglądać Go będziemy!