Wyznanie nawróconego ministra
Drukuj

Kiedy b. holenderski minister oświaty H. P. Marchant publicznie oświadczył, że przystąpi do Kościoła katolickiego[1] i w związku z tem zrzekł się kierownictwa reprezentowanej przez siebie partji, a urząd ministra oddał w ręce królowej. Dla wielu, nawet najbliższych jego przyjaciół, krok ten był tak niezrozumiały, że dłuższy czas uważano go za plotkę.

Nie rozumiano decyzji Marchanta przedewszystkiem dlatego, że jest on typowym intelektualistą, mózgowcem, którego nie posądzono o akty mające swe źródło, jak się powszechnie sądzi, w uczuciach serca, a nie w rozumie. Tymczasem rzecz miała się właśnie odwrotnie. Jak wyjaśnia sam Marchant w niedawno opublikowanej niezmiernie ciekawej książce: "Jak do tego doszedłem" (Hoe kwam ik er toe?), drogą, która go zawiodła do katolicyzmu, był przedewszystkiem rozum.

Nie czemu innemu, lecz rozumowi zawdzięcza Marchant, że nigdy nie był agnostykiem[2] i człowiekiem niewierzącym. "Niewierzącym - pisze - można być tylko wtedy, gdy nie korzysta się w pełni ze swych sił intelektualnych, gdy unika się myślenie o rzeczach, o których mózgiem naszym myśleć przecież możemy".

Matka nauczyła go modlić się, a z tem przyszło odczucie i zrozumienie zależności od "Najwyższej, godnej uwielbienia Mocy".

Niekatolickim sferom Holandji - twierdzi Marchant - przyznać można stateczność, życzliwość, rozsądek i bystrość, brak im jednak zupełnie pojęcia, czem jest i na czem polega katolicyzm. "Tylko nieświadomością, - dodaje - usprawiedliwić można uprzedzenie do Kościoła katolickiego". Zapewne, niektórzy z naszych teologów (protestanckich), przemawiają częstokroć bardzo pięknie, "ale to nie to, co mówi Ewangelja, w każdym razie Ewangelja przemawia znacznie piękniej".

Stykając się w ciągu wielu lat swej działalności politycznej z bardzo wielu katolikami, Marchant przekonał się, że istnieje między ich i jego poglądami znaczne pokrewieństwo duchowe, przedewszystkiem zaś szczególnie imponowało mu, jako politykowi, silnie w nich rozwinięte poczucie dyscypliny. Tej cechy nie dostrzegał natomiast Marchant w protestantyzmie, ściślej luteranizmie holenderskim. Luter, według Marchanta, nie był reformatorem, lecz zwykłym radykalnym rewolucjonistą, i co dla Marchanta bardziej jeszcze obciążające, wypowiadał wojnę nie tylko filozofji, lecz samemu rozsądkowi.

Książka Marchanta zawiera wiele cennych uwag nawet na tak trudne tematy, jak moralność i wiara, kapłaństwo, spowiedź, władza Kościoła, cześć dla N. Marji Panny, Krzyża i t. p., z których widać, że autor wiele czytał, jeszcze więcej przemyślał i dużo ma do powiedzenia.

Co się tyczy skierowanych przeciw niemu po nawróceniu oskarżeń, Marchant rozprawia się z niemi krótko, pisząc: "Wyrokowanie przez sędziów nieświadomych jest bez znaczenia".

[1] Pisaliśmy już o tem w "Rycerzu N." w roku ubiegłym, nr. 10 (166).

[2] Agnostyk człowiek, uznający niemożność uzasadnienia istnienia Boga; niewiedzący.