Wypróbowana recepta

Źle działo się w w. XIII w społeczeństwach, a i trzoda Chrystusowej owczarni rozbiegła się, szukając pastwisk życia wygodnego i błąkając się bezmyślnie po bezdrożach obojętności religijnej. Przytem różne herezje, niby żarłoczne wilki, żerowały na ciemnocie i nieświadomości religijnej, czyniąc ogromne spustoszenie w szeregach Jezusowych. I zdało się, że już rozpadnie się budowa Mistrza z Nazaretu - Kościół, wiązania jego bowiem falami prześladowań i zajadłości heretyckiej stale miotane, a i same fundamenta wysadzane dynamitem ludzkich namiętności - trzeszczały złowrogo, gmach się chwiał, a szatani, widząc id, chichotali radośnie, czekając zupełnego upadku i ruiny.

Ale nic z tego! Ten, Który budowanie Swoje na niezachwianej wsparł opoce, Ten, Który jest Głową niewidzialną Swego Królestwa na ziemi, - Ten, o Którym myślano, że opuścił już wśród nawałnic łódkę Piotrową - spoczywał w niej cicho, jak gdyby czekając, kiedy złowroga fala dosięgnie zenitu i pocznie już barkę zalewać, aby ją wtedy cudem Swej Wszechmocy zatrzymać.

A i ratunek iście Boży obmyślił, cudowny, nic z rozumowaniem i przebiegłością ludzką wspólnego nie mający

Bo oto do dzieła odnowienia chrześcijaństwa, do ogromnej pracy podtrzymania rozluźnionych i rozpadających się wiązadeł społeczności ludzkiej powołał człowieka - prostaczka, nieuka i nędzarza. Słowem wybrał sobie Chrystus męża wzgardzonego od świata - ale i gardzącego światem, odepchniętego przez świat - ale i uciekającego odeń, znienawidzonego przez świat - ale i nienawidzącego świat, podobnie jak nienawidził świata Jezus.

Tym mężem - to Franciszek z Asyżu.

On - prostaczek pokorny, nic nie umiejący oprócz miłości Ukrzyżowanego, nic nie posiadający - bo związał się najściślej ślubem z przezacną »panią Ubóstwem«, otrzymał zlecenie i rozkaz od samego Chrystusa, aby odbudować walący się Kościół, aby zleczyć rany ropiejące ludzkości, wyuzdaniem i nienawiścią wzajemną zadane, aby Królestwo Chrystusowe wskrzesić na ziemi.

I z zadania tego wywiązał się świetnie!

Uszedł najpierw od świata i w rozmyślaniach na pustkowiu przekuwszy swą duszę na stal nieugiętą, a czyste zawsze i szlachetne serce rozpaliwszy do białości miłością Ukrzyżowanego Jezusa i zapłonąwszy żądzą bohaterskich poświęceń dla Niego - wychodzi w zgrzebną suknię odziany i przepasany powrozem, aby jąć się tego olbrzymiego dzieła.

Jak tu zabrać się do tego, aby ludzkość na nowe pchnąć tory?

Znalazł rozwiązanie tego pytania i wyszedł do szyderczego i bezmyślnego świata, niosąc dlań w zanadrzu przeogromna miłość: Jezusa i bliźniego. Ta miłość podwójna utorowała mu drogę do wszystkich serc.

A gdy ten wielkiej bogomyślności i miłości przykład ujrzały dusze szlachetne, porwały się, by biec za nim po drogach świętości.

I to dało początek pierwszemu zakonowi, który Franciszek w pokorze wielkiej Braćmi Mniejszymi nazwał.

Tych tedy swych braci wysłał Franciszek w świat szeroki, aby spoganiałemu chrześcijaństwu własnego życia przykładem pokazali wzniosłość i wielkość i świętość ewangeliczną.

Szli więc od miasta do miasta, od wioski do wioski i głosili wszystkim Chrystusa Ukrzyżowanego, a życiem umartwionem i wyzutem z wszystkich światowych przyjemności i ubożuchni jak sam Chrystus i - jak On - miłością wszystkich: maluczkich i pogardzonych, ubogich i cierpiących wespół z wielmożami i dostojnymi ogarniający - rzucali posiew nowego, ewangelicznego żywota.


Św. Franciszek
Św. Franciszek pogrążony w modlitwie na pustkowiu.

A gdziekolwiek stąpili - gasły waśnie, uśmierzały się nienawiści, wrogowie się jednali - wszyscy zaś zmieniali życie złe na cnotliwe, miękkość i rozpusta ustępowała pokucie, a sroga nienawiść i tyraństwo wyciągało miłosiernie dłoń ku gnębionym dotychczas i prześladowanym, pyszni i wyniośli przywdziewali pokutnicza szatę Braci Franciszkowych, aby w pogardzie i zapomnieniu u świata prowadzić odtąd żywot swój.

I ci to pokorni Bracia stali się początkiem odnowienia społeczeństw, bo wielu nawracało się, porzucając dotychczasowe występne życie.

Wielu jednak z tych, co chcieli świat podły porzucić i w ustroniu zakonnego zacisza pokutny wieść żywot, nie mogło opuścić obowiązków rodzinnych. I cóż im, biedakom, troskającym się o duszy swej zbawienie i płaczącym poradzisz, dobry Bracie Franciszku?

Po licznych i gorących modłach zaniesionych do "Ukrzyżowanego Pana Jezusa - sam Bóg podsunął Franciszkowi cudowną myśl: utworzenie trzeciego zakonu świeckich.

A wstępowali doń wszyscy dobrego życia spragnieni, którzy postanowili wznieść się ponad ten szary, brudny świat, a zapewnić swej duszy zbawienie. Złączyli się tu możni i nędzarze, prostaczek z uczonym, dotychczasowi nieprzyjaciele podali sobie dłoń, gdyż jedna myśl ich ożywiała, wspomnieli, że jednego Ojca są dziećmi.

I przez te to trzy zakony Franciszek stał się reformatorem średniowiecza, ujął w karby Bożych przykazań rozprzężone społeczeństwo, czego dokonać nie mogli ani uczeni, ani myśliciele, ani władcy potężni.

On, pokorny Brat Franciszek to uczynił. Odnowił ludzkość!

Nam tak ciężko, tak się wikłamy w różnych receptach, podawanych nam przez różnych znachorów społecznych, jako »niezawodne« lekarstwo na dzisiejsze niedomagania! Gdybyśmy chcieli zrozumieć, że reformę społeczeństwa trzeba od siebie zacząć, jak zaczął św. Franciszek, gdybyśmy to chcieli łączyć się w bojowy szyk pod Jego sztandarem, jak tego żąda Namiestnik Chrystusowy, gdybyśmy wreszcie pojęli, że niemasz dla nas innej deski ratunku, jak krzyż Chrystusowy i Jego święta Ewangelja... Gdybyż to, gdybyż...

Ale my wolimy błąkać się po krętych ścieżkach, wyszukiwanych przez różne ciemne indywidua, wolimy próbować naprawy innych, niż siebie, wolimy wreszcie stać z załamane-mi rozpaczliwie ramiony, niż imać się roboty.

I dlatego możemy przegrać!..

Lecz jeszcze czas! A zatem imajmy się dzieła odnowienia dusz naszych! Przykładem i wzorem będzie nam ten ognisty, żarliwy, a tak sympatyczny w swym miłosnym uśmiechu św. Franciszek z Asyżu.


Różaniec jest to potężna broń, jaką mi Najśw. Dziewica dała. Z nim w ręku zwalczajmy opór błędnowierców i złość grzeszników, a wkrótce wejdą oni w siebie i uznają swój błąd.

Św. FRANCISZEK SALEZY

Prędzej niebo i ziemia się zapadną, aniżeliby Marja miała nie wyratować tego, który szczerze pomocy Jej wzywa.

Św. WINCENTY a PAULO