Nauczyciel pewien dziwnie otwarty i szczery wpatrzony w moją zakonną suknię nazwał mnie człowiekiem wykolejonym.
- A to dlaczego? - zapytałem.
- Bo każdą osobę odrywającą się od tego świata za wykolejoną uważam.
- W ścisłem czy dalekim słowa tego znaczeniu?
- Choćby i w ścisłem: jako pociąg ze szyn niekiedy zstępuje, tak pewne osoby z normalnego trybu życia.
- I zawsze wtedy się wykolejają.
- Zawsze.
- A jeśli nie jak ociężały pociąg ze straszną zadymioną lekomotywą po tej ziemi biec, ale na sposób samolotów (aeroplanów) po wyżynach powietrznych wzbijać się pragną? Czy i wtedy wykolejone?
- Cóż za pomysł znowu!?
- Proste zbicie pańskiego obrazowego twierdzenia. Proste porównanie życia osób odrywających się od tego świata do samolotów już nie sunących, lecz lecących i nie wedle szyn kolejowych, lecz po górnych, a swobodnych przestworzach błękitu.
- A to mi się podoba!
-" I życie oderwane od tego świata, duchowe też?
- Teraz także!!