Wspomnienie
Rycerz Niepokalanej 1/1947, grafika do artykułu: Wspomnienie, s. 43
Rys. Mieczysław Kościelniak

Rok 1941 był dla obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu straszny. Ciasnota, brud, jeden ustęp na kilka tysięcy ludzi, a przede wszystkim ustawicznie dręczyły nas wszy i pchły.

Bicie było czymś nieodzownym; bito o każdej porze dnia i nawet nocy, bito w pracy i na bloku, zabijano za drobiazg, strzelano do ludzi jak do ptaków, zabijano głodem, zastrzykami fenolu, powszechnie panowała czerwonka, tyfus plamisty, gruźlica... nad obozem unosiła się śmierć, chwytając potwornymi szponami tysiące więźniów niewinnych.

Było to w dniu święta Bożego Ciała w czerwcu 1941. Tego dnia obóz odetchnął na kilka godzin. SS-ni dostali przepustki do miasta, kapowie jakoś dali nam spokój.

Po tak zw. obiedzie kolega Zygmunt Kołodziejski zaproponował mi, bym udał się z nim między bloki 18 i 19-ty, tam będzie kilku kolegów księży, kilku świeckich to sobie porozmawiamy o rzeczach, - może nawet nieobozowych. Kilku kolegów z mojego transportu znałem. Przedstawiono mi cichego i skromnego, pełnego powagi i spokoju więźnia, który szepnął mi niewyraźnie swe nazwisko. - Zygmunt rzekł mi wtedy: Mietku, to O. Maksymilian Kolbe, wiesz ten, który założył Niepokalanów koło Sochaczewa i w Japonii.

Przyjrzałem mu się uważnie i trochę z ciekawością ale bez zdziwienia. Wszyscy przecież jesteśmy szarzy, ostrzyżeni, w pasiakach, nędzni. Odebrano nam zwykłe ludzkie ozdoby, godność ludzką, wolność...

Ostrożnie, by nie zwracać na siebie uwagi, przechadzaliśmy się w tłumie więźniów, potem siedliśmy na belkach i cegłach budującego się bloku. Kolega Kolbe począł mówić przyciszonym głosem o święcie Bożego Ciała, o Bogu Wielkim i Wszechmocnym i o naszym cierpieniu, którym On nas doświadcza, by przygotować do lepszego życia. Zachęcał do wytrwania i odwagi, bo przecież zło i tak minie. Istnieje przecież sprawiedliwość Boża i wkrótce ona się okaże; nie załamywać się moralnie.

Słuchaliśmy go w skupieniu, zapominając na chwilę o głodzie i poniżeniu, przecież duszy w nas nie zabito, przecież my pasiaki, my jesteśmy czym innym od naszych prześladowców, godności w nas nie zabito, godności katolika i Polaka.

Pokrzepieni na duchu wracaliśmy na swoje bloki. Nie, nie załamiemy się, wytrwamy na pewno, nie zabiją w nas polskiej duszy strachem. A, jeśli umrzemy, to nieskażeni i spokojni, poddając się wyrokowi Bożemu.

Tak przemawiał do nas Ojciec Maksymilian Kolbe, franciszkanin, wielki kapłan, późniejszy bohater i dobrowolny męczennik, który swoje życie ofiarował za kolegę więźnia.