Wielkiego Ojca Wielki Syn

(Ciąg dalszy) 4.

Gdy pewnego razu rozmawiał św. Antoni z heretykiem o niezgłębionej tajemnicy Najśw. Sakramentu ołtarza, zacietrzewiony w swym uporze niedowiarek zawołał: "W to, co mówisz, t. j., że twój opłatek po konsekracji jest prawdziwie Jezusowem Ciałem dopiero wtedy uwierzę, gdy mój osioł, przez trzy dni morzony, na widok tej Hostji upadnie na kolana wobec zgromadzonego na rynku ludu i odda hołd Bogu waszemu, gardząc podawanym mu owsem."

Choć zaskoczony taką propozycją św. Antoni, mając jednak silną wiarę, iż Bóg, aby ratować tyle uwikłanych błędem dusz, spełni cud, zgodził się na wyzwanie: "Ponieważ próba miała się odbyć dopiero za trzy dni, w czasie których heretyk głodził osła, nic mu nie dając do jedzenia, Antoni jął się ostrej pokuty, biczując ciało niewinne, poszcząc przez te dni surowo i ze łkaniem błagając Chrystusa, aby pozwolił mu tę zatwardziałą duszę zdobyć. - A w mieście, po którem rozeszła się wieść o niecnej propozycji heretyka, zawrzało. Wierni oburzają się na przewrotnego kacerza, heretycy zaś szydzą, już naprzód triumfując.

W gorączkowem oczekiwaniu nadszedł dzień naznaczony. Na rynku od wczesnego ranka gromadzą się tłumy wiernych i heretyków. Jedni z ufnością w sercu, iż Bóg moc Swoją okaże; drudzy z ciekawością, czekając, iż cud się "nie uda" i znów będą mieć okazję do nowych szyderstw i drwin.

Cud Eucharystyczny za wstawiennictwem św. Antoniego

Po Mszy św. wyszedł św. Antoni, ubrany w szaty liturgiczne, z Przenajśw. Hostją w dłoniach. Już się zbliża do gromady niewiernych, skupionych około swego wodza z osłem Równocześnie podają wygłodzonemu zwierzęciu owies. Atoli osioł odwraca się od kosza z owsem, a zwracając się do Najśw. Sakramentu, pada na kolana. Ludzie oniemieli z podziwu, patrząc na cud. Szmer niespokojny przeszedł wśród sekciarzy. Patrzą na swego wodza, a ten zawstydzony w swoim uporze przez bezrozumnego osła, pada na kolana, wyznając z pokorą, iż w tej nikłej Hostji prawdziwie Bóg jest ukryty i wyrzekając się błędów swych. Wszyscy też wierni, chwalą Boga za niezwykły a tak oczywisty cud, odprowadzili Męża Bożego w procesji do kościoła, gdzie korną złożyli podziękę eucharystycznemu Jezusowi za złamanie uporu heretyckiego i zdobycie cudem dla św. wiary.

O, jakże silną była wiara św. Antoniego! Choć wyzwanie heretyka było jawnem kuszeniem Boga, jednak on wiedział, iż dobry Bóg używa nieraz ludzkiej przewrotności, aby ją zawstydzić i złamać. Jak niezłomnie i głęboko wierzy w prawdziwą, rzeczywistą i istotną obecność Jezusa w Najśw. Sakramencie! My również tę samą, co św. Antoni wyznajemy wiarę katolicką, w te same co i on wierzymy prawdy, tej samej też za naszą wiarę spodziewany się nagrody Przynajmniej tak być powinno! Ale jest często zgoła inaczej, tak, że ani nam się porównywać z nim! Wierzymy powierzchownie, bezmyślnie, nie chcąc wyciągnąć konsekwencji z naszej wiary. Między innemi wierzymy i w obecność P. Jezusa w Najśw. Sakramencie Ołtarza. Ale bodaj tam taką wiarę. Mówisz, ze wierzysz, ale to chyba kpiny, jak onych heretyków. Bo gdybyś wierzył, iż na ołtarzu w Tabernakulum jest Twój Bóg, to chybabyś się inaczej zachowywał w kościele. Nie byłbyś tak rozproszony w modlitwie czyli rozmowie z Nim, nie oglądałbyś się na wszystkie strony, nie rozmawiałbyś i nie ziewał z nudów, tak, jakbyś rozmawiając lub znajdując się przed wysoko postawioną osobą unikał tego wszystkiego, czembyś ją sobie mógł zrazić lub rozgniewać.

A nasze niewiasty, raczej pewna, znaczna jednak ich część, czy wierzy w obecność P. Jezusa w Tabernakulum? Naprawdę, wątpić w to trzeba, owszem wprost powiedzieć, nie wierzą. Bo tylko tą niewiarą heretycką można wytłumaczyć to, że przychodzą do świątyń tak nieskromnie ubrane, iż zdaje się, że zatraciły już zupełnie poczucie wstydu i przyzwoitości. I nic tu nie pomagają napomnienia kapłanów i biskupów, co gorsza, te katoliczki (z imienia) są głuche nawet na głos Ojca św.! Dla nich większem prawem jest to, co wymyśli jakiś żyd paryski czy inny bezwyznaniowy, opłacany przez masonerję krawiec, a co nazywa się modą, niż najświętsze przykazania Chrystusa, niż zbawienie duszy. Dla mody poświęcą wszystko, podeptają własną godność i zesromocą wstydliwość, zlekceważą przeświętą obecność Jezusa eucharystycznego, nie myśląc o tem, iż swym strojem niezupełnym, nieskromnem obnażaniem się lżą Boga, i w wielu sercach rozpalają brudne żądze. - Oj, brak to wiary przerażający, a raczej brak zastanowienia się nad jej przepisami!

Ale odwróćmy oczy od tej bolączki, a wzbudzając i ożywiając uczucia wiary w prawdziwie i istotnie obecnego mi naszych ołtarzach Chrystusa, spieszmy odtąd do kościoła jak najczęściej, by z Jezusem poufnie w modlitwie szczerej porozmawiać, by Go przepraszać za wyrządzane Mu ciągle zniewagi, by Jego błogosławieństwo: pomoc dla siebie i bliźnich wypraszać, by w troskach i zawodach pociechy u Niego szukać. Bo On po to wśród nas aż do skończenia wieków pozostał, by być nam przyjacielem serdecznym, podporą w upadkach, lekarstwem na nędze i słabości duchowe, pokarmem, krzepiącym wątłe siły nasze i zasilającym nas do walki o wieczną szczęśliwość.

I to tak blisko nas jest codziennie, a my o tem nie pamiętamy!