5) (Ciąg dalszy)
O głębokiej nauce i niezwykłej świętości Antoniego dowiedział się św. Franciszek. Akurat świętego i uczonego brata potrzebował na profesora teologii, dla kleryków, sposobiących się do święceń kapłańskich. Pisze tedy błogosławiony Ojciec list do Ojca Antoniego: "Drogiemu Bratu Antoniemu brat Franciszek przesyła pozdrowienie w Chrystusie. Podoba mi się, abyś braciom wykładał teologię św., pod warunkiem, abyś tą nauką nie wyziębił w Sobie lub w nich ducha świętej modlitwy i pobożności, według przepisów. Żegnaj!!"
Więc prócz pracy kaznodziejskiej miał się jąć jeszcze i wykładania teologii. Chętnie podjął ten nowy trud, a w rozkazie św. Ojca dopatrując się woli Bożej, usiłował skarby swego rozumu i serca przelać w młodociane dusze swych współbraci zakonnych.
Wykładając teologię klerykom zakonnym, nie przestał św. Antoni głosić kazań, czyniąc wędrówki misyjne do okolicznych bliższych i dalszych miejscowości.
Jedną z placówek, na których rozwijała się działalność Świętego, było miasto Vercelli. Tam-to zetknął się on ze słynnym podówczas uczonym teologiem i mistykiem opatem Tomaszem Gallo. A ponieważ jeszcze przed przybyciem do miasta uprzedziła go była sława jego cudów, zdziałanych w innych miastach, ludność chętnie gromadziła się na kazania, jak również, by zasięgnąć rad zbawiennych u niego.
Gdy razu pewnego miał przemawiać do zgromadzonego ludu, naraz wśród lamentów i płaczu przywożą przed kościół zwłoki zmarłego przed chwilą jedynaka, utrzymującego rodziców. Matka zawodzi boleśnie, prosząc o ratunek. A święty, litując się nad jej łzami i opuszczeniem, ujmuje dłoń zmarłego i wśród gorącej modlitwy wraca mu życie. A podobnych cudów działał wiele. Oto innym razem po jego kazaniu zgłasza się do niego do spowiedzi młodzieniec i wyznając z żalem, że w porywie gniewu kopnął matkę. św. Antoni każe mu przeprosić matkę pokornie i prosić o przebaczenie. Młodzieniec to uczynił i matka mu przebaczyła, dodając jednak, że za takie obchodzenie się z matką Bóg go ukarze.
Młodzian, przerażony groźbą, przypomina sobie słowa Pana Jezusa z Ewangelii: Jeśli oko twoje gorszy cię, wyłup je, a jeśli ręka lub noga twoja gorszy cię, odetnij ją i odrzuć precz od siebie, bo lepiej ci chromym wnijść do królestwa niebieskiego, niż mając obie ręce i nogi, być wrzuconym w ogień wieczny. Słowa te maja znaczenie, że choćby nam był ktoś tak miły jak oko lub tak potrzebny jak ręka czy noga, jeśli jednak jest nam przyczyną grzechu, koniecznie musimy z nim zerwać, bo lepiej nam bez onej drogiej a złej osoby zbawić się, niż wraz z nią narażać się na potępienie wieczne. Ale młodzian, niewiele myśląc, wziął topór i odciął sobie nogę, jako tę, która stała mu się powodem grzechu.
Na krzyk matki zbiegło się sporo ludzi, a ktoś pobiegł do świętego i opowiedział, co zaszło. Przychodzi Antoni i, widząc znanego mu już młodzieńca i jak z gorliwości nieroztropnej uczynił się kaleką, zbliżył odcięty kawałek nogi do rany i ta w mgnieniu oka zrosła się tak, iż nie zostało nawet śladu ucięcia.
I bardzo wiele cudów towarzyszyło św. Antoniemu, gdziekolwiek się zjawił. Przeszedł więc prawie całą Francję: głosił kazania w Montpellier, w Le-Puy-en-Velay podbijał słuchaczy w Burges i w Arles, jego dźwięczny głos rozbrzmiewał w Limoges, Queyroix - a gdziekolwiek się zjawił, tam triumfowała prawda, a błąd i fałsz pierzchały przed potęga jego wyrazów, źli i przewrotni naprawiali swe obyczaje, patrząc na święty jego żywot i cuda towarzyszące jego nauce.
I czemże to św. Antoni zdobył sobie u Boga taką moc cudotwórczą, czym zdobył tyle względów Bożych, że gdziekolwiek stąpił, cuda towarzyszyły mu wszędzie, pomagając w zdobywaniu niewiernych lub oziębłych dusz? Oto silną, żywą wiarą swoją.
"Bez wiary nie można podobać się Bogu" - mówi Apostoł. Nie chodzi tu o uczucie, o chwilowy jakiś nastrój pobożny, na który się zdobywamy, idąc w niedzielę do kościoła. Ale o wiarę stałą, mocną i żywą, tj. o uznanie za prawdę wszystkiego, co Chrystus objawił, a co Kościół św. do wierzenia podaje i o wprowadzenie tego w życie. A więc chcąc wierzyć po katolicku, nie możemy robić wyboru pomiędzy prawdami wiary: jedne, jako wygodne, przyjmować, a drugie, jako mniej dogadzające naszym spaczonym pojęciom, odrzucać. Nie. Wierzyć trzeba we wszystko. Zatem nie tylko w niebo i miłosierdzie Boże, ale i w sprawiedliwość Boża i w piekło, którego się ta sprawiedliwość domaga, a które różni niedouczeni "mędrcy, odrzucają, jako niemożliwe; jako niezgodne z bezgraniczna dobrocią Bożą. Przyczyną ich niewiary są najczęściej grzechy ciężkie, którymi obciążali swe sumienie, i wmawiając w siebie i w drugich, że piekła nie ma, aby, to sobie powiedziawszy, mogli nadal grzeszyć swobodnie i bez obawy.
Drugim znów inne prawdy się nie podobają, więc nie chcą ich uznawać, mimo, że chcą uchodzić za wiernych katolików.
Inni wierzą, lecz dopóty, dopóki im wszystko idzie według ich myśli. Gdy im szczęście przestanie sprzyjać - upadają na duchu, wątpią w Opatrzność Bożą, a nieraz wpadają w rozpacz. To słaba wiara, chwiejąca się od podmuchu przeciwności. I taka wiara nie wystarczy.
A inni jeszcze wierzą, wierzą we wszystko, lecz tylko teoretycznie, gdyż życie ich całkiem innymi biegnie torami, niż te, które wskazuje wiara. Stąd ciągły u nich rozdźwiek i rozbrat między tym, co wierzą, a tym co czynią. I takich katolików dziś chyba najwięcej. Wierzą po chrześcijańsku żyją zaś po pogańsku. - Taka wiara też im do zbawienia nie wystarczy, bo według słów Pisma Św[iętego] "wiara bez uczynków martwa jest." A zatem nie wystarczy tylko wierzyć, lecz trzeba nadto postępować według wskazówek, według przepisów wiary świętej. Bo tylko taka wiara, życiem codziennym kierujące, może człowieka uszczęśliwić w wieczności, taka tylko wiara prowadzi do Boga.
A my czy tak wierzymy? Niestety, wiara nasza słaba, bo zbyt łatwo chwieje się, zbyt szybko ulegamy złym wpływom apostołów fałszu, wilków drapieżnych, przychodzących do owczarni Chrystusowej w odzieniu owczym, których dzisiaj tak wiele się namnożyło. A jeśli chodzi o wprowadzenie w życie tego, w co wierzymy, to dziś jesteśmy znów świadkami smutnego rozdziału pomiędzy tym w co wierzymy, a tym co czynimy.
Ale trwać nam trzeba silnie przy Chrystusie, przyjmując za prawdę wszystko, czego On nas przez Swój Kościół naucza i nie dając się odwieść od prawdziwej religii apostołom fałszywych "kościołów", które potworzyła pycha ludzka.
Wierzmy we wszystkie prawdy Boże mocno i niezachwianie, a wiarę tę ujawniajmy w codziennym życiu!