6) (Ciąg dalszy)
Jesteśmy w okresie życia św. Antoniego, w którym Święty rozwija ogromną działalność apostolską. Widzimy go więc, jak niezmordowanie głosi kazania. A tłumy całe garną się do niego po kazaniu, by przed Mężem Bożym otworzyć swe sumienia.
Zostaje wybrany przełożonym klasztoru w Puy. Nowy więc obowiązek spada na jego barki: troska o braci podwładnych. Wywiązuje się też z nałożonego żądania idealnie, gdyż nauczywszy się słuchać jako podwładny, umiał teraz zdobyć sztukę rozkazywania; we wszystkich posunięciach kierował się miłością bliźniego, rozumiejąc dobrze zacność i wielkość tej cnoty.
Nie zaniedbuje też głoszenia słowa Bożego. Proszą go z kazaniami do miast i wiosek - wszędzie idzie, wiedziony pragnieniem przysłużenia się chwale Bożej i dobru nieśmiertelnych dusz. A słuchacze widząc jego gorliwość i żywy przykład świętości niezwykłej, spraszają Braci jego zakonu i budują im klasztorki.
Cuda też przeróżne szły wszędzie za nim, budząc podziw i uwielbienie dla Cudotwórcy, święty posiadał także ar proroctwa.
W mieście Puy mieszkał pewien młody i lekkomyślny adwokat, św. Antoni, ilekroć się z nim spotkał, kłaniał mu się z wielkim szacunkiem. To drażniło adwokata, który przypuszczał, że zakonnik drwi z niego i szydzi publicznie. Postanowił więc unikać świętego. Po jakimś czasie jednak spotyka go znowu. Antoni pozdrawia go uprzejmym ukłonem. To wyprowadziło z równowagi młodzieńca. Przyskakuje do Świętego i woła z gniewem: "Gdyby nie wzgląd na twój mniszy habit i stan duchowny wnetbym ci się odpłacił za twe szyderstwa! Poprzestań, bo w przyszłości nie zniosę tego i miecza nie utrzymam!"
Odpowie mu Zakonnik: "Chętniebym przyjął od ciebie to, o czym mówisz. Ale ty tego nie uczynisz, gdyż bynajmniej nie z złośliwości klękam przed tobą, lecz zmusza mię do tego szacunek jaki mam do przyszłego męczennika za wiarę. Gdy się moje słowa spełnią nie zapomnij o mnie".
Rozśmiał się adwokat, słysząc taką przepowiednię, lecz później zastanawiając się częściej nad swym bezcelowem życiem, wnet je zmienił na pokutne. Rozdał majątek ubogim, a po kilku latach udał się z pielgrzymka do Palestyny wraz z biskupem z Puy. Tam, żarliwością ogarniony, począł głosić wiarę Chrystusa mahometanom, za co spotkała go śmierć męczeńska. Idąc na śmierć, opowiedział otaczającym go chrześcijanom o przepowiedni św. Antoniego, który już wówczas nie żył. To powiększyło jeszcze cześć świętego Cudotwórcy. -
W Bourges odbywa się synod prowincjonalny, na którym widzimy Antoniego w roli kaznodziei synodu, powierzonej mu przez delegata apostolskiego. Tak też zapalił uczestników synodu do odnowienia własnych dusz, iż wszyscy uznali konieczność spotęgowania życia nadprzyrodzonego w sobie, aby móc przeprowadzić reformę obyczajów wśród wiernych. Nie oszczędzał nikogo, mówił prawdę bez ogródek, słusznie dowodząc, że lud, widząc złe postępowanie swych wodzów duchownych, nie wierzy ich słowom i ewangelią, nawet gotów wzgardzić. Słowa Pisma "świętymi bądźcie, bom i Ja jest święty" odnoszą się w szczególności do kapłanów.
Owocem tych żarliwych przemówień były zbawienne postanowienia synodu, które w krótkim czasie wypleniły herezje spośród mieszkańców tych okolic, a wśród wiernych wznowiły obyczaje chrześcijańskie.
Widzimy potem naszego świętego przemawiającego na kapitule zakonnej w Arles, gdzie to wśród uniesienia świętego i ognia miłości Bożej, którym serca wszystkich braci rozżarzył, ukazał mu się św. Ojciec Franciszek z jaśniejącymi stygmatami, błogosławiący z radością zgromadzonych.
Tam zostaje wybrany kustoszem czyli przełożonym nad kilku klasztorami. Odprawia wizytację konwentów w Limoges (Limoż), Sanminiano i Briva.
Kroniki zakonne opowiadają, iż w tym ostatniem mieście był nowicjusz, trapiony pokusami, by opuścił klasztor. Uległ pokusie i postanowił wrócić do świata. Przejrzał duszę młodziana Św. Antoni, a wezwawszy go do siebie, z miłością ojcowską zachęcił do trwania w świętem powołaniu, a potem tchnął na niego, mówiąc: "Weźmij, bracie, z tym tchnieniem ducha męstwa". I wstał młodzieniec uleczony i przywiązany dusza całą do Zakonu. I był gorliwym i świątobliwe wiódł życie.
Liczne cuda zdziałał nasz święty w Briva. Widać dłużej tam bawił, a ratując dusze od piekła, nie zaniedbywał ocierać łez, pocieszać strapionych, goić rany serca cierpieniem zadane.
Ach, bo on umiał cenić i praktykować cnotę miłości bliźniego. Wiedział, że ona jest najważniejszą z cnót. Pamiętał na słowa Chrystusa: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się społecznie miłowali, jakom ja was umiłował." I gdzieindziej: "Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość jedni ku drugim mieć będziecie." Nawet nieprzyjaciół nakazał nam Jezus miłować.
Św. Antoni usłuchał rozkazu i spełniał go całe życie wiernie. Bo to życie jego - to łańcuch trudów, prac i wysiłków bohaterskich dla zbawienia dusz, dla ulżenia doli nieszczęśliwych. Jeśli zaś chodzi o nas, tośmy pełni miłości dla tych, którym coś zawdzięczamy. Owszem, pożalimy się i nad biedakiem, a czasem mu coś rzucimy na odczepne. Ale to nie jest jeszcze miłość taka, jakiej żąda od nas Pan Jezus. Mamy pamiętać, że ten nędzarz ma także duszę nieśmiertelną, przez Chrystusa krwią najdroższą odkupiona i do tego samego nieba co i nasza przeznaczona. A Sędzia-Bóg kiedyś sądził nas będzie według tego, cośmy uczynili tym maluczkim, mówiąc, że cośmy im czynili, czyniliśmy Jemu. -
Dziś pole do miłości bliźniego wielkie. Bo nędza skrajna gnębi ogromne rzesze. Niech więc wyrwie się z serc naszych Chrystusowe: "żal mi tego ludu", niech dłoń otoczy się dla ulżenia biednym. Powstają komitety dla ratowania bezrobotnych i głodnych. Stańmy wszyscy zgodnie w szeregach czynnych pracowników na polu miłości bliźniego. Bo miłość bliźniego - to jedna z najpiękniejszych pereł naszej świętej wiary.
A po tej miłości poznają nas, żeśmy uczniami Chrystusowymi!
cdn.